Pragnąc zbawienia swojego i innych. Droga do świętości Teresy z Lisieux (część I)
Być małym – pisała św. Teresa – to „uznawać swoją nicość, oczekiwać wszystkiego od Boga, jak małe dziecię oczekuje wszystkiego od ojca, niczym się nie kłopotać, nie gromadzić mienia”.
2023-10-03
Dziecięctwo Boże oraz młody wiek poprowadziły Teresę do świętości. Drogę tę nazwała małą drogą miłości i zaufania.
Droga ta staje się również dla każdego z nas wielką pomocą, zwłaszcza dla członków Apostolstwa Chorych, bez względu na wiek. Doświadczając w chorobie różnorakiej zależności od innych, ograniczeń, cierpienia, wątpliwości w wierze, możemy za przykładem św. Teresy uczyć się miłości i zaufania. Możemy ją bezpośrednio prosić o pomoc i wstawiennictwo u Dobrego Boga.
Przywołując duchowość św. Teresy, mam przed oczyma Barbarę Żmidzińską, która niedawno odeszła do Wieczności. Na miesiąc przed śmiercią odwiedziłem ją w szpitalu. Bliska jej była duchowość karmelitańska. Podobnie jak św. Teresa w największej godzinie próby w duchu przyjęcia cierpienia jako woli Boga, całkowicie Mu zaufała.
„Droga dziecięctwa duchowego”
Po raz pierwszy określiła tak duchowość Teresy matka Agnieszka, przeorysza wspólnoty karmelitanek z Lisieux, rodzona siostra Świętej – Paulina. Określenie to zostało przywołane później przez papieża Benedykta XV w dekrecie o heroiczności cnót Teresy. Zwraca na to uwagę ks. Piotr Descouvemont, autor artykułu o św. Teresie we francuskim Słowniku Duchowości.
Mówiąc o dziecięctwie duchowym, często mamy przed oczyma scenę z Ewangelii św. Mateusza, ukazującą Jezusa stawiającego dziecko jako wzór do naśladowania (por. Mt 18, 3-4). Co ciekawe, w swoich listach czy manuskryptach Teresa nie odniosła się bezpośrednio do tego fragmentu Ewangelii. Wielokrotnie jednak, będąc już dorosłą kobietą, mówiła o sobie jak o małym dziecku. „Niebo jest dla dziecka” – pisała. Lubiła często utożsamiać się z małym dzieckiem, które nie boi się wejść na kolana Jezusa, aby Go objąć. Począwszy od 24 lutego 1895 r. – miała wówczas 22 lata – „mała Teresa” z Buissonnets zaczęła nazywać siebie jeszcze bardziej zdrobniale: „całkowicie mała Teresa”. Tak sformułowany podpis widniejący pod jej listami nie był jedynie jakimś zgrabnym zabiegiem językowym. Autorce listów chodziło o jeszcze czytelniejsze podkreślenie jej pokornego doświadczenia nicości a zarazem zależności od Boga.
Teresa nie rozumiała postawy dziecięctwa jako naiwności, czy łatwowierności, akcentuje ks. Descouvemont. Wręcz odwrotnie, przez całe życie była osobą medytującą. Często, gdy doszła do poznania czegoś istotnego, powtarzała: „Dobry Bóg dał mi łaskę zrozumienia”. Jej duchowa droga nie była także jakąś formą rezygnacji, czy – jak to współcześnie mówimy – „fruwaniem w obłokach”. Mocno stąpała po ziemi. Sama kiedyś zdefiniowała odkrytą przez siebie drogę do Boga: „Spodobało się Jezusowi wskazać mi jedyną drogę, która wiedzie w sam Boski żar; tą drogą jest zaufanie małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach swego Ojca (…)
O! Gdyby wszystkie dusze słabe i niedoskonałe czuły to, co czuje najmniejsza z nich wszystkich, dusza Twej małej Teresy, ani jedna nie straciłaby nadziei, że zdobędzie szczyt góry miłości, ponieważ Jezus nie żąda wielkich czynów, ale jedynie zdania się na Niego i wdzięczności”.
W naszym przeżywaniu choroby doświadczamy nieraz bezradności, upokarza nas zależność od drugiego człowieka, czujemy się w różny sposób zagubieni. Myślimy: przez całe życie byliśmy samowystarczalni, a teraz? Nie rozumiemy, co się z nami stało, gdy przyszła choroba. Święta Teresa próbuje nam w tym trudnym dla nas położeniu wskazać drogę pokory, odkrywania sensu w zależności od innych, zależności od Boga…
Obraz Dobrego Boga
Święta Teresa mówiła – podobnie jak inny francuski święty z XVII w., św. Franciszek Salezy, którego dobrze znała z duchowych tekstów – że wszyscy jesteśmy powołani do świętości. Wystarczą jedynie miłość i zaufanie. Widziała je wpierw w Matce Najświętszej.
To, o czym pisał św. Franciszek i to, do czego duchowo doszła św. Teresa, było ważnym odkryciem w kontekście epoki, w której żyli ci święci. Akcentowano wówczas wielki wysiłek człowieka związany z licznymi wyrzeczeniami i pokutami, przez które trzeba przejść, i które trzeba wykonać, aby otrzymać zbawienie. W homiliach ukazywano surowy obraz Boga bez przywoływania Jego miłosierdzia. Do takiego niewłaściwego obrazu Boga niechlubnie przyczynił się potępiony przez Kościół jansenizm, ruch teologiczno-duchowy nazywany tak od jego założyciela, siedemnastowiecznego biskupa jednego z miast Flandrii – Ypres, Kornela Ottona Jansena. Jednym z zaleceń jansenistów było rzadkie i równocześnie bardzo starannie przygotowane przystępowanie do Komunii świętej. Uważali, że grzesznicy nie są jej godni.
