Jesteśmy jak Piotr

W Piotrze wygrało nawrócenie, żywy Chrystus. Wygrało Chrystusowe spojrzenie. A może to, że Piotr nie załamał się i nie poddał rozpaczy, było owocem tego, że ktoś się za niego modlił? Może Piotr skończyłby jak Judasz?

2024-02-22

Komentarz do fragmentu Ewangelii Mt 16, 13-19
I tydzień Wielkiego Postu

Dziś w Kościele oddajemy cześć świętemu Piotrowi, ponieważ obchodzimy święto katedry pod jego wezwaniem. Nie chodzi jednak o kościół jako budowlę, ale o miejsce nauczania, które jest wsparte szczególną asystencją Ducha Świętego.

Doskonale wiemy, że Piotr zmagał się z tym, co w nim było od Boga i tym, co było ludzkie. I tak samo zmaga się każdy z nas. Jak św. Piotr przeżywamy chwile, kiedy nie mamy wątpliwości w wierze, jesteśmy dumni przyznając się do Boga. A innym razem bardziej pasuje do nas określenie, jakie padło pod adresem Piotra parę wersetów później w ewangelii, gdzie Jezus nazwał go szatanem (w dosłownym sensie: przeciwnikiem, zawadą). Wystarczyło, że Piotr usłyszał zapowiedź Jezusa o swoim cierpieniu i śmierci. Po ludzku rozumował słusznie, chciał przecież dla swojego Mistrza jak najlepiej, próbował uchronić Go od cierpienia. Dlatego wziął Go na bok i tłumaczył: „Na Ciebie to nigdy nie przyjdzie”. To takie typowe dla nas… Jesteśmy w stanie wziąć na bok Jezusa i prosić o to, co potrzebujemy, a co wydaje się nam dobre i ważne. Takie nasze plany. A nie Boże plany…

Ten Piotr z dzisiejszej ewangelii to ten sam, który później, na dziedzińcu arcykapłana wyrzeka się Jezusa, a potem, słysząc pianie koguta, czuje gorycz swojego grzechu i Jezusowe spojrzenie pełne miłości. To ten sam Piotr, który na trzykrotne zaparcie się Jezusa, po Jego zmartwychwstaniu odpowie trzykrotnym wyznaniem miłości. Choć i tutaj, wyznając miłość, ma w pamięci minione wydarzenia. Jezus pytał go o miłość pełną oddania, najdoskonalszą (w oryginale użyte słowo: agape), a Piotr wyznał miłość przyjacielską (posłużył się słowem: filia). Jeszcze będzie potrzebny mu czas, by dojrzeć w końcu do miłości bez granic, oddając ostatecznie za Jezusa życie.

Zastanawiam się, kogo widzę w Apostole Piotrze… Raz człowieka pełnego wiary, wyznającego w Jezusie żywego Boga, innym razem niestałego apostoła ulegającego presji innych ludzi. Raz słyszę jego słowa: „Ty jesteś Mesjasz Syn Boga żywego”, a innym razem zaprzeczającego pod przysięgą: „nie znam tego Człowieka”. Raz widzę w nim Opokę, który trzyma klucze królestwa niebieskiego, a innym razem mylącego się człowieka, upominanego słusznie przez świętego Pawła: „Gdy następnie Kefas przybył do Antiochii, otwarcie mu się sprzeciwiłem, bo na to zasłużył” – tak pisze o Piotrze św. Paweł w liście do Galatów (Ga 2,11). Nie dowierzam, jakbym widział kogoś, kto ma podwójną osobowość. Ale taka właśnie jest natura człowieka… Każdego. Patrząc na Piotra mogę też dostrzec siebie. Kapelana szpitalnego, który jest podziwiany za kolejne namaszczenia, spowiedzi, wpadający w zachwyt własnych sukcesów, aby chwilę później z łzą w oczach zobaczyć własną grzeszność.

W Piotrze wygrało nawrócenie, żywy Chrystus. Wygrało Chrystusowe spojrzenie. A może to, że Piotr nie załamał się i nie poddał rozpaczy, było owocem tego, że ktoś się za niego modlił? Może Piotr skończyłby jak Judasz? Przecież obydwaj zdradzili Jezusa. Może w niebie się dowiemy, że nawet to dzisiaj wspomniane w Liturgii mocne świadectwo Piotra pod Cezareą było owocem cierpienia ofiarowanego przez kogoś, na przykład jego teściową? Może pomimo uzdrowienia jej przez Jezusa, znowu zachorowała i może nie było to cierpienie jak wówczas, gdy gorączka trawiła jej wnętrze? Przecież Jezus nie obiecał jej, że będzie na zawsze zdrowa. Może jej ofiara, albo kogoś innego, z modlitwą w intencji Piotra sprawiło, że dziś jest dla nas Opoką? Jedno jest pewne. Za Piotra modlił się do swojego Ojca Jezus. ,,Szymonie, Szymonie, szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę, ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustala twoja wiara” (Łk 22, 31-32).

Kiedy Jan Paweł II powołał do grona kardynalskiego Andrzeja Marię Deskura, wszyscy byli zdziwieni, że wybrał biskupa na wózku inwalidzkim. Wielu dostojników kościelnych mówiło, że tak schorowany kardynał nie sprosta swoim obowiązkom. A jednak papież wiedział, że ofiarowany trud kardynała jest narzędziem, które sprawi, że Jego pontyfikat będzie owocny. Cierpienie, nawet jeśli budzi odruch niezgody, przyjęte w konkretnej intencji, czyni prawdziwe cuda tu, na ziemi.

Codziennie spotykam chorych, którzy mi mówią; „Proszę księdza to moje cierpienie ofiaruję za Kościół, za Papieża, za kapłanów…” Panie Jezu. Dziękuję Ci za nich. To prawdziwi apostołowie. Ich cierpienie w oczach świata wydaje się ciężkim jarzmem krzyża. Lecz ci, którzy złączyli je z intencją ofiarowania go za Papieża, kapłanów i Kościół, stają się narzędziami samego Boga i prawdziwymi Apostołami Chrystusa.

Autorzy tekstów, ks. Marcin Niesporek, Rozważanie, Komentarz do ewangelii

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024