Warunek I przynależności do Apostolstwa Chorych: przyjąć cierpienie z poddaniem się woli Bożej
Bóg nie zostawił świata samemu sobie, aby się męczył skutkami grzechów. Już w raju, zaraz po upadku pierwszych rodziców, Bóg zapowiedział plan naprawczy, czyli zbawczy plan zbawienia.
2024-05-29
Pierwszy warunek przynależności do Apostolstwa Chorych być może jest najrzadziej rozważany. Uznawany jest za oczywistość albo jest nawet trochę pomijany, gdyż skrywa w sobie wiele pytań teologicznych i napięć emocjonalnych. Zawiera w sobie wielką dyskusję o cierpieniu, jego pochodzeniu. Ostatecznie prowadzi do medytowania tajemnicy Boga.
Skąd cierpienie?
Jeśli w pierwszym warunku pojawia się wyrażenie „przyjąć cierpienie”, to od razu rodzi się pytanie, skąd je przyjąć albo nawet: od kogo je przyjąć? Pytania te prowadzą do kolejnego problemu: skąd pochodzi cierpienie? A odpowiedzi może tu być naprawdę wiele. Oto niektóre z nich. 1. Cierpienie pochodzi od natury, która nas otacza; na przykład: przyszła powódź, porwała dom i przyniosła wiele cierpienia. 2. Cierpienie pochodzi z przypadku: przypadkiem pękła opona w samochodzie, a to spowodowało wypadek, po którym ktoś stał się niepełnosprawny. 3. Cierpienie przynosi los: ktoś urodził się z upośledzeniem umysłowym i ta niepełnosprawność sprawia wiele cierpień. 4. Cierpienie pochodzi od drugiego człowieka. „Ludzie ludziom zgotowali ten los” – takim mottem opatrzyła Zofia Nałkowska „Medaliony” – opowiadania o obozie koncentracyjnym, w którym ludzi mordowali ludzie. 5. Cierpienie jest skutkiem własnego zachowania: ktoś jechał samochodem z stanie nietrzeźwości, uległ wypadkowi, a jego skutkiem jest kalectwo. 6. Cierpienie pochodzi od diabła, który chce nieszczęścia człowieka. 7. I jeszcze jedno zdanie ciśnie się na usta: cierpienie pochodzi od Boga, bo przecież Bóg jest ponad wszystkim, On wszystkim rządzi i kieruje, bez Niego nic się na świecie nie dzieje.
Pismo Święte wskazuje na praprzyczynę cierpienia. Jest nią grzech pierwszych rodziców. Przed grzechem nieposłuszeństwa ludzie żyli w harmonii z Bogiem, z sobą nawzajem oraz przyrodą. Po grzechu wszystko się zmieniło: zburzyła się przyjaźń z Bogiem – „skryli się przed Panem Bogiem” (Rdz 3, 8); rozchwiała się harmonia między nimi – „poznali, że są nadzy” (Rdz 3, 7); pojawiły się między innymi brak zrozumienia i nieufność, rodzące cierpienia – „ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą” (Rdz 3, 16); pojawiły się ciężkie cierpienia wynikające z samej natury, zarówno u kobiety – „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci” (Rdz 3, 16), jak i u mężczyzny – „przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz!” (Rdz 3, 17).
Pięć pytań i odpowiedzi
Poprzez grzech człowiek ściągnął na siebie różnego rodzaju cierpienia, a ostatecznie śmierć. Jednak nawet Księga Rodzaju nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o pochodzenie cierpienia. Czytając pierwsze stronice tej księgi, rodzi się pięć kolejnych pytań o cierpienie, częściowo wpisujących się w przedstawione wyżej dylematy. Pytanie 1: Czy cierpienie pochodzi z samego wnętrza człowieka, bo zarówno Adam jak i Ewa podjęli własne decyzje, dotyczące złamania nakazu Bożego? Pytanie 2: Czy pochodzi ono od drugiego człowieka, bo od razu po grzechu pierwszych rodziców rozpoczęły się napięcia między nimi? Pytanie 3: Czy pochodzi ono z natury, bo to w kontakcie z naturą człowiek zaczął doświadczać cierpień (bóle porodowe oraz trudy związane z uprawą ziemi?) Pytanie 4: Czy może pochodzi ono od diabła, który skusił człowieka? Pytanie 5: A może pochodzi ono od Boga, który wypowiadając słowa wobec pierwszych rodziców, zapowiedział im ciężkie skutki grzechu? Choć trudno znaleźć pełną odpowiedź na pytanie o cierpienie i ostatecznie pozostaje ono tajemnicą, to jednak na pierwsze cztery pytania można odpowiedzieć pozytywnie, w sposób właściwy uzasadniając te odpowiedzi. Najtrudniejsze pozostaje piąte pytanie.
