Módlcie się za księży!

Kapłani składają Najświętszą Ofiarę i winni siebie samych składać w duchowej ofierze, wypełniając z gorliwością swoje obowiązki. Osoby chore, starsze wiekiem również poświęcają siebie Dobremu Bogu, modląc się i ofiarując Mu to, co trudne. Jedni jak i drudzy potrzebują siebie wzajemnie.

zdjęcie: ks. Wojciech Bartoszek

2024-05-29

Proszę Was z serca, drodzy Chorzy, o szczególną modlitwę i ofiarowanie cierpienia w dwóch intencjach: o uświęcenie duchowieństwa oraz o powołania do kapłaństwa. Wielu z Was od lat ofiaruje swoje apostolstwo chorych w tych intencjach. W wielu wspólnotach, np. w Ośrodku dla Osób Niepełnosprawnych Najświętsze Serce Jezusa w Rudzie Śląskiej Halembie, ofiarowana jest od lat modlitwa w tych intencjach. Prośbę tę szczególnie wiążę z obecnym okresem – miesiącem czerwcem, w którym czcimy Najświętsze Serce Pana Jezusa. Proszę jednak o bardziej długofalową pamięć modlitewną. „Dam wam pasterzy według Mego Serca” – tymi słowami zaczerpniętymi z 15 wersetu 3 rozdziału Księgi Jeremiasza św. Jan Paweł II rozpoczął adhortację „Pastores dabo vobis”. O pasterzy według Serca Jezusowego pokornie chcemy prosić Boga. Ta modlitwa prowadzi także do głębszego namysłu nad rolą duchownych w Kościele.

Osoby chore i kapłani są blisko siebie

Tak. W sensie duchowym są bardzo blisko siebie. Łączy ich ofiara, ofiarniczy wymiar ich życia. Im więcej tego wymiaru w ich życiu, tym bliżej są siebie. Kapłani składają Najświętszą Ofiarę i winni siebie samych składać w duchowej ofierze, wypełniając z gorliwością swoje obowiązki. Osoby chore, starsze wiekiem również poświęcają siebie Dobremu Bogu, modląc się i ofiarując Mu to, co trudne. Jedni jak i drudzy potrzebują siebie wzajemnie. Doświadczenie różnych prób, przez które przechodzą, jest tym, co zbliża ich do siebie. Próby hartują ich wiarę, uczą zawierzenia Bogu. Gdy kapłan widzi postawę starszej osoby, która w trudnym doświadczeniu zachowuje pokój ducha, więcej – ofiaruje się za innych – buduje się jego wiarą. I z drugiej strony, gdy kapłan ma czas dla chorego, przychodzi do niego z Komunią świętą i słowem pocieszenia – chory jest mu za to wdzięczny i spontanicznie odwzajemnia się modlitwą.

Moja osobista kapłańska droga również powiązana jest duchowo z modlitwą i cierpieniem wielu chorych. Przede wszystkim zachowuję w sercu wdzięczność wobec swoich rodziców. Mama, gdy umierała – było to 30 lat temu, byłem wówczas klerykiem – wyraźnie komunikowała mojemu bratu również księdzu, jak i mnie samemu, że ofiaruje za nas cierpienia. Wierzę w głębi serca, że nasze kapłaństwo wyrosło duchowo z wiary i cierpienia naszych rodziców.

