Najprostsza modlitwa
Panie Jezu – dziś uczysz mnie modlitwy, która nie mówi Bogu, co ma robić, bo twój Ojciec to wie i rozumie, co mi jest potrzebne. Uczysz mnie w ten sposób ufać Ojcu we wszystkim, powierzać Mu moje życie. Żyć tylko dla Niego.
2024-06-20
Komentarz do fragmentu Ewangelii Mt 6,7-15
XI tydzień zwykły
Obchodząc niedawno kolejną rocznicę moich urodzin uświadomiłem sobie, jak bardzo duchowo się zmieniam. Kiedyś zafascynowany byłem modlitwami, które znajdowałem w moich modlitewnikach. Moje życie wypełnione było litaniami, nowennami do różnych świętych. Dzień zaczynałem od odmawiania ,,litanii” moich próśb do Boga. Czasem wręcz „rozkazywałem” Mu: jeśli jesteś, proszę Cię o to; innym razem – o coś jeszcze innego. Kiedy przeżywałem coś, co nie było po mojej myśli, zasypywałem Boga lawiną słów. Zawsze wydawało mi się, że cisza przed mszą, bez modlitwy słownej jest czymś nienaturalnym. Nie potrafiłem trwać sam na sam w milczeniu przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Adoracja zawsze musiała być wypełniona śpiewem.
Aż pewnego poranka uświadomiłem sobie, że potrzebuję w moim życiu wyciszenia, milczącej adoracji, trwania przy Jezusie ze słowem Bożym. Dziś to samo zauważam u chorych, którym towarzyszę. Nawet Ci, których w żaden sposób nie podejrzewałbym o głębokie życie wiarą, szukają schronienia w kaplicy na chwili osobistej modlitwy. Zaczynam rozumieć słowa Jezusa: „Nie bądźcie gadatliwi jak poganie…”. Dziś wiem, że w przeszłości wielokrotnie szukałem na modlitwie pozytywnych uczuć jakby na dowód, że była dobra i wartościowa. Wydawało mi się to słuszne. Starałem się, by brzmiała uroczyście, dobierałem słowa. Chciałem być zadowolony ze swojej modlitwy jakby na potwierdzenie, że Bogu też się podobała. A przecież jej nie da się ocenić. A jej skuteczność nie zależy od ilości słów, czasu, rodzaju, mojego stanu emocjonalnego, lecz od wiary i relacji z Ojcem niebieskim.
Jezus zachęca do najprostszej modlitwy: Ojcze Nasz, którą dziś każdy z nas zna, ale chyba modlimy się nią automatycznie. Poproszony przez Apostołów, by nauczył ich modlić się, polecił im właśnie tę modlitwę. Abba – Ojciec – to słowo jest kluczowe. Ta modlitwa uczy ufności. Zwracamy się w niej do Ojca i to zdrobniale, ponieważ dosłowne tłumaczenie brzmi: Tatusiu. Modlitwa ta złożona jest z prostych zdań. Mają formę życzeń składanych komuś, które chcielibyśmy, aby się spełniły oraz próśb. Pierwsze trzy odnoszą się do Niego: Tato, chcę, życzę Ci, aby Twoje imię było uświęcone, aby Twoje królestwo już przyszło tutaj i aby na ziemi wypełniały się Twoje pragnienia tak dobrze, jak dzieje się to w niebie. Kolejne trzy odnoszą się do nas: proszę Cię o chleb, którego potrzebujemy codziennie, proszę abyś wybaczył nam winy, bo też staramy się wybaczać innym i proszę, pomóż nam w walce ze złem i pokusami, byśmy im nie ulegali, bo sami, bez Ciebie nie damy rady. To modlitwa także za innych, za wszystkich, całą wspólnotę Kościoła. Jest więc jest troską o siebie i innych, uczy trwania we wspólnocie, usuwa egoizm. Modlitwa ufności, zawierzenia, troski o zbawienie swoje i innych, ucząca bliskiej relacji z Bogiem i głębokiej wiary - zawarta w najprostszych słowach. Każde z nich można by długo rozważać.
Przechodząc przez oddziały szpitalne, często spotykam chorych po operacjach, zabiegach, a nierzadko umierających - którzy ostatnimi siłami modlą się modlitwą Ojcze Nasz. Nawet ci, którzy dawno przestali przyjmować sakramenty, w modlitwie tej, jak przez „ostatnią deskę ratunku”, chwytają się Boga Ojca.
Panie Jezu – dziś uczysz mnie modlitwy, która nie mówi Bogu, co ma robić, bo twój Ojciec to wie i rozumie, co mi jest potrzebne. Uczysz mnie w ten sposób ufać Ojcu we wszystkim, powierzać Mu moje życie. Żyć tylko dla Niego. Pomóż mi na nowo z wiarą i żarliwością modlić się tą modlitwą, jaką Ty nauczyłeś swoich uczniów. Pomóż mi we wszystkim zobaczyć piękne serce Twojego Ojca i Jego czułe dłonie nade mną.