Być w pogotowiu
W prawdziwym uzdrowieniu jednak wcale nie chodzi o zniknięcie bólu czy choroby. To kruche, ziemskie życie i tak nie jest wieczne. Ważniejsze jest przywrócenie choremu siły wewnętrznej do poradzenia sobie z tym, co go spotkało, odzyskanie pogody ducha, sensu życia mimo choroby, pojednania z bliźnimi.
2024-01-18
Komentarz do fragmentu Ewangelii Mk 3, 7-12
II tydzień zwykły
To początek Ewangelii, Jezus jeszcze nawet nie ustanowił Dwunastu. Ale już naucza i ma za sobą mnóstwo spektakularnych uzdrowień oraz pierwsze spory z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie. Ludzie tłumnie ciągną do Niego ,,na wieść o tym, jak wiele działał”. Czyli z jednego powodu – nadziei na uzdrowienie, wyleczenie, pomoc. Nie aby Go słuchać i uczyć się, jak żyć. Skupieni, by osiągnąć swój cel – dotknąć się Go. Jezus – narzędzie do realizacji własnych celów, najczęściej zdrowotnych.
Co ciekawe, wśród garnących się do Niego są także mieszkańcy Tyru i Sydonu – pogańskich, wysoko rozwiniętych, bogatych dwóch miast oraz Idumei – krainy, której ludy znane były w Starym Testamencie z napaści i zabijania Żydów. A więc i wierzący, i niewierzący, zamożni, wykształceni i biedni, wierzący i wrogowie. Choroba i dzisiaj często stanowi punkt zwrotny w życiu, kieruje myśli człowieka w stronę Boga.
Moja łódka kapelańska jest ciągle w pogotowiu. Na każdym piętrze przy windach widnieje informacja o posłudze kapelanów (bo jest nas dwóch). W moim Specjalistycznym Szpitalu Wieloprofilowym i u drugiego kapelana – w Górnośląskim Ośrodku Kardiologii. Numery telefonów pierwszej pomocy duchowej są także na stronie internetowej szpitala i kapelanii. Niekiedy nasze komórki dzwonią co chwilę. Gotowość nie tylko za dnia, ale i w nocy. Całe 24 godziny na dobę. To jest znak firmowy nas, kapelanów, by do 10 minut pojawić się na reanimacji na oddziale kardiologicznym czy na SOR... Dziś miejsce ludzi z Judei, Jerozolimy, Idumei czy Zajordania zajmują chorzy i ich rodziny przywożeni na Szpitalny Oddział Ratunkowy z Katowic, Sosnowca, Rybnika, Bielska-Białej, z innych województw i z zagranicy. Prawdziwa Ewangelia…
Na korytarzach szpitalnych mogę czasami usłyszeć słowa radości i wdzięczności: „Jak dobrze, że tu jest ksiądz. Cieszę się, że ksiądz będzie dziś na oddziale. Niech ksiądz zaopatrzy moją mamę, pomodli się o zdrowie dla mojego syna…”. Ale są i takie sytuacje, gdy na widok niesionego przeze mnie Najświętszego Sakramentu ktoś zaczyna krzyczeć złowrogo. Czasem ujawnia się nawet zniewolenie lub opętanie danej osoby. Skąd taka złość, siła, agresja…? Przecież niosę pragnienie pociechy, pomocy, słowa dobrej nowiny… Cóż… Na widok Jezusa mało kto jest obojętny. Szukają go chorzy i potrzebujący, przeklinają zranieni przez kogoś z Kościoła w przeszłości, a nawet i duchy nieczyste wołają w Jego stronę...
Dziś chorzy i ich bliscy oczekują najwięcej od medycyny i lekarzy, liczą na fachową pomoc, wiedzę, nowoczesne technologie. Bóg na pewno temu błogosławi. A zdarza się też, choć rzadko, że uzdrawia wbrew logice, poza działaniem medycznym. W prawdziwym uzdrowieniu jednak wcale nie chodzi o zniknięcie bólu czy choroby. To kruche, ziemskie życie i tak nie jest wieczne. Ważniejsze jest przywrócenie choremu siły wewnętrznej do poradzenia sobie z tym, co go spotkało, odzyskanie pogody ducha, sensu życia mimo choroby, pojednania z bliźnimi. Ten wymiar wpływa także na jakość życia fizycznego i psychicznego. O takie uzdrowienie przede wszystkim chodzi, to jest owoc sakramentów, także sakramentu chorych. A wspominając o cudach – one dokonują się także w wymiarze duchowym i religijnym chorego. Sprawa przecież dotyczy najważniejszej rzeczy, zbawienia. Jezus doskonale wie, że często ludzie szukają szybkich dróg, tanich pociech, a On tymczasem chce dogłębnego zdrowia chorych.
Ewangelia dzisiejsza jest też przesłaniem dla nas – kapelanów i medyków. Jezusowa łódka była w pogotowiu, ale wyznaczała pewne granice. Nie można ciągle być dla innych i nie mieć czasu dla siebie, a szczególnie czasu przeznaczonego na modlitwę, chwilę ciszy, adoracji, słuchania Słowa Bożego. To dobry i potrzebny czas, ponieważ pozwala dbać o siebie i relacje z Bogiem. A to, jacy my jesteśmy, również wpływa na zdrowie pacjentów. Czy z powodu zmęczenia nie bywamy rozdrażnieni, apatyczni, nerwowi, złośliwi? Kolejny dyżur, kolejne miejsce pracy, bez chwili wypoczynku… Dziś Jezus wzywa nas do roztropności. Być w pogotowiu jak On, ale nie zapominać o odejściu. Gdyby protoplasta Jezusa – Dawid z dzisiejszego pierwszego czytania – nie odszedł w momencie glorii i sławy i nie ukrył się w jaskini, zapewne czekałaby go śmierć z ręki zazdrosnego Saula. Największa pokusa kapelana, medyka, pielęgniarki, ratownika, opiekuna, to to, by nieustannie coś robić, nie zatrzymywać się… Więcej i więcej, szczególnie wtedy, gdy są sukcesy i jest się „na fali”. Kolejne etaty, szpitale, oddziały… Zły żeruje także na naszych sukcesach, byśmy się szybko wypalili.
Panie Jezu, i ja nie potrafię wypoczywać. Ciągle myślę, że wszystko ode mnie zależy. Ale tak nie jest. Nic ode mnie nie zależy. Ty przynosisz łaskę uzdrowienia, wszystko zawdzięczam Tobie. Pozwól mi zadbać o czas na modlitwę, na odejście od codzienności w przestrzeń ciszy i modlitwy, bym usłyszał siebie i Ciebie, który jesteś obecny we mnie.