Odpowiedź 1. Tak, praprzyczyną cierpienia jest osobisty grzech pierwszych rodziców. Gdyby oni nie zgrzeszyli, nie byłoby cierpienia i śmierci. Wszyscy rodzimy się z grzechem pierworodnym jako skutkiem grzechu pierwszych rodziców. Jest on zgładzony przez chrzest święty, ale skutki grzechu pozostają w nas: podatność na cierpienia i nasza śmiertelność. Nie oznacza to, że każde cierpienie jest skutkiem grzechu danego człowieka. Bardzo często cierpią niewinni, cierpią sprawiedliwi, cierpią dzieci. Jednak ostateczną praprzyczyną grzechu jest wolna decyzja pierwszych rodziców. Czasem jednak poprzez własne decyzje człowiek ściąga na siebie cierpienie jako konsekwencję (wspomniany wypadek samochodowy).
Odpowiedź 2. Tak, cierpienie pochodzi często od drugiego człowieka, to znaczy ten drugi człowiek podejmuje jakąś złą decyzję, która w naszym życiu rodzi ból i cierpienie. Jednak może być i tak, że drugi człowiek niechcący sprawił nam ból, nie było w nim złej woli, a jednak w nas powstało cierpienie.
Odpowiedź 3. Tak, cierpienie pochodzi nieraz z natury. Jednak tu potrzebne jest dopowiedzenie. Czasem stawia się hipotetyczny problem: gdyby pierwsi rodzice nie zgrzeszyli, czy porody byłyby łatwiejsze? Czy nie byłoby w ogóle chorób? Gdybyśmy ukłuli się igłą, to czy odczuwalibyśmy ból? To są oczywiście pytania abstrakcyjne w stylu „co by było, gdyby”. Jednak czasem w teologii doprecyzowuje się i stwierdza, że sam ból nie jest cierpieniem. Ból jest przecież naturalną reakcją na coś niepokojącego, co dzieje się w naszym organizmie. Cierpieniem jest sposób przeżywania bólu: to, że on nas od wewnątrz rozbija, niszczy, że działa destrukcyjnie na naszą osobowość. Być może, gdyby nie było grzechu, nie przeżywalibyśmy bólu czy nawet choroby jako cierpienia. Po grzechu choroba działa na nas destrukcyjnie, staje się cierpieniem, które jest skutkiem grzechu pierwszych rodziców.
Odpowiedź 4. Tak, cierpienie i śmierć pochodzą od diabła. Mówi o tym Księga Mądrości: „śmierć weszła na świat przez zawiść diabła” (Mdr 2, 24).
I wreszcie odpowiedź 5. Najtrudniejsza. Bóg dopuszcza cierpienie w życiu człowieka. Jest ono skutkiem zła moralnego dokonanego przez pierwszych ludzi. Bóg jest Gwarantem wszelkiego porządku w świecie. W tym wyraża się Boża mądrość i sprawiedliwość. Porządek stworzony przez Boga został zakłócony przez ludzki grzech. Negatywne konsekwencje grzechu człowiek przeżywa w sobie. Cierpienie w świecie jako skutek grzechu jest przejawem tego, że Boża sprawiedliwość nie została anulowana. Człowiek ponosi więc konsekwencje swoich złych wyborów (grzechu).
Jednak od razu trzeba dodać, że Bóg nie zostawił świata samemu sobie, aby się męczył skutkami grzechów. Już tam, w raju, zaraz po upadku pierwszych rodziców, Bóg zapowiedział plan naprawczy, czyli zbawczy plan zbawienia. Zapowiedział przyjście Mesjasza: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3, 15). Słowa te pokazują, że tak jak w grzechu pierwszych rodziców tkwi źródło cierpienia, tak też w zbawieniu, które pochodzi od Boga i które jest wyzwoleniem z grzechu i szatana, zawarte jest ostateczne uwolnienie od cierpienia. Tak jak wolą Bożą było stworzenie świata i człowieka, tak też wolą Bożą jest jego ostateczne zbawienie. Dzieła odkupienia dokonał Jezus na drzewie krzyża, jednak proces zbawienia świata trwa i zrealizuje się w pełni w czasach ostatecznych, gdy Chrystus powtórnie przyjdzie na ziemię.