Duchowa bliskość między chorymi a kapłanami wypływa ze Mszy świętej nazywanej również Najświętszą Ofiarą. Możemy włączać w nią wszystkie nasze pomniejsze ofiarowania się, umacniając się duchowo przez przyjęcie Komunii świętej. Bez niej trudno nam żyć. Msza święta jest darem Bożego Serca. Ojciec Święty Benedykt XVI pisał kiedyś, że określenie kapłaństwa, którym posługiwał się św. Jan Vianney, można powiązać z obrazem przebitego Serca Chrystusa i korony cierniowej oplatającej to Serce. Boleść Bożego Serca łączył z boleściami kapłanów uczestniczących w cierpieniach drugiego człowieka i przeżywających niezrozumienie tych, którym posługują. Boże Serce boleje także nad niewiernościami, które kapłani i wierni zadają Mu przez swoje grzechy i słabości. „Najboleśniej rani moje Serce niewierność duszy szczególnie przeze Mnie wybranej; te niewierności są ostrzami, które przebijają Serce moje” – skarżył się Pan Jezus św. Faustynie. Kult Najświętszego Serca Pana Jezusa jest szczególnym nabożeństwem, przez które możemy zadośćuczynić za nasze i bliźnich niewierności. Pokornie prosimy: „Jezu cichy i pokornego Serca uczyń serca nasze według Serca Twego”.

Paray-le-Monial – miasto Bożego Serca

Na kilka dni przed końcem 2023 r., 27 grudnia, w mieście Bożego Serca w Paray-le-Monial rozpoczął się wielki Jubileusz. Było to w 350. rocznicę pierwszego z trzech wielkich objawień Serca Jezusowego francuskiej zakonnicy św. Małgorzacie Marii Alacoque. Jubileusz zakończy się w przyszłym roku, 27 czerwca, w 350 lat od ostatniego objawienia.

We Mszy świętej rozpoczynającej Jubileusz Nuncjusz Apostolski we Francji arcybiskup Celestino Migliore, do niedawna pełniący tę samą funkcję w Polsce, mówił: „[kult] Serca Bożego jest centralny i o wielkim znaczeniu dla nas, chrześcijan, dla naszego życia duchowego i społecznego. Wyrozumiałość Boga, tak bardzo wyrażająca się w duchowości Bożego Serca powinna stać się naszym sposobem życia (…). Łagodność i wyrozumiałość Boga jest «jarzmem» łatwym do uniesienia, jest lekkim «brzemieniem», jak mówi nam Ewangelia, ponieważ pozwala ona tym, którzy z nami żyją, zaistnieć, wypowiedzieć się, być prawdziwie nimi samymi przed Bogiem, przed nami. Gwarantuje ona krajom, społecznościom ludzkim, prawo do istnienia, prawo do wypowiedzenia się, do rozwoju, do współpracy. Kto dziś potrzebuje nabożeństwa do Bożego Serca? My wszyscy. Najświętsze Serce jest potrzebne nam samym, jest potrzebne naszej ludzkiej społeczności.” Dodam do słów arcybiskupa – jest szczególnie potrzebne chorym i kapłanom.

Święty Jan Maria Vianney

Niecałe 100 kilometrów od miasta Bożego Serca, usytuowane jest inne burgundzkie miasteczko, Ars-sur-Formans. To miasto kapłana Serca Bożego. Vianney urodził się 96 lat po śmierci Alacoque. Był bardzo pokorny. Miał równocześnie świadomość wielkości otrzymanego od Boga daru. Mówił: „Dobry pasterz, pasterz według Bożego Serca jest największym skarbem, jaki Dobry Bóg może dać parafii i jednym z najcenniejszych darów Bożego miłosierdzia (...). Och, jakże kapłan jest wielki! Gdyby pojął siebie, umarłby... Bóg jest mu posłuszny: kapłan wypowiada dwa słowa, a na jego głos nasz Pan zstępuje z nieba i mieści się w małej hostii...”. Nauczając swoich parafian o znaczeniu sakramentów świętych, tłumaczył im w prosty sposób: „Gdyby nie było księży, nie mielibyśmy Pana Jezusa w tabernakulum”. I stawiał im pytania: „Kto Go tam umieścił? Kto przygotował nas do Pierwszej Komunii świętej i po raz pierwszy nam Ją podał? Kto karmi naszą duszę, aby dać jej siłę do ziemskiego pielgrzymowania? A jeśli dusza umiera na skutek dopuszczenia się grzechu, kto ją wskrzesi, kto da jej ciszę i pokój? Kto ją przygotuje na przejście do Domu Ojca?” I na każde z tych pytań odpowiadał: „kapłan i tylko kapłan”. Słowa Vianneya były skierowane do wiernych, ale również można je odnieść do samych księży, do ich wysiłku stałego odkrywania, kim są i jakie mają zadanie. Wiara podpowiada, jak wielki otrzymali dar, bez względu na to, czy inni to widzą i doceniają, czy też nie. Coraz częściej druga postawa jest bardziej obecna. Ale nie zmienia to faktu, że kapłaństwo samo w sobie jest wielkim darem, za który w pierwszej kolejności sami kapłani winni być wdzięczni Dobremu Bogu.

