Listy ks. Willenborga na nowo odczytane
W przybliżaniu treści listów ks. Willenborga nie chodzi o zwykły przedruk. Ważne jest ich nowe odczytanie, które wymaga przynajmniej dwóch zabiegów. Potrzebne jest wyjaśnianie i właściwe interpretowanie poszczególnych fragmentów, a także pokazanie, na ile treści, które zostały skierowane do chorych prawie sto lat temu, są aktualne także dzisiaj.
2024-03-04
Założycielem pierwszego w świecie Apostolstwa Chorych był ks. Wawrzyniec Willenborg, proboszcz z Bloemendaal w Niderlandach. Za formalną datę powstania wspólnoty przyjmuje się datę 1 listopada 1925 r. Wielkimi krokami zbliża się 100-lecie tamtego wydarzenia. Od kilku lat prowadzę badania naukowe dotyczące Apostolstwa Chorych. Zgłębiam zarówno historię wspólnoty jak i jej podstawy teologiczne. W ramach naukowych poszukiwań, nakierowany przez śp. diakona stałego Johna Versteega, poprzedniego moderatora holenderskiego Apostolstwa Chorych, dotarłem do Centrum Dokumentacji Katolickiej, znajdującego się na terenie Uniwersytetu w Nijmegen w Niderlandach. Odnalazłem tam około 190 listów, które ks. Willenborg przez 17 lat (od grudnia 1925 r. do września 1942 r.) pisał do chorych. Każdy list ma objętość około 1,5 stronicy maszynopisu. Listy te dały początek podobnym listom przygotowywanym w innych krajach. Listy ks. Willenborga stały się także wzorem dla ks. Michała Rękasa, założyciela polskiego Apostolstwa Chorych, który przez ponad 30 lat pisał listy do chorych w Polsce.
Badania naukowe doprowadziły mnie do kilku wniosków. Po pierwsze, listy ks. Willenborga zawierają głębię teologiczną i duchową. Ukazują autora jako człowieka całkowicie oddanego sprawie ludzi chorych. Po drugie, zorientowałem się, że listy te – poza pierwszym przekazaniem ich do chorych – nie były nigdy i nigdzie publikowane. Po prostu leżały przez prawie sto lat w archiwum Apostolstwa Chorych, zdeponowanym w Centrum Dokumentacji Katolickiej. Po trzecie, doszedłem do przekonania, że listy te mogłyby być ponownie wydobyte na światło dzienne. Dobrym miejscem ich publikacji jest oczywiście nasz polski miesięcznik „Apostolstwo Chorych”.
W przybliżaniu treści listów ks. Willenborga nie chodzi o zwykły przedruk. Ważne jest ich nowe odczytanie, które wymaga przynajmniej dwóch zabiegów. Potrzebne jest wyjaśnianie i właściwe interpretowanie poszczególnych fragmentów, a także pokazanie, na ile treści, które zostały skierowane do chorych prawie sto lat temu, są aktualne także dzisiaj.
Listy będę przedstawiał w różnej kolejności; czasem w całości, czasem ich fragmenty. Jednym razem będzie to list w nawiązaniu do danego okresu liturgicznego, innym razem – pojawi się niezależnie od kalendarza. Jako pierwszy przedstawiam list z lutego 1926 r. Był to trzeci list ks. Willenborga.
Drodzy Chorzy,
Czyje pragnienie jest większe? Wasze, aby otrzymać list, czy moje, aby napisać list?
Myślę, że to ja muszę wygrać, ponieważ moje pragnienie rośnie z każdym nowym listem przepełnionym wdzięcznością i radością, pojawiającymi się wraz z każdym nowym apostołem, który do Apostolstwa przystępuje ze szlachetną odwagą i dumą.
