Dotykając Jego ran
Dziś Twoje rany w chorych już mnie nie przerażają. Bo są ranami zasklepionymi, uwielbionymi, dzięki Twojemu zmartwychwstaniu. Spraw Panie, abym był żywym świadkiem Twojej obecności.
2023-04-13
Komentarz do fragmentu Ewangelii Łk 24, 35-48
Czwartek w oktawie Wielkanocy
Dlaczego uczniowie, którzy parę chwil wcześniej, w drodze do Emaus, rozmawiali z Jezusem i byli z Nim przy łamaniu chleba, teraz w Jerozolimie Go nie rozpoznają? Dlaczego w ich sercach zamiast poczucia bliskości pojawiają się zmieszanie, wątpliwość, niedowierzanie? Przecież to ten sam Jezus: „To ja jestem”, „dotknijcie Mnie”, przekonajcie się...
To wcześniejsze spotkanie było chyba dla nich bardziej przeżyciem mistycznym; „Poznali Go, lecz On zniknął im z oczu”. Jezus, jak wiemy z Ewangelii, pozostał w łamanym chlebie, który stał się Eucharystią. A może dla uczniów to było zaskoczenie, że Jezus zmartwychwstały naprawdę żyje? Że może być tak blisko? Ciągle do nich nie docierała prawda o pustym grobie. Być może znowu w ich umysłach dominowały przypuszczenia, że to tylko zjawa, sen. „Dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach?”. Być może szybko zapomnieli, że Bóg może przekraczać prawa fizyczne, może być obecny jednocześnie tu i tam. Przychodzi niezależnie od naszych możliwości. Przedziera się nie tylko przez ściany Wieczernika, ale jest w stanie dotrzeć z łaską do zamkniętego, skamieniałego serca, przemieniając je swoją łaską.
Czego uczy mnie Jezus, zapraszając do dotknięcia Jego ran? Tego, że jest obecny w ranach najbardziej bezbronnych, cierpiących. Myślę tu o osobach przebywających w salach szpitalnych, hospicjach, domach starości. To tam rozlega się wołanie Jezusa: „dotknij mnie, popatrz na moje ręce, nogi, zobacz moją samotność, dotknij moich ran!”.
Jezus jest także obecny w twoich ranach… Dlaczego boisz się je dotknąć? Dziś mówi słowa, które wypowiadał w drodze do Jerozolimy: „Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Dlaczego więc żyjesz wielkim piątkiem, a nie porankiem zmartwychwstania?
Panie Jezu, Twoja męka i zmartwychwstanie pozwoliły mi odkryć, że ja też boję się Ciebie dotknąć, zobaczyć, że jesteś obecny w chorych. Na szczęście postawiłeś na mojej drodze osoby takie, jak pan Piotr. Każdego dnia wchodziłem do jego szpitalnej sali i wydawało mi się, że jestem wobec niego bezradny. Sprawiał wrażenie nieobecnego, z zaawansowaną demencją. Uspokajałem sumienie, że nic więcej nie da się zrobić, a przecież inni czekają, więc nie warto tracić zbędnego czasu. A jednak coś mi podpowiadało: „podejdź bliżej”, „zbliż się do niego”, „powiedz słowo”. Pokonałem barierę strachu. Podszedłem blisko, dotknąłem i wyszeptałem do ucha: „Panie Piotrze, przyjmuje Pan Komunię świętą? Kiedy był Pan w spowiedzi?”. I w tym momencie okazało się, że mam przed sobą człowieka niewidomego i głuchoniemego, który od wielu lat czekał na Ciebie.
Co byłoby z nim dalej, gdybym jednak nie podszedł, nie pokonał strachu, uprzedzeń, nie zobaczył w nim Ciebie? A przecież wystarczyło tak niewiele. Dziękuję Ci, Panie, za Twoją obecność paschalną. Za to, że codziennie dotykam Cię w chorych i cierpiących. Podobnie, jak lekarz lub pielęgniarka, opatrujący rany na ciele, tak ja dotykam tych niewidzialnych. Czasem są to duchowe zabiegi bardziej kosmetyczne, a innym razem poważne operacje duchowe, „na otwartym sercu”.
Dziś Twoje rany w chorych już mnie nie przerażają. Bo są ranami zasklepionymi, uwielbionymi, dzięki Twojemu zmartwychwstaniu. Spraw Panie, abym był żywym świadkiem Twojej obecności.