Kapłaństwo jest darem

Kapłaństwo się otrzymuje, jest darem. Nie można go sobie wybrać. Można je odkryć jako łaskę Boga. Nieraz zastanawiam się nad swoim powołaniem. Przecież było tylu zdolniejszych i mądrzejszych, a nade wszystko świętszych ode mnie kandydatów. A jednak… Pan Jezus „przywołał do siebie tych, których wybrał”. Ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli i aby w pierwszej kolejności byli przy Nim w modlitwie. To jest pierwsze nasze kapłańskie powołanie. By adorować Najświętszy Sakrament – dar Bożego Serca.

Wewnętrzna jedność z Panem Jezusem jest najważniejsza dla nas wszystkich. W nią w pierwszej kolejności diabeł chce uderzyć. Musimy się bronić i prosić wiernych o duchową pomoc. Święty papież Grzegorz Wielki obrazowo ukazywał powiązanie życia wewnętrznego i zewnętrznej posługi kapłańskiej: „Czymże innym są święci mężowie jak nie rzekami, które nawadniają wyschłą ziemię? Jednak wyschłyby szybko, gdyby nie powracały do miejsca, z którego wyszły. Jeśli bowiem ludzie nie wracają wewnętrznie do serca i nie wiążą się z miłości do Stwórcy więzami tęsknoty, to język ich wysycha. Ale zawsze wracają do wnętrza przez miłość, i co jawnie wylewają, czerpią ze źródła miłości. Miłując uczą się tego, co ucząc, głoszą”. Przeczytajmy jeszcze raz ostatnie zdanie – jest ono bardzo głębokie. Źródłem życia duchowego wszystkich uczniów Chrystusa, nade wszystko kapłanów, winna być miłość do Pana Jezusa. To ona pomaga podjąć wysiłek głębszego namysłu nad życiem i prowadzi do owocnego głoszenia Ewangelii. Jeśli nasze serce oderwie się od tego źródła, przepowiadanie staje się jałowe i nieowocne.

W małej książce „O istocie kapłaństwa”, kardynał Józef Ratzinger wnikliwie przeanalizował teologię kapłaństwa. Słowa napisane przez autora 34 lata temu są dzisiaj wciąż aktualne. Przypomnę jego słowa: „Jeżeli nazywamy święcenia kapłańskie sakramentem, to ma to dokładnie następujący sens: tutaj człowiek nie wyzwala swych własnych mocy i zdolności; tutaj nie ustanawia się go jako «funkcjonariusza» ze względu na jego wrodzone zdolności lub że sprawia mu to przyjemność albo przynosi zysk; tutaj nie chodzi o taką pracę, która – dzięki jego umiejętności – zapewni mu utrzymanie i być może dalszą karierę. Sakrament znaczy: daję to, czego sam z siebie dać nie mogę; czynię to, czego sam z siebie uczynić nie mogę; wypełniam misję i niosę to, co mi inny przekazał. Dlatego żaden człowiek nie może siebie samego ogłosić kapłanem; dlatego też żadna społeczność nie może własnymi uchwałami przeznaczyć kogoś do tej posługi. Kapłaństwo można przyjąć tylko przez sakrament, który należy do Boga. Posłannictwo można przyjąć tylko od posyłającego – od Chrystusa w Jego sakramencie, mocą którego człowiek staje się dla świata głosem Chrystusa i Jego narzędziem (…). Według Ewangelii Jezus sam przekazuje swoim apostołom zasadniczą strukturę swej misji, udziela im swej mocy i włącza ich w swoją moc. To zjednoczenie z Panem, przez które człowiek zyskuje moc czynienia tego, czego sam z siebie czynić nie może, nazywane jest sakramentem.”