Święta Teresa wychowana na homiliach akcentujących taki obraz Boga, bardzo cierpiała. Nie rozumiała go. W inny sposób, dzięki wychowaniu w domu rodzinnym i odkrytej przez siebie drodze dziecięctwa Bożego, doszła do poznania wielkiego miłosierdzia Boga. Jako osoba dorosła, relacjonując w pismach dzień Pierwszej Komunii świętej, pisała o swojej osobistej relacji do Boga: „Był to pocałunek miłości; czułam, że jestem kochana i sama również mówiłam: kocham Cię”. Do końca życia żyła ze świadomością, że jest umiłowanym dzieckiem Boga, pomimo ciemności duchowych, których doświadczała.
Gdy św. Jan Paweł II ogłaszał Świętą z Lisieux Doktorem Kościoła, zwrócił uwagę na ówczesny kontekst duchowy Kościoła. Warto przytoczyć jego słowa z Listu apostolskiego Divini amoris scientia: „Teresa sprawiła, że w naszej epoce Ewangelia znów zajaśniała pełnym blaskiem; pełniła misję prowadzenia innych do poznania i umiłowania Kościoła, mistycznego Ciała Chrystusa; pomogła uleczyć dusze z rygorów i lęków wpojonych przez doktrynę jansenistyczną, skłonną bardziej do podkreślania sprawiedliwości Boga niż Jego miłosierdzia”.
Teresa budowała swoje życie duchowe na prawdzie. Widziała wyraźnie swoje grzechy i słabości, ograniczenia naturalne. Nazywała je po imieniu. To ważna wskazówka dla nas. Nie bała się przystępować do sakramentu spowiedzi świętej. Mówiła o swoich słabościach Jezusowi. Pisała kiedyś odważnie do misjonarza, ks. Adolfa Roullanda: „Oczekuję od Boga zarówno sprawiedliwości, jak i Jego miłosierdzia (…). On jest sprawiedliwy, jak i współczujący oraz pełen słodyczy, daleki od karania i wypełniony miłosierdziem, bo zna dobrze naszą kruchość i dobrze wie, że jesteśmy tylko pyłem”. Z roku na rok coraz bardziej dojrzewała duchowo.
W Karmelu miała w zasięgu ręki francuski przekład „Myśli i pouczeń duchowych” św. Jana od Krzyża. Poznawała doktrynę kierownika duchowego św. Teresy z Ávila, reformatorki hiszpańskiego Karmelu, o wartości oczyszczenia duchowego. W pouczeniach św. Jana od Krzyża czytamy: „Bóg w jakiś sposób czyni dzieło jeszcze większe, gdy oczyszcza duszę z jej nieuporządkowanych przywiązań, gdy wydobywa ją z nicości, jej nicość bowiem nie przeciwstawia się Jego Majestatowi”. Święta Teresa, gdy przeżywała różnego rodzaju oczyszczenia duchowe, głęboko wierzyła, że Bóg coraz bardziej ją umacnia i rozwija.
Obraz Boga, który zawsze nas kocha, zwłaszcza w chorobie i cierpieniu, jest ważny także w naszym położeniu. Niektórzy myślą, że Bóg ukarał ich chorobą, cierpieniami, innymi próbami, które ich spotkały w życiu. Jeśli w tym przykrym dla nas doświadczeniu wspominamy wydarzenia z wcześniejszych lat życia: nasze błędy, grzechy, niewierności, konkretne zło, które za naszą przyczyną, dotknęło innych, to obecne doświadczenie choroby i cierpienia możemy wykorzystać jako formę naszego oczyszczenia duchowego; powierzyć Bogu nasze przykre doświadczenie duchowe. To przykre doświadczenie nie zmienia jednak podejścia Boga do każdego z nas. On nas nadal kocha. Więcej, tym bardziej pragnie okazać nam swoje miłosierdzie, pomóc nam w duchowym oczyszczeniu. Rozumiała to dobrze Święta z Lisieux. „Czuję – pisała – że choćbym na sumieniu miała wszystkie możliwe grzechy, to i tak bym poszła, ze skruszonym z żalu sercem, rzucić się w ramiona Jezusa, gdyż wiem, jak drogi jest Mu syn marnotrawny, który do Niego powraca”. Dlatego z naszej strony, w duchu dziecięctwa Bożego, winniśmy, podobnie jak ona – wielki Doktor Kościoła, „wejść na kolana Jezusa, aby Go objąć”. Jedynie miłość jest uzdrawiająca. Do tego potrzebna jest pokora!
Być małym – pisała św. Teresa – to „uznawać swoją nicość, oczekiwać wszystkiego od Boga, jak małe dziecię oczekuje wszystkiego od ojca, niczym się nie kłopotać, nie gromadzić mienia (…). Być małym, to następnie nie przypisywać sobie cnót, lecz uważając się za niezdolnego do czegokolwiek, uznać, że Bóg składa w ręce swego dziecięcia ten skarb cnoty, aby się ono posługiwało według potrzeby; ale skarb ten pozostaje zawsze własnością Boga. Wreszcie nie zniechęcać się swymi błędami, bo dzieci często upadają, lecz są za małe, aby sobie mogły za wiele złego zrobić”. Teresa miłością i zaufaniem, głównymi elementami małej drogi, odpowiedziała na miłość i zaufanie Boga.
Zobacz całą zawartość numeru ►