Ośrodek to teraz mój dom
Historia Damiana, którego wypadek przykuł do wózka.
2023-12-01
Przed godziną 15.00 w Ośrodku dla Osób Niepełnosprawnych Miłosierdzie Boże w Mikołowie Borowej Wsi spotykam Damiana Bednarskiego. Jest mieszkańcem Ośrodka, mieszka w 11. grupie.
ks. Wojciech Bartoszek: – Damianie, jaka jest historia Twojego przybycia do Borowej Wsi?
Damian Bednarski: – Obecnie mam 51 lat. Pochodzę z Pawłowic koło Rybnika. Gdy miałem 19 lat jechałem wraz z kolegą motorem. Kolega prowadził motor. Niestety za szybko. Było to wieczorem. Uderzyliśmy w stojącego na poboczu nieoświetlonego malucha. Kolega złamał nogi. Ja wyleciałem z motoru na odległość 17 metrów i uderzyłem głową w asfalt. Do dzisiaj mam dziurę w głowie, brakuje mi znacznej części kości czaszkowej. Przeżyłem śmierć kliniczną. Wydawało mi się, że widziałem jakieś „błyski w chmurach”. Doświadczyłem głębokiego pokoju wewnętrznego. Chciałem w nim trwać, ale się obudziłem. Okazało się, że w śpiączce, w szpitalu byłem przez 5 miesięcy.
Później dowiedziałem się, że wiele osób modliło się za mnie. Mama była w Piekarach Śląskich, u Matki Bożej Lekarki Chorych. Także na Jasnej Górze wraz z bliskimi modliła się za mnie. Wierzyła, że wrócę. I tak się stało.
– W jaki sposób przyjąłeś swoją niepełnosprawność?
– Nie było to łatwe. Niestety popełniłem wiele błędów. Nadużywałem przez jakiś czas alkoholu. Nie potrafiłem się z tym pogodzić.
– Czy od razu znalazłeś się tutaj, w Ośrodku?
– Nie. Proces rehabilitacji trwał długo. Ze śpiączki obudziłem się 18 listopada. Byłem w pełnej afazji. Już w czasie śpiączki – relacjonowano mi później – byłem rehabilitowany. Po przebudzeniu zacząłem spełniać proste polecenia, potrafiłem połykać pokarm, ale jeszcze nie mówiłem. Po pierwszej rehabilitacji w szpitalu zostałem przewieziony do Rept, do Górnośląskiego Centrum Rehabilitacji. To był bardzo ważny pobyt. Po jakimś czasie zostałem wypisany z Centrum i wróciłem do domu, do rodziców. Pamiętam wrażenie, jakie zrobiłem na nich, gdy zacząłem mówić. Było to późnym wieczorem. Siedziałem obok mamy, a tata schodził ze schodów w domu. Pierwsze zdanie, które wypowiedziałem było: „Mamo, co mogę ci powiedzieć?”, a do taty: „Cześć tato!”. Myślałem, że tata z wrażenia spadnie ze schodów. Zacząłem mówić wskutek długiej terapii – przyjmowałem wiele zastrzyków. Następnie 1 grudnia 1999 r. zostałem przyjęty do Ośrodka w Borowej Wsi. Było to na krótko przed śmiercią moich rodziców.
Mam sparaliżowaną lewą stronę ciała, ale potrafię się poruszać dzięki wózkowi inwalidzkiemu. Mogę samodzielnie funkcjonować, jeść prawą ręką. Ważną rehabilitacją jest ćwiczenie poruszania się za pomocą mojego wózka. Mieszkam na drugim piętrze. W Ośrodku jest winda, ale mogę na specjalnie przygotowanej platformie dla wózków, przemieszczać się, pomagając sobie zdrową ręką. To ważna rehabilitacja dokonująca się za pomocą tego wózka i dzięki mojemu wysiłkowi. Mogę dzisiaj powiedzieć, z pewną dozą humoru, że przeszedłem „z dwóch kół na cztery”, z etezety 250 na ten wózek. Raz na tydzień ponadto chodzę na ośrodkową rehabilitację, w czasie której ćwiczę zarówno zdrową, jak i chorą rękę.
– Damianie, gdy o tym wszystkim opowiadasz z taką dozą humoru, widać, że przeszedłeś już długą drogę akceptacji swojej niepełnosprawności…
– Teraz tak mówię… Choć na początku nie było to takie proste. Mówiłem już o tym w naszej rozmowie. Niestety – dodam jeszcze – chciałem popełnić samobójstwo.
– Co pomogło Ci przyjąć tak trudne doświadczenie?
– Codziennie jestem w kaplicy. Patrzę na tabernakulum. Modlę się. Dziękuję Panu Jezusowi, że żyję. Kocham Go. Do tej modlitwy dziękczynnej długo dochodziłem. Obecnie moja wiara jest bardziej osobista niż było to wcześniej. Przed wypadkiem to rodzice bardziej decydowali o mojej wierze i o praktykach religijnych. Także dzięki opiekunom dobrze się tutaj czuję. Gdyby nie ich pomoc, byłoby mi trudno. Codziennie pomagają mi się ubrać. Dwa razy w tygodniu pomagają w kąpieli. Po prostu mogę tutaj mieszkać. Ośrodek jest dla mnie domem rodzinnym.
– Damianie, niezwykła jest historia Twojego życia. Zwłaszcza historia wiary. Myślę, że gdyby nie Twoja wiara, trudno byłoby nam podjąć rozmowę o Bogu. Twoi opiekunowie dzielą się także tym, że wiele pokoju wprowadzasz w społeczność mieszkańców. Masz wielkie poczucie humoru. Wszystko to sprawia, że Twoje świadectwo życia i wiary jest wiarygodne. Dziękuję za nie i proszę Cię o modlitwę za cały Kościół święty.
Nasze spotkanie zakończyliśmy przy obrazie Jezusa Miłosiernego, wiszącym w pokoju Damiana, modlitwą – Koronką do Bożego Miłosierdzia.
Zobacz całą zawartość numeru ►