To Ja Jestem
Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach?
2024-04-04
Komentarz do fragmentu Ewangelii Łk 24, 35-48
Czwartek Oktawy Wielkanocy
Kilka lat temu pewna studentka socjologii poprosiła mnie o wypełnienie anonimowej ankiety. Wśród odpowiedzi na pytanie: „Czy uważasz się za człowieka…” umieściła do wyboru takie oto odpowiedzi:
a) głęboko wierzącego
b) wierzącego
c) wątpiącego
d) obojętnego religijnie
e) niewierzącego
f) walczącego z Bogiem.
Nim jeszcze zaczęłam się zastanawiać, jak określić samą siebie, przyszło mi do głowy, że owa studentka wybitnym socjologiem raczej nie zostanie. Wprawdzie nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, lecz wydaje mi się, że umieszczenie określenia „walczący z Bogiem” na końcu kolejki nieco ją… dyskwalifikuje jako badacza. Dlaczego? Dlatego, iż sugeruje, że „walczący z Bogiem” to człowiek bardziej niewierzący niż „niewierzący”. Czy jednak można walczyć z Kimś, w kogo się nie wierzy?
Jeśli rozważamy czytania z kolejnych dni oktawy wielkanocnej, wyraźnie widzimy, że po Swoim zmartwychwstaniu Jezus „nie miał szczęścia” do "głęboko wierzących" i to nawet wśród najbliższych sobie ludzi. Kobietom, które w pustym grobie Mistrza zamiast Jego ciała znalazły tylko płótna i Anioła obwieszczającego im wielką nowinę, nie chcieli uwierzyć nawet Jego uczniowie. Nawet Maria Magdalena, która Go przecież tak bardzo ukochała, nie dała wiary anielskiej nowinie o zmartwychwstaniu, a samego Jezusa wzięła początkowo za ogrodnika. A cóż powedzieć o św. Tomaszu, który od 21 stuleci jest synonimem niedowiarstwa? Przez długi czas nie rozpoznali Jezusa uczniowie rozmawiający z Nim w drodze do Emaus nawet wtedy gdy "serca im pałały".
Także bohaterów dzisiaj czytanego fragmentu Łukaszowej Ewangelii do głęboko wierzących trudno zaliczyć. "Zatrwożonym" i "wylękłym" trudno było uwierzyć nawet w dopiero co wysłuchane świadectwo uczniów, ktorzy opowiadali o swoim spotkaniu ze Zmartwychwstałym Panem w drodze do Emaus i o tym jak w końcu poznali Go "po łamaniu chleba". Nawet gdy sam Jezus stanął pośród nich, bardziej byli skłonni wierzyć, że widzą ducha, niż Zmartwychwstałego.
Dziś, po kilku latach, byłoby mi równie trudno jak wtedy, gdy wypełniałam przytoczoną na wstępie ankietę, określić jaki jest stopień mojej wiary czy mojego niedowiarstwa. Bo czy i ja nie należę do tych którzy nieustannie domagają się dowodów a przynajmniej znaków? Czy i ja aż nazbyt często nie czuję się "zatrwożona" i "wylękła" zwłaszcza w otoczeniu ludzi. którzy mojej wiary nie podzielają lub wręcz wykpiwają?
Na szczęście do mnie i do nas wszystkich raz po raz przychodzi w swoim Słowie nasz Zmartwychwstały Pan i Odkupiciel i z wielką wyrozumiałością dla naszych lęków i naszego niedowiarstwa mówi: "Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie Mnie i przekonajcie się".