„Proszę księdza”, kilka osób napisało: „Jestem dumny z mojego krzyża, zawsze go noszę i wszystkim pokazuję”. Wdzięczny ojciec napisał do mnie: „Proszę księdza, moja córka umarła, ale taka szczęśliwa, taka dumna, krzyż musiał razem z nią pójść do grobu”. 725 chorych jest już zapisanych na dzień dzisiejszy, a każda poczta dostarcza nowych apostołów. Od momentu powstania Apostolstwa 25 osób przeszło na tamten świat, aby tam kontynuować apostolstwo jako niebiańskie istoty. Jestem bowiem nie tylko pewien, że chorzy, którzy umrą jako apostołowie, pójdą do nieba, ale ośmielam się nawet wierzyć, że właśnie jako męczennicy nie będą cierpieć czyśćca. Tak wielka – według mnie – jest moc Apostolstwa.
Cóż za cudowna pociecha, że 700 chorych w Apostolstwie wyciąga do siebie pomocną dłoń, aby wspólnie cierpieć i składać ofiary. To tak, jakbym widział te wszystkie dłonie spotykające się w sekretariacie, a moje serce wyczuwało ich ciepły uścisk. Jaka jedność, jaka wspólnota wyłoniła się w pierwszym miesiącu roku dzięki mojej prośbie o modlitwę „Zdrowaś Maryjo” za jedną chorą. Wielu chorych napisało: Od razu się pomodliłem, nie tylko jedno „Zdrowaś Maryjo”, ale 20, 30, tak, nawet cały różaniec odmówiłem. (…)
Pomyślałem tak: Cały dzień choroby oznacza 24 godziny bycia apostołem królestwa Bożego, Kościoła świętego. Przeznaczmy więc trzy godziny, na przykład po południu od godz. 12.00 do 15.00 dla chorych z Apostolstwa. Wszystko, co zostanie złożone w ofierze w tych godzinach, będzie przeznaczone dla samych chorych. Cudowna, pocieszająca myśl: kiedy zegar wybija godzinę 12.00, myśli, pragnienia i uczucia 700 chorych kierują się ku sobie, spotykają się, podają sobie ręce oraz Ojcu w niebie, który widzi w ukryciu, patrzy na cierpienie 700 chorych jak na cichą, milczącą ofiarę-modlitwę, składaną w tych samych trzech godzinach, w których Jego umiłowany Syn złożył swoje cierpienie na krzyżu jako ofiarę.
Och, drodzy Chorzy, jak cennymi i pięknymi godzinami będą od teraz te trzy godziny dla Was. Już widzę chorych spoglądających na zegar lub ich zegarek, aby zobaczyć, która jest godzina. Już słyszę, jak pytają: „Czy jest już godzina dwunasta, mamo?”. A kiedy wybija dwunasta, automatycznie zamykacie na chwilę oczy, aby lepiej wyobrazić sobie siebie w spotkaniu myśli i uczuć, które przed oczyma Boga, Jezusa i Maryi, i sam Bóg jeszcze wie przed czyimi oczyma: aniołów i świętych, jednoczą się w pilnej, pilnej modlitwie błagalnej o łaskę i miłosierdzie dla chorych. Czy to nie jest cudowna myśl, wielkie pocieszenie dla Was, moi drodzy Chorzy? Możliwe, że pomyślicie: Szkoda, że w Holandii nie odprawia się Mszy świętej przez te trzy godziny, aby połączyć nasze cierpienie z Najświętszą Ofiarą! Ale nie martwcie się! Wiecie co, jak tutaj jest godzina między 12:00 a 15:00, to w Ameryce jest poranek i wszyscy księża odprawiają tam Mszę świętą! Możecie się więc jednoczyć we wszystkich tych Mszach świętych. Leżąc w łóżku nie ma znaczenia, czy odległością do kościoła czy kaplicy jest korytarz szpitalny, czy ulica, czy kraj, czy też morze. Dla naszego Umiłowanego Pana również odległość nie ma znaczenia; widzi wszystkie czasy i miejsca w jednym spojrzeniu.
Ale teraz muszę Wam powiedzieć coś, co sprawi Wam wielką przyjemność. Wspomniałem wyżej o Ameryce. Tak więc, Amerykanin, student z Davos w Szwajcarii, również dołączył i zapisał się jako apostoł. Wkrótce będziemy mieć niemieckie tłumaczenia dla Apostolstwa w Innsbrucku w Tyrolu, w szpitalu z 1000 chorych. Poprosiłem go również o nagłośnienie Apostolstwa w Ameryce.