„Ręka Boża”
Jeśli wcześniejsze sformułowania pierwszego warunku Apostolstwa Chorych – gdy poznajemy ewolucję jego brzmienia w ciągu 100 lat istnienia wspólnoty – mówiły o przyjęciu cierpienia „z ręki Boga”, to wyrażano w ten sposób prawdę o tym, że Bóg jest ponad wszystko, że na świecie nie dzieje się nic bez Opatrzności Bożej. Dlatego też cierpiący Hiob powiedział: „Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?” (Hi 2, 10). „Ręka Boża” miała jeszcze inne, bardziej konkretne znaczenia. Była znakiem troski Boga o człowieka właśnie w doświadczeniu cierpienia: „dusze sprawiedliwych są w ręku Boga” (Mdr 3, 1). Jednak była też – i trzeba na to zwrócić uwagę – symbolem sprawiedliwości Bożej: czasem przynosiła cierpienie jako konsekwencję za konkretny grzech: „Dlatego się rozpalił gniew Pana przeciw swojemu ludowi, wyciągnął na niego rękę, by wymierzyć cios, aż góry zadrżały” (Iz 5, 25). To cierpienie ma charakter kary, bo jest związane z winą konkretnych ludzi. Wszystko jednak dzieje się po to, by człowieka doprowadzić do zbawienia. Jan Paweł II w Liście Salvifici doloris naucza: „Jeśli prawdą jest, że cierpienie ma sens jako kara wówczas, kiedy jest związane z winą – to natomiast nie jest prawdą, że każde cierpienie jest następstwem winy i posiada charakter kary”.
My dzisiaj możemy podobnie mówić i myśleć „o ręce Bożej”. Jeśli jednak została ona wycofana z pierwszego warunku przynależności, to stało się tak dlatego, by przez to sformułowanie nie sprowadzać całości cierpienia do samego Boga, by nie prowadzić do myślenia o własnym życiu jako o przeznaczeniu, na które skazuje nas Bóg.
„Wola Boża”
Mamy w pierwszym warunku odwołanie do woli Bożej: przyjąć cierpienie z poddaniem się woli Bożej. Czym jest wola Boża? Wola Boża utożsamia się z planem Bożym. „Bóg chce, żeby wszyscy ludzie zostali zbawieni” (1 Tm 2, 4). Przyjęcie woli Bożej polega na przyjęciu tego właśnie pragnienia Boga. Naszym zadaniem jest „rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe” (Rz, 12, 2). W sformułowaniu „przyjąć cierpienie z poddaniem się woli Bożej” akcent przesuwa się z dyskusji o pochodzeniu cierpienia na wolę Bożą, która chce naszego zbawienia. A zatem „przyjęcie cierpienia” oznacza dobrowolną zgodę na Boży plan zbawienia oraz na to, że nasze cierpienie ma jakąś rolę, jakieś znaczenie, jakiś sens w tym planie, nawet jeśli w danym momencie tego nie rozumiemy.
Popatrzmy na Jezusa. Całe Jego ziemskie życie było przeniknięte pragnieniem pełnienia woli Ojca: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał” (J 4, 34). W Ogrójcu, w wielkim bólu i cierpieniu, Jezus wypowiedział słowa: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” (Łk 22, 42). Jest to modlitwa, w której Jezus przyjmuje ostatecznie wolę Ojca. Jeśli zestawi się te dwie wypowiedzi Jezusa o woli Ojca, to przychodzi jeszcze jedna myśl. O ile w całym życiu Jezusa wszystko się działo „zgodnie z wolą Bożą”, o tyle to, co nastąpiło w Ogrójcu, było raczej „poddaniem się woli Ojca”, bo wskazało na uniżoność Jezusa oraz na „ciężar” woli Ojca, „ciężar” wynikający z samego cierpienia.
„Przyjąć” czy „przyjmować”?
I jeszcze jedno. W drukowanej wersji „Apostolstwa Chorych” jest mowa o „przyjęciu cierpienia z poddaniem woli Bożej”, zaś na stronie internetowej pierwszy warunek wzywa, by „przyjmować cierpienie z poddaniem woli Bożej”. „Przyjąć” czy „przyjmować”? Ktoś powie, że to praktycznie nic nie znacząca różnica. A jednak wyrażenie „przyjąć” wskazuje na jednorazowy akt woli. Tak jak Maryja w scenie zwiastowania, kiedy mówi: „niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk 1, 38).
