Jezus nie potrzebuje adwokatów, ale naszej wiary
Jezus miał swój - tylko sobie znany - cel, wystawiając pokorę tej nieszczęsnej matkę na taką próbę. Może chodziło i o to, abyśmy my, chrześcijanie - przez wieki czytający lub słuchający o tym wydarzeniu - zadawali sobie pytania o naszą wiarę, naszą determinację, naszą pokorę i zaufanie do Boga i Jego planów wobec nas?
2024-02-08
Komentarz do fragmentu Ewangelii Mk 7, 24-30
V Tydzień zwykły
Zapewne znamy to powiedzenie, a być może niejeden z nas, wierzących miał okazję usłyszeć je skierowane do siebie: „Nie bądź świętszy od papieża”.
Czytając dzisiejszą Ewangelię łapiemy się na tym, że próbujemy być „świętsi od …Jezusa”, chcąc za wszelką cenę jakoś usprawiedliwić, sprostować, czy choćby tylko wygładzić czy złagodzić wymowę słów, które skierował On do Syrofenicjanki. Jestem prawie pewna, że gdyby to leżało w naszej mocy, to Nowy Testament znacznie byśmy skrócili, wycofując z niego ten i jeszcze kilka innych fragmentów, które kłócą nam się z obrazem Jezusa jaki chcielibyśmy stale widzieć, z obrazem, który jest nie do końca taki, jaki sobie stworzyliśmy. Gdyby to zależało od nas, pewnie nie przeczytalibyśmy o gniewie Jezusa na widok kupczących w świątyni, ani Jego ostrych słów skierowanych do Piotra, którego w jednym z fragmentów Ewangelii nazywa szatanem. Może nawet nie znalazł by się i ten fragment, w którym Jezus udziela lekkiej przygany zapracowanej i usłużnej Marcie, podczas gdy ona spodziewa się że takiego upomnienia udzieli On raczej jej siostrze - Marii. A już z całą pewnością usunęlibyśmy z Ewangelii, fragment, który Kościół daje nam do rozważenia w dniu dzisiejszym.
No bo jakże to tak; ten dobry, kochający, miłosierny Jezus, który potrafi współczuć słuchającym go tłumom i czyni spektakularny cud dla tysięcy tylko po to by zaspokoić ich głód, Ten który potrafi w tłumie dostrzec cierpiącego człowieka, nie ulituje się nad biedną kobietą błagającą go o wypędzenie złego ducha, który zawładnął jej dzieckiem?
Wszystko zdaje się wskazywać na to, że kobieta odejdzie z niczym. Mało tego, Jezus nie usiłuje jej pocieszyć, a nawet zdaje się obrażać, używając typowych dla współczesnych mu przedstawicieli Narodu Wybranego określeń porównujących pogan do… psów czy - jak w tym wypadku - do szczeniąt.
Myślę, że Jezus miał swój - tylko sobie znany - cel, wystawiając pokorę tej nieszczęsnej matkę na taką próbę. Może chodziło właśnie o to, abyśmy my wszyscy, przez wieki czytający lub słuchający o tym wydarzeniu, zadawali sobie pytanie o naszą wiarę, naszą determinację, naszą pokorę i zaufanie do Boga i Jego planów wobec nas?
Dzisiejsza ewangeliczna scena ma szczęśliwe zakończenie. Jezus rzekł do kobiety: „«Przez wzgląd na te słowa idź; zły duch opuścił twoją córkę». Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku; a zły duch wyszedł”.
Niektóre nasze sytuacje życiowe nie kończą się tak, jakbyśmy sobie to wymarzyli. Czasem umiera ktoś nam bliski, mimo, że prosiliśmy Boga o życie dla niego, czasem choroba nie ustępuje a nawet nasila się, mimo, że modliliśmy się o zdrowie, czasem córka nie wybiera sobie takiego męża o jakiego dla niej prosiliśmy, czasem, jak wielu świętych przeżywamy „noc ciemną” czując się opuszczonymi przez Boga, tak dalece, że sądzimy iż jesteśmy mniej warci niż bezpańskie psy.
Właśnie wtedy, w takich sytuacjach - wierzyć, ufać, nie ustawać w modlitwie, nawet gdyby bardziej przypominała kłótnię z Panem Bogiem - to jedyna droga, aby znaleźć się w kochających i miłosiernych ramionach Niebieskiego Ojca i zrozumieć Jego plany wobec nas.