Nawet chora, nie-katoliczka, która chciała spełnić trzy warunki Apostolstwa, poprosiła o możliwość przyjęcia jej do wspólnoty. Na konferencji kapłanów przeczytałem ten list i wszyscy księża byli zdania, że nie ma żadnych sprzeciwów, jeśli sam chory o to prosi i wystarczająco zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności. Och, jaka była szczęśliwa, kiedy przyszedłem do niej i powiedziałem „tak”. Swoje cierpienie chciała przeznaczyć przede wszystkim (…) członkowi swojej rodziny, który nawet nie ochrzcił swoich dzieci. Czyż to nie jest piękne? O, myślcie przede wszystkim o niej.
Niech Matka Boża, która dzisiaj wraz z nami świętuje swoje ofiarowanie Jezusa w świątyni i która usłyszała wezwanie do cierpienia w słowach starego Symeona: „Miecz boleści przeszyje Twą duszę”, Was dzisiaj szczególnie błogosławi i Was poprowadzi w gotowości do składania ofiar i ofiarnej odwadze.
Bądźcie pobłogosławieni, drodzy Chorzy. Pozdrawiam Was serdecznie.
Parę słów komentarza do listu.
Z tekstu przebija niezwykła otwartość ks. Wawrzyńca Willenborga na ludzi chorych. Pamiętajmy, że jest to czas, kiedy środki komunikacji były o wiele skromniejsze niż dziś. Nie było transmisji nabożeństw dla chorych. Nie było internetu, telefon był rzadkością. Jednym z niewielu sposobów komunikacji był list. Pięknie napisany list był wtedy naprawdę wielką wartością. Ksiądz Willenborg wysyłał listy do tych chorych, którzy zgłosili (przede wszystkim listownie do Sekretariatu) chęć przynależności do wspólnoty.
Księdzu Willenborgowi zależało, by wytworzyć duchową więź chorych między sobą. Dlatego zaproponował trzy godziny (te, w których Jezus umierał na krzyżu), by chorzy pamiętali o sobie poprzez modlitwę oraz by wchodzili poprzez wiarę i wzbudzoną intencję w przestrzeń życia wewnętrznego. Godzina 15.00 jako godzina miłosierdzia, ani też koronka do miłosierdzia Bożego nie były jeszcze znane. Być może warto pomyśleć nad odnowieniem tamtej duchowej propozycji ks. Willenborga. Równocześnie jednak można stwierdzić, że współczesne media katolickie ułatwiają chorym na różne sposoby pogłębić swoje życie duchowe. Inną rzeczą jest pytanie, czy niektórzy chorzy dziś czują się mniej osamotnieni niż w tamtych czasach, gdy komunikacja międzyludzka miała tak małe możliwości techniczne?
W liście pojawiają się rozważania odnośnie do pory sprawowania Eucharystii. Pamiętajmy, że przed Soborem Watykańskim II Msze święte były odprawiane jedynie w godzinach porannych. Ostatecznie dla Willenborga nie był to problem, bo wskazał chorym na Msze odprawiane w Ameryce. W ten sposób pośrednio pokazywał powszechność Kościoła. Dla niego najważniejsze było, aby chory duchowo jednoczył się z ofiarą Jezusa, uobecnioną w aktualnie odprawianej Mszy świętej. To była niezwykła i słuszna intuicja teologiczna. Tego warto i należy uczyć się także dziś.
Wyrażenie „Jestem dumny z mojego krzyża, zawsze go noszę i wszystkim pokazuję” nawiązuje do krucyfiksu, który chory otrzymywał z Sekretariatu Apostolstwa Chorych, na znak przynależności do wspólnoty. Do dziś ta praktyka jest zachowana. Każda osoba, która zgłosi się do Sekretariatu z podpisaną deklaracją przynależności do Apostolstwa, otrzymuje pamiątkowy krzyżyk. Może listy ks. Willenborga staną się zachętą dla kolejnych chorych, by włączyli się we wspólnotę Apostolstwa Chorych...
Zobacz całą zawartość numeru ►