Robotników mało...
Czasami ksiądz bywa bezradny wobec silnych uprzedzeń pogubionej, zranionej w przeszłości osoby i może do niej dotrzeć najpierw tylko inna osoba, pełna wiary.
2023-10-05
Komentarz do fragmentu Ewangelii Łk 10,1-12
XXVI tydzień zwykły
Zapewne istniało kilka powodów, dla których już nie tylko Dwunastu głosiło Ewangelię, ale jeszcze więcej. Świat jest rolą, która potrzebuje robotników. Pan Jezus to zaznacza: „żniwo wprawdzie wielkie” i jednocześnie dodaje: „ale robotników mało”. Najczęściej te słowa interpretujemy jako wezwanie do modlitwy o nowe powołania kapłańskie. Statystyki jednak pokazują, że w historii chrześcijaństwa dziś jest najwięcej kapłanów. Mimo, że wydawałoby się odwrotnie, sądząc po spadającej liczbie powołań w wielu krajach.
W słowach Jezusa „ale robotników mało” chodzi chyba jednak o coś innego. Nie o ilość, ale o jakość. Czy czasem my, kapłani, nie prężymy muskułów tam, gdzie ta siła nie jest aż tak potrzebna? Z Ewangelii dowiadujemy się, kogo Jezus najczęściej wymienia wśród tych, którzy powinni być duchowo zaopatrzeni – „uzdrawiajcie chorych, którzy tam są”. Chrystus troszczył się o wielu, ale chorzy zawsze w Jego nauczaniu i posłudze byli postawieni na pierwszym miejscu. Użyte słowo „chorzy” oznacza także: słabi, niedołężni, bezsilni. „Wyznaczył jeszcze innych” – to tak, jakby chciał powiedzieć: potrzebna jest szczególna „jednostka do działań specjalnych”, wysłana do takich właśnie osób, do chorych. Dlatego dzisiejszy obraz posłania „jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch” mnie osobiście przypomina misję kapelanów.
W naszej archidiecezji jest właśnie taka szczególna grupa – kapelani. Lecz czy chorzy rzeczywiście są w centrum naszej troski? Być może Jezus chce nas wybudzić z letargu. To nie oni mają nas szukać, ale my powinniśmy ich znajdować. Chorych, słabych, niedołężnych, bezsilnych. Dziś tymi obrzeżami, na które – jak mówi często papież Franciszek – jesteśmy posłani, są szpitale, hospicja, domy pomocy społecznej, ośrodki pielęgnacyjne, ale także wszyscy pozostawieni samotnie w domach.
Szpital jest miejscem, w którym namacalnie doświadczam przybliżania się królestwa Bożego. Tam znajduję dziewięćdziesięcioletniego Antoniego, ale też osiemnastoletnią Paulinę. To tam spotykam się z czułością i radością chorych, tęskniących za Jezusem i widzę, jak całe sale pacjentów przykutych do łóżek uczestniczą w niedzielne dopołudnie w transmisji mszy świętej z Łagiewnik czy Jasnej Góry. Ale tam doświadczam też pytań o wiarę, Kościół, o prawdziwość wspaniałych katechez na temat Boga, życia wiecznego. Czasem buntu. Zdarza się, że obojętności i braku poczucia potrzeby księdza. Słowa Ewangelii wypełniają się w realnym życiu: „Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim”, ale i innych słów: „jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, […] nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam”.
Na szczęście nie jestem sam… Jezus nie posyła tylko Apostołów, ale także ich pomocników. Przez sakrament chrztu świętego każdy człowiek ma również udział w Jego misji! A nawet w misji kapłańskiej! Czasami ksiądz bywa bezradny wobec silnych uprzedzeń pogubionej, zranionej w przeszłości osoby i może do niej dotrzeć najpierw tylko inna osoba, pełna wiary. Jego żywymi świadkami są szczególnie chorzy. Któregoś dnia takim narzędziem Bożego działania była pani Brygida. Leżała na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, a obok niej, na sąsiednim łóżku inny pacjent. Ten drugi, młody człowiek, od razu ręką wskazał mi, bym nie podchodził, a miną sugerował, że nie ma ochoty rozmawiać z kapelanem. Zacząłem więc od rozmowy z panią Brygidą. Zakończyła się udzieleniem jej sakramentu spowiedzi, namaszczenia chorych, Komunii świętej. Zapewne chory obok słyszał moją modlitwę litanii za chorego. Potem spotkałem Panią Brygidę już przyjętą na inny oddział i z wielkim wrażeniem wysłuchałem jej opowieści, która wydarzyła się tamtego dnia tuż po moim odejściu. Między nią a chorym nawiązała się rozmowa międzypokoleniowa. Pani Brygida, głęboko i autentycznie wierząca, dostosowała odpowiednie środki – pokarm dla wiary człowieka w wieku niemowlęcym. Pięknie mówiła o Eucharystii, modlitwie, łasce Bożej. Wszystko po kolei tłumaczyła. A to, że kawałek hostii w Eucharystii jest całą osobą Jezusa. A to, że Bóg człowieka kocha i jest w stanie naprawić każdą podziurawioną grzechami historię życia. To było dla mnie mocne świadectwo. Pokazało mi ono, że tam, gdzie dostępu do ludzkiego serca nie ma kapłan, tam szczególną rolę odgrywają ci, którzy sami cierpią, dojrzale przeżywając swoją wiarę. A szpital kolejny raz okazał się dla mnie jakby oddziałem neonatologicznym. Był w tym dniu miejscem nie tylko fizycznych narodzin, ale duchowego wskrzeszenia.
Panie, dziękuję Ci za Twoją pomoc, jaką mi dajesz w postaci moich chorych braci i sióstr, którzy autentycznie wierzą w Ciebie i głoszą Twoją dobroć. Są mi wsparciem, a niekiedy wzorem. Razem możemy o wiele więcej. Nie jestem sam.