„Przyjmować” jest formą niedokonaną czasownika, wskazuje na działanie, które trwa w czasie. I chyba właśnie ta druga forma bardziej oddaje ludzką kondycję. „Przyjęcie” cierpienia nie jest najczęściej aktem jednorazowym, lecz dokonuje się nieraz w długotrwałym procesie, naznaczonym często duchową walką. Elizabeth Kübler-Ross opisała pięć etapów umierania, czyli pięć stanów wewnętrznych, które człowiek przeżywa w kontekście zbliżającej się śmierci: zaprzeczenie i izolacja, gniew, targowanie się, depresja, pogodzenie się. Pierwsze cztery naznaczone są wielkim bólem i zmaganiem, dokonującym się w psychice i w duszy człowieka. W życiu religijnym wszystkie te etapy są przejawem duchowej walki, w której angażowana jest wiara, „targana” różnymi stanami: od zwątpień, a nawet negacji Boga, do zawierzenia i zaufania Jego miłości. Dopiero etap piąty jest jakąś formą pogodzenia się z sytuacją. Te duchowo-psychiczne stany można odnieść nie tylko do procesu umierania, ale także do naszych reakcji na różnego rodzaju cierpienia. Nasze zmagania wewnętrzne mogą trwać nieraz długo, nie jest łatwe od razu, raz na zawsze „przyjąć cierpienie zgodnie z wolą Bożą”. Dlatego też forma niedokonana, rozłożona w czasie („przyjmować cierpienie zgodnie z wolą Bożą”) bardziej odpowiada naszym wewnętrznym zmaganiom.
Na pewno druga część warunku – „zgodnie z wolą Bożą” – nadaje pierwszej części tego warunku – „przyjmować cierpienie” – znaczenie teologiczne, co nie wybrzmiewa w piątym etapie umierania według Kübler-Ross. Jeśli mówimy o „przyjmowaniu cierpienia zgodnie z wolą Bożą”, to wskazujemy na postawę Jezusa w Getsemani, który przyjął wolę Ojca. Jednak trzeba pamiętać, że wszystko to zostało poprzedzone ciężką duchową walką Jezusa, z silnym komponentem cielesno-psychicznym: „Jego pot był jak gęste krople krwi” (Łk 22, 44).
Przywołanie cierpień Pana Jezusa i Jego postawa wobec nich przynoszą bardzo ważną, wręcz kluczową, wskazówkę: pierwszy warunek przynależności do Apostolstwa Chorych jest możliwy do zrealizowania dopiero w świetle drugiego, który mówi o znoszeniu cierpień w jedności z Jezusem. Doświadczenie Apostolstwa Chorych potwierdza tę intuicję. Bardzo często dopiero zjednoczenie z Jezusem prowadzi do postawy przyjęcia czy zaakceptowania cierpienia. I dlatego też w Apostolstwie Chorych wyraźnie przepowiada się prawdę dotyczącą drugiego warunku przynależności.
„Przyjmować cierpienie zgodnie z wolą Bożą”
Tak mógłby brzmieć pierwszy warunek przynależności do Apostolstwa Chorych, czyli z niewielką modyfikacją wobec aktualnego sformułowania. Warto jednak dodać tu trzy uwagi. Po pierwsze, dotychczasowe brzmienie („przyjąć cierpienie z poddaniem się woli Bożej”) nie jest niewłaściwe, tak jak nie było niewłaściwe jeszcze wcześniejsze brzmienie: „przyjąć cierpienia z ręki Boga Ojca z poddaniem się woli Bożej”. Po drugie, w rozważaniach tych nie chodzi o jakieś gry słowne. Chodzi nade wszystko o głębsze zrozumienie prawd zawartych w określonych sformułowaniach. Po trzecie, proponowanie zmian z jednej strony ma służyć lepszemu sformułowaniu prawdy religijnej, z drugiej jednak strony – należy wystrzegać się dążenia do ciągłego zmieniania życia Kościoła. Takie zmiany tworzą wrażenie, że w Kościele nie ma prawd trwałych. Na pewno, im bardziej jakieś sformułowanie jest uświęcone tradycją, tym ostrożniej należy w nie ingerować. W brzmieniu warunków przynależności do Apostolstwa Chorych dokonywano w ciągu ostatnich 100 lat drobnych modyfikacji, nigdy nie zmieniając ich istoty. Być może zbliżające się 100-lecie Apostolstwa Chorych jest okazją do dokonania drobnych zmian. Jednak zdecydowanie ważniejsze jest medytowanie istoty życia wspólnoty, przybliżanie jej całemu Kościołowi i wskazywanie ludziom chorym, że warto żyć duchowością tej wspólnoty, także poprzez formalną przynależność. Do tego formalnego zapisania się do wspólnoty zawsze zachęcają treści umieszczone na przedostatniej stronie miesięcznika.
Zobacz całą zawartość numeru ►