Maryjo, poprowadź nas przez Adwent!
Dziś, kiedy sami rozpoczynamy czas adwentowego oczekiwania, nie dajmy się wessać wszechobecnej reklamie, świątecznemu marketingowi, błyskotkom, jarmarcznej mentalności, wszelkim „merry christmasom”. Zastanówmy się raczej, co jest w tym czasie najważniejsze: uwierzyć w prawdziwe przyjście Pana, przygotować duszę na Jego przyjęcie przez szczerą skruchę i spowiedź, podjąć trud adwentowy – choćby przez odwiedzenie osoby chorej lub samotnej – jak Maryja podjęła trud adwentowej drogi do Ain Karem.
2024-11-30
Nie przypuszczałam, że widok bezkresnej Pustyni Judzkiej może robić aż takie wrażenie. Szukaliśmy ciekawego miejsca do odprawienia polowej mszy w kolejnym dniu pielgrzymowania po Ziemi Świętej. Kierowca autokaru o imieniu Aṭā, muzułmanin, w wielkie święta islamu śpiewający teksty Koranu w meczecie Al-Aksa na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie, zaproponował platformę widokową nad kanionem Wadi Qelt. Znajdujące się tu solidne zadaszenie oraz naprędce zorganizowany przez miejscowych Beduinów stoliczek, umożliwiły celebrację mszy świętej. Sędziwy Beduin o mętnych oczach na polowym ołtarzu położył bukiecik czerwonych kwiatów. Odprawialiśmy mszę na tle pięknej panoramy pustyni. Jak daleko okiem sięgnąć pagórki zachodzące jeden za drugim, niczym fale wzburzonego morza. Tylko kolor skał – jak zwietrzała, pożółkła kreda – przypominał, że to jednak nie falująca woda, ale pustynia. W dolinach gdzieniegdzie ślady życia: wysuszona trawa i zawsze zielone rośliny podobne do liści tulipanów.
Wpatrując się w ten majestatyczny pejzaż, w wyobraźni widziałam brzemienną Maryję, która dowiedziawszy się od Archanioła Gabriela o stanie błogosławionym swojej krewnej, natychmiast wyruszyła w drogę, przemierzając niegościnną Pustynię Judzką, dzielącą zieloną Galileę z rodzinnym Nazaretem od spalonej słońcem krainy, gdzie zbudowano Jerozolimę i leżącą niedaleko wioskę Ain Karem. Tam mieszkała Elżbieta i jej mąż, Zachariasz z rodu kapłańskiego.
W dniu Zwiastowania rozpoczął się dla Maryi prawdziwy czas ADWENTU. Z jednej strony przepełniała ją radość, bo została wybrana przez Boga, napełniona Jego łaską. Z drugiej ludzki niepokój: jak zareaguje Józef, czy nie odwróci się od niej, „nie oddali potajemnie”, jak zachowa się środowisko małego przecież Nazaretu? „Jakże się to stanie, skoro nie zna (pożycia) z mężem”? Ileż musiała mieć zaufania do Boga, ile dziecięcej ufności, że „Duch Święty zstąpi na nią i moc Najwyższego ją osłoni”? A była zaledwie kilkunastoletnią dziewczyną. Jak jej rówieśniczki przychodziła czerpać wodę do źródełka, które do dziś tryska wodą. Jak inne cieszyła się życiem, pracowała, modliła się, przychodziła co szabat do synagogi. Była zaręczona z Józefem, według tradycji żydowskiej po zaślubinach, ale jeszcze przed wspólnym zamieszkaniem. Marzyła o swojej rodzinie. Teraz Bóg postawił przed nią wielkie zadanie: „Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus”. Dlatego „zmieszała się i rozważała, co miałyby znaczyć te słowa”. Decyzja, jaką podjęła, przyzwolenie woli Boga, rozpoczyna czas zbawienia i łaski. Słowo staje się Ciałem i zamieszkuje między nami. Realizują się proroctwa Starego Testamentu: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel” (Bóg z nami) (Iz 7, 14). Odwieczne oczekiwanie Mesjasza – Zbawiciela, zapowiadanego tuż po grzechu pierworodnym, wchodzi w etap realizacji.
Maryja nie zatrzymuje radości Poczęcia dla siebie na własność. Udaje się w niebezpieczną drogę, pokonując około 150 km – może pieszo, może na osiołku – aby dzielić się radością przyszłego macierzyństwa z krewną Elżbietą. „Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Powiedziała: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” (Łk 1, 41-44). Piękna, poruszająca scena. W tym adwentowym rozważaniu najważniejsze jednak wydają się słowa: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana” (Łk 1, 45). Rzeczywiście bez aktu zawierzenia Maryi słowu Bożemu nie byłoby Adwentu, nie dokonałoby się nasze odkupienie.
Dziś, kiedy sami rozpoczynamy czas adwentowego oczekiwania, nie dajmy się wessać wszechobecnej reklamie, świątecznemu marketingowi, błyskotkom, jarmarcznej mentalności, wszelkim „merry christmasom”. Zastanówmy się raczej, co jest w tym czasie najważniejsze: uwierzyć w prawdziwe przyjście Pana, przygotować duszę na Jego przyjęcie przez szczerą skruchę i spowiedź, podjąć trud adwentowy – choćby przez odwiedzenie osoby chorej lub samotnej – jak Maryja podjęła trud adwentowej drogi do Ain Karem.