Kapłaństwo jest sakramentem – widzialnym znakiem obecności Boga między ludźmi. Podobnie jak sakramentalne małżeństwo. To oczywiście nie tylko dar, ale i wielkie zadanie, do którego my kapłani nie dorastamy. Próbujemy dorosnąć. Raz przyjąwszy sakrament święceń i otrzymując niezatarte sakramentalne znamię (aż po wieczność!), poniekąd stajemy się całe życie kapłanami. To tak jak z powołaniem apostołów. Gdy czytamy Ewangelię natrafiamy na kilka opisów tego powołania, także po zmartwychwstaniu Pana Jezusa. Nawet przed śmiercią św. Piotr usłyszał – jak przekazuje Tradycja – pytanie Pana Jezusa stające się ostatnim wezwaniem – do oddania życia za Niego: „Quo vadis?”. Dlaczego tyle razy Pan Jezus powołuje? Bo wciąż doświadczamy kruchości, grzeszności. I wciąż na powrót potrzebujemy łaski Bożej. A Bóg jej nie szczędzi.

„Iść na peryferia”

Przed rozpoczęciem pracy w Apostolstwie Chorych dwukrotnie zastępowałem proboszcza w parafii Gournay-en-Bray, w archidiecezji Rouen we Francji. To ta sama archidiecezja, gdzie obecnie toczy się proces beatyfikacyjny ks. Jacquesa Hamela. W 2016 r. został zamordowany w kościele przez dwóch islamistów. Pamiętam z czasów pracy duszpasterskiej w parafii św. Hildeverta w Gournay, w obrębie której mieści się 21 kościołów (każdy kościół to kiedyś oddzielna parafia), że pomimo bardzo małej liczby wiernych (ok. 3-4% ogółu mieszkańców) wielu z nich z wielką otwartością podchodziło do mnie. Czuli się odpowiedzialni za mnie i za moje kapłaństwo, tym bardziej że byłem obcokrajowcem. „By ksiądz nie doświadczał samotności” – mówili i zapraszali do swoich domostw na spotkania. Czułem się bardzo przyjęty przez tych parafian. Może Bóg prowadzi także nasz Kościół w Polsce do takich sytuacji, w których z jednej strony coraz mniej będzie księży, a przez to mniej parafii i możliwości uczestniczenia we Mszy świętej itp. Z drugiej zaś strony może przez to zachęca do pogłębienia świadomości tego, czym jest Kościół, jaka jest w nim rola kapłanów i świeckich oraz jak wielką wartością dla nas wszystkich jest Eucharystia? Może także prowadzi do większej odpowiedzialności za swoje i innych zbawienie, za Kościół i za duchownych? W pierwszej kolejności może właśnie chodzi o troskę budzenia powołań do kapłaństwa, odpowiedniego środowiska wzrostu tych powołań? Dlatego tak ważna jest tutaj nasza rola – Apostolstwa Chorych, czyli drogi modlitwy i ofiarowania cierpienia w tych wszystkich intencjach.

