Źródło dające siły

Kiedy intensywny dzień w szpitalu spędzony od rana do wieczora daje mi się we znaki, uciekam do Niego. Zamykam drzwi kaplicy. Podłączam się do kroplówki Najświętszej Krwi i Najświętszego Sakramentu, otwieram tabernakulum, wystawiam Go na ołtarzu i trwam.

2023-05-11

Komentarz do fragmentu Ewangelii J 15, 9-11
V tydzień wielkanocny

Każdy z nas przeżył w swoim własnym domu wyłączenie prądu… Nieoczekiwane, mogło nam bardzo skomplikować życie. Po omacku szukaliśmy świecy, zapałek. Trwający godzinami brak elektryczności odmroził naszą lodówkę, zresetował niezapisane pliki w komputerze… Wyobrażasz sobie życie bez energii elektrycznej? Dziś wywołałoby niemałą panikę. Pomyślmy o naszych bankomatach, urządzeniach elektronicznych, smartfonach, które wymagają codziennego doładowania… Strach pomyśleć.

A teraz wyobraź sobie, że twoje wnętrze to prawdziwe miasto, które Bóg zasila swoją obecnością. To On jest źródłem prawdziwego życia. Odłączenie duchowej elektryczności grozi konsekwencjami jeszcze gorszymi aniżeli te, które powoduje odcięcie prądu w codzienności. Grozi utratą zbawienia. Odcięcie się od miłości Bożej, przykazań od razu odbija się w życiu codziennym. Drażliwość, łatwość wpadania w nałogi, złe nawyki i przyzwyczajenia, a nawet utrata sensu życia. Jest jeszcze jedna konsekwencja. Jesteśmy wówczas jak sucha latorośl, która nadaje się do odcięcia, wyrzucenia i spalenia; ,,kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia” (J 15, 6). Życie bez miłości szybko powoduje duchowe otępienie i co najgorsze – obojętność. 

Jako kapelan szpitalny jestem świadkiem takich duchowych ciemności wielu chorych. Na szczęście Jezus daje nam lekarstwo. Cudowny Lekarz przepisuje najdoskonalszą receptę: „Wytrwajcie w miłości Mojej!”. Chce na nowo wprowadzić nasze życie w obieg miłości Boga Ojca: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem”. Co to znaczy trwać w Jego miłości? Pozwolić, by On był nieustannie obecny w naszym życiu! Szczególnie w podejmowanych decyzjach i wyborach.  Mając świadomość, że gmach życia duchowego buduje się miesiącami a nawet latami, ponieważ to budowanie na trwałym fundamencie. Daje jednak pewne owoce – żadna burza życiowa nie zachwieje domem naszego wnętrza i nigdy go nie wywróci! Trwać w Jezusie to także zgodzić się na obumieranie z własnego „ja”, egoizmu, pomysłu na życie. Liczyć i żyć tylko dla Niego.

Codziennie widzę Go w moich chorych. Widzę Go – Ukrzyżowanego, w grymasie twarzy Pauliny, która ma podłączoną sondę do żołądka i każdego dnia mówi, że już nie da rady, że się poddaje, że przeżywa duszności, wybuchy gorąca, że nie ma już sił. Moje trwanie przy Jezusie (chorym…) także Jemu (jej…) jest potrzebne. Dziś dostrzegłem na twarzy Pauliny budzącą się wiosnę, kiedy to „trwanie” przy jej łóżku w milczeniu, a czasem w niemilczeniu, dodaje nadziei i siły. Uścisk ręki, pogłaskanie po policzku… I jedno słowo: jestem.

Trwanie w Nim potrzebne jest nie tylko chorym, ale jeszcze bardziej dziś pracownikom służby zdrowia. „Jeden z kapłanów opowiadał, że był w jednym, ze szpitali, w których widział śmiertelnie chorego, obok niego plejadę lekarzy i pielęgniarek. Jednak byli tak zatroskani, że nie znaleźli czasu, by zająć się nim, porozmawiać. Ważniejsze były procesy fizjologiczne, niż jego osoba, jego obecność. Jak bardzo jednak człowiek jest spragniony spotkania poprzez uśmiech, ciepło czyjejś dłoni, zatrzymanie się. Gdyby ktoś zatrzymał się przy nim, może by mu się poprawiło. Choćby przez to, że czułby się dostrzeżony”. (ks. Tadeusz Dajczer, Sakrament obecności. Rozważania o Eucharystii, cz. 4, Opole-Warszawa 2009, s. 29-30) No cóż – nie można dawać Miłości, gdy samemu się jej nie otrzymuje!

Niech nauczycielką dla nas będzie Maryja i Weronika. Weronika niesie realną pomoc i przypomina trochę medyków – dziś może zabrałaby parę gazików, by ocierać krew ściekającą z policzka i korony cierniowej, może środki przeciwbólowe, aby przynajmniej próbować ulżyć Jezusowi. Maryja z kolei stała, trwała przy krzyżu, jednocząc się z cierpiącym Synem. Była przy Nim, nie zdezerterowała w chwilach próby. Pozwoliła, aby miecz boleści przeszył Jej serce. Patrzyła ,,na Tego, którego przebili” (J 19,37; Za 12,10). Od Maryi uczę się uważności na chorego, dostrzegania jego samego i trwania przy nim.

Kiedy intensywny dzień w szpitalu spędzony od rana do wieczora daje mi się we znaki, uciekam do Niego. Zamykam drzwi kaplicy. Podłączam się do kroplówki Najświętszej Krwi i Najświętszego Sakramentu, otwieram tabernakulum, wystawiam Go na ołtarzu i trwam. Odnajduję radość w ciszy i Jego ranach. Na nowo wracają siły. A On się mną cieszy, bo chce, aby radość Jego we mnie była i aby radość moja była pełna. Bo Bóg daje w obfitości. Jest jak źródło, ku któremu warto przychodzić i na nowo odzyskiwać siły.

Autorzy tekstów, ks. Marcin Niesporek, Rozważanie, Komentarz do ewangelii

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024