Jezus – żywa Obecność
Chyba potrzebuję na nowo nawrócenia, by sobie uświadomić, Kogo trzymam w rękach. Rozgadany przed mszą świętą, odbierający telefon parę chwil wcześniej, czy przeglądający ostatnie smsy, wiadomości. Często zbyt łatwo gubię to, co najważniejsze – że On jest. W Eucharystii.
2023-06-07
Komentarz do fragmentu Ewangelii J 6, 51-58
Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa
Godzina 14.00. Skwar, duchota na zewnątrz. A ja? Od rana załatwiam różne sprawy. Po porannym obchodzie chorych ostatnie przygotowania przed pielgrzymką z medykami do Fatimy i Santiago de Compostella. Ostatnie poprawki ogłoszeń i intencji na najbliższe dwa tygodnie. Prasowanie koszul, oddanie przełożonym sprawozdań kończących rok formacyjny. Nerwowe ostatnie kliknięcia w klawiaturę komputera, drukowanie rozważań drogi krzyżowej, by w poniedziałek nie zapomnieć. Lista młodzieży na weekendowy wyjazd. A w sercu jakby czyjeś wołanie…: „Ja jestem…”; „jestem chlebem żywym…”.
Czasem zapominam o Nim, że jest. Codziennie sprawuję Eucharystię. Dotykam misterium (tajemnicy) Jego obecności… Tyle razy powtarzam słowa konsekracji: „To jest bowiem ciało Moje, które za Was będzie wydane…”, „To jest kielich krwi Mojej, nowego i wiecznego przymierza, która za Was i za wielu będzie wylana…”. Tak łatwo mi to przychodzi, a przecież to wszystko zrodziło się z tajemnicy krzyża, męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa! Każda msza święta to bezkrwawa Kalwaria.
Chyba potrzebuję na nowo nawrócenia, by sobie uświadomić, Kogo trzymam w rękach. Rozgadany przed mszą świętą, odbierający telefon parę chwil wcześniej, czy przeglądający ostatnie smsy, wiadomości. Często zbyt łatwo gubię to, co najważniejsze – że On jest. W Eucharystii. Grozi mi – i nam wszystkim – takie zagubienie. Grozi nadaktywizm, przegadane adoracje, wypełnione po brzegi modlitwami, by nie było ani odrobiny ciszy…
„Sprzeczali się między sobą Żydzi, mówiąc: jak On może nam dać swoje ciało do jedzenia?”. Zostaw na moment to, o czym myślisz – jak to się dzieje, że On może tu naprawdę być? Na prostym ołtarzu, w małej kapliczce i na wielkich ołtarzach ogromnych katedr. Ten sam Jezus. Trzymany w rękach Papieża, kardynała, czy zwykłego księdza – kapelana. Czyż to nie ekscytujące, że nic nie jest dla Niego barierą? Wpuszczony do gruboskórnego serca chwilę po spowiedzi, wprowadza jakieś nadprzyrodzone światło, łaskę, zmienia najbardziej zatwardziałych grzeszników. Daje obietnicę: „Kto spożywa Moje ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne”.
Kardynał Józef Tomko zwykł powiadać: „Nie powinniśmy mówić: czym jest Eucharystia, ale Kim jest Eucharystia”! Nie bój się, że nie jesteś jej godny i nie postanawiaj, że przyjmiesz ją tylko w niedzielę. Zostaw stare schematy, przyzwyczajenia! Bo przecież dokonujące się z Nim zjednoczenie skutkuje przebaczeniem grzechów lekkich oraz wzmacnia w walce z pokusami, wadami. Stanowi najlepsze zabezpieczenie wobec grzechów ciężkich. To prawda, że już sakrament chrztu daje nam nowe życie, ofiarując wolność od grzechu pierworodnego. Jednak Eucharystia jest jakby kontynuacją chrztu i ma to rozpoczęte nowe życie z Jezusem podtrzymać tak, jak zwyczajny napój i pokarm podtrzymuje życie i umożliwia wzrost ciała. Jesteś w szpitalu lub w domu samotny, schorowany? Komunia święta ma także terapeutyczny charakter. Jezus uzdrawia z naszych zranień, goryczy, narzekania, beznadziei, rozpaczy. Dlatego komunię świętą przyjmuj jak najczęściej.
Mówisz, że wystarczy niedzielna Eucharystia albo ta raz do roku, w święta? A wyobrażasz sobie przyjaźń i sms wysyłany przyjacielowi raz do roku…? A przecież nowe życie otrzymane na chrzcie musi się nieustannie Nim żywić. Nie dlatego, że skutki Eucharystii są ograniczone czasowo (np. przestają działać po tygodniu), ale dlatego, że każde godne spożywanie Ciała i Krwi Pańskiej, skutkuje kolejnym wzrostem. Zapoczątkowuje pewien proces dojrzewania i wchodzenia w coraz większe zjednoczenie z Chrystusem aż po upodobnienie się do Niego. Spożywając Eucharystię, nie tylko przemieniamy się na Jego wzór, ale radykalniej – w Niego. Osiągamy to, co było marzeniem mistyków – zjednoczenie z Oblubieńcem.
Przyjmowanie Najświętszego Sakramentu, zwłaszcza wraz z uczestnictwem we mszy świętej, ma jeszcze jeden wymiar, szczególnie w życiu ludzi chorych – ofiarnicze wstawiennictwo. Gdy ktoś cierpi, może wraz z Jezusową ofiarą na ołtarzu złożyć Ojcu swój ból, niedomagania, trudności. Można to uczynić w myśli w chwili, gdy w czasie mszy dokonuje się przeistoczenie (gdy kapłan modli się i wznosi kielich wina i hostię). Jest to szczególnie miłe Bogu i owocuje wieloma łaskami duchowymi dla innych i dla tej osoby.
Panie Jezu, dziękuję Ci za lekarkę, która nieskrępowana obecnością swoich kolegów i koleżanek, uklęka na korytarzu przed Najświętszym Sakramentem. Dziękuję za dwóch studentów, którzy jako jedyni w tłumie uczynili podobnie, dając świadectwo wiary. Od dziś pozwól mi z większą czcią udzielać chorym Komunii, trzymać Cię inaczej, bardziej starannie puryfikować kustodię wyjmowaną z bursy, w której Cię noszę do chorych. A po mszy świętej uklęknąć i zatopić się w modlitwie, naprawdę odnowić w sobie wiarę, że jesteś chlebem zstępującym z nieba. Bo przecież wszystko zaczyna się od Ciebie i na Tobie kończy.