Z jednej strony współodpowiedzialność za Kościół wiernych, z drugiej strony ważne jest gorliwe zaangażowanie kapłanów w swoją misję. Papież Franciszek często przypomina tym drugim, aby nie bali się pójść „na peryferia”, by tam szukali tych najmniejszych: głodnych, bezdomnych, chorych – jak to nazywa – według „Protokołu Mt 25”. „Protokołem Mt 25” nazwał przypowieść o Sądzie Ostatecznym zapisaną w 25 rozdziale Ewangelii św. Mateusza, w której czytamy radykalne słowa Pana Jezusa o zaangażowaniu na rzecz ubogich. Z tego będziemy kiedyś rozliczani na Sądzie Ostatecznym. Papież mówi, by księża budowali Kościół na wzór „szpitala polowego”. Myślę, że nie trzeba snuć dalekich analogii i zastanawiać się nad tym, jak wielka przenośnia kryje się pod tym określeniem, tylko dosłownie zinterpretować słowa papieża. Tym „szpitalem polowym” często staje się szpital miejski, szpital powiatowy, szpital wojewódzki, klinika, dom pomocy społecznej, zakład opieki leczniczej, mieszkanie, w którym przebywa osoba starsza, czy niepełnosprawna. I jeszcze jedno celne porównanie Ojca świętego dotyczące naszej posługi kapłańskiej wypowiedziane przez niego podczas Mszy krzyżma w Wielki Czwartek w 2013 r. – by każdy „kapłan pachniał owcami”, czyli żył pośród ludzi, ich spraw, problemów. W pierwszej kolejności sam robię rachunek sumienia z tych wszystkich słów Ojca świętego. I proszę Dobrego Boga o umocnienie duchowe i fizyczne w Apostolstwie Chorych.

Kościół na czas modlitwy za kapłanów i o powołania kapłańskie przekazuje nam piękny dar – beatyfikację ks. Michała Rapacza. Odbędzie się ona 15 czerwca w archidiecezji krakowskiej. Sługa Boży ks. Michał może stać się naszym rodzimym patronem. Krótko przytoczę historię jego męczeństwa. W 1945 r., gdy rządy w Polsce objęli komuniści, ks. Rapacz ze względu na swoją gorliwość duszpasterską stał się obiektem ich szykan. Ostrzeżony o grożącym mu niebezpieczeństwie i nakłaniany do opuszczenia swojej parafii w Płokach, powiedział: „Choćbym miał trupem paść, nie zaprzestanę tej Ewangelii głosić i nie wyrzeknę się własnego krzyża”. W nocy z 11 na 12 maja 1946 r. na probostwo wtargnęła komunistyczna bojówka. Księdzu Rapaczowi odczytano wyrok śmierci, a następnie wyprowadzono go na zewnątrz. Ksiądz powtarzał wtedy jedno tylko zdanie: „Niech się dzieje Twoja wola, Panie”. Ciągnięty na powrozie wokół kościoła i dotkliwie bity, został siłą uprowadzony do oddalonego o kilometr lasu i tam zastrzelony. W pamięci parafian pozostał jako kapłan, który każdej nocy udawał się do kościoła, aby długo modlić się przed Najświętszym Sakramentem w intencji zbawienia powierzonych sobie ludzi. Papież Franciszek mówił: „kapłan jest zaproszony przede wszystkim do pielęgnowania bliskości, zażyłości z Bogiem, a z tej relacji będzie mógł czerpać wszystkie siły potrzebne do pełnienia swojej posługi. (…) Bez znaczącej relacji z Panem nasza służba skazana jest na jałowość”. Ksiądz Rapacz czerpał siły z modlitwy. Poprowadziła go ona do najwyższej ofiary – męczeństwa. „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24) – to zdanie św. Pawła odnosimy do Apostolstwa Chorych, ale w pierwszej kolejności Tradycja chrześcijańska odczytywała te słowa przez pryzmat ofiary męczeńskiej.

W zakończeniu wspomnianej na początku adhortacji św. Jan Paweł II pisał: „Bóg obiecał Kościołowi, że da mu nie jakichkolwiek pasterzy, ale pasterzy «według swego Serca». «Serce» Boże objawiło się nam w pełni w Sercu Chrystusa Dobrego Pasterza.” Prośmy pokornie Dobrego Boga, aby dawał Kościołowi takich księży.


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, Bartoszek Wojciech, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2024nr06, Z cyklu:, Z bliska

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024