Nieustanne rekolekcje
Rozmowa z ks. Karolem Fajem oraz jego rodzicami – państwem Danutą i Romanem.
2024-07-02
Redakcja: – W tym roku świętuje Ksiądz 10. rocznicę święceń kapłańskich. Proszę opowiedzieć, jak rodziło się Księdza powołanie?
KS. KAROL FAJ (KF): – Moje odkrywanie powołania podzieliłbym na trzy etapy, z których każdy był inny, potrzebny i ważny. Pierwszy etap to lata dziecięce i czas przygotowywania się do wczesnej Komunii świętej na katechezie. Wspominam nieżyjącą już panią katechetkę, Marię Miodek, która podczas katechezy odbywającej się wówczas w salkach parafialnych, wykonywała niesamowitą pracę zarówno z dziećmi, jak i z ich rodzicami. Pani katechetka z wielkim zaangażowaniem i odpowiedzialnością prowadziła katechezę, która była czymś o wiele więcej niż tylko „suchym” przekazywaniem wiadomości o Bogu i Kościele. Te lekcje katechezy były dla nas prawdziwą szkołą modlitwy i żywego kontaktu z Panem Bogiem. Pamiętam, że właśnie w czasie przygotowywania się do wczesnej Komunii świętej, w moim dziecięcym sercu zaczęła się rodzić przyjaźń z Panem Bogiem i pragnienie coraz głębszego poznawania Go. Potem przyszedł czas ministrantury. Bardzo często byłem blisko ołtarza, przeżywając zachwyt i fascynację wszystkim, co wiązało się z liturgią. Podczas każdej Mszy świętej rozmawiałem z Panem Bogiem, zbliżałem się do Niego. Ministrantura jest ważnym doświadczeniem wielu księży, bo służąc przy ołtarzu w dzieciństwie, wielu z nas zachwyciło się Panem Bogiem a także całą tą atmosferą, która towarzyszy życiu liturgicznemu, parafialnemu.
Drugi etap odkrywania i rozeznawania mojego powołania przypadł na czas szkoły średniej. To było już bardziej świadome i dojrzałe myślenie o kapłaństwie, w którym z pewnością pomogło mi zaangażowanie w Ruch Światło-Życie i udział w rekolekcjach oazowych. Właśnie po jednych takich rekolekcjach postanowiłem sobie, że w klasie maturalnej codziennie będę uczestniczył we Mszy świętej. Stwierdziłem, że jeśli wytrwam w tym postanowieniu i nie będzie mi się na tych Mszach nudziło, to wybiorę seminarium. Dzisiaj, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to było takie wyzwanie rzucone Panu Bogu, próba sprawdzenia siebie samego w wierności Jemu. Każda Msza święta była dla mnie wyjątkowym przeżyciem. Czułem, że coraz bardziej zbliżam się do Pana Boga i że On zaprasza mnie do wyjątkowej relacji ze Sobą.
Trzecim, bardzo szczególnym etapem rozeznawania powołania była formacja w seminarium. Formacja ta jest czasem dojrzewania do ostatecznej decyzji o kapłaństwie i drogą, na której kleryk doświadcza wielu pięknych chwil, ale także trudności.
– A jak Państwo – jako rodzice – przeżywaliście drogę syna do kapłaństwa?
DANUTA FAJ (DF): – Na wszystkich tych etapach, o których wspomniał syn, byliśmy blisko niego, towarzysząc mu. Od czasu jego przygotowania do wczesnej Komunii świętej uczyliśmy się, jak rozmawiać z Nim o Panu Bogu i jak odpowiadać na pytania, które go nurtowały. Myślę, że najważniejsze jednak było świadectwo naszego codziennego życia wiarą w rodzinie: uczenie modlitwy, wspólny udział we Mszy świętej. Jako rodzice już na tym wczesnym etapie dzieciństwa widzieliśmy, że dzieje się z Karolem coś, co mogłoby wskazywać, że w przyszłości swoje życie zwiąże z Panem Bogiem. Karola od najmłodszych lat ciągnęło do kościoła i do wszystkiego, co się w nim odbywało. Był nie tylko ministrantem, ale także należał do grupy Dzieci Maryi. Chętnie brał udział w roratach, w nabożeństwach majowych i różańcowych. Nasza rola jako rodziców była taka, że nigdy mu nie przeszkadzaliśmy, a wręcz przeciwnie – prowadziliśmy go do relacji z Panem Bogiem i wspieraliśmy go na drodze wiary. Wszystko w naszym domu toczyło się zwyczajnym trybem, bez jakichś nadzwyczajności. Byliśmy i nadal jesteśmy zwykłą rodziną, przeżywającą swoje radości i kłopoty. Pan Bóg ma swoje drogi i w takim zwykłym środowisku – jak nasza i wiele innych rodzin – pozwala przez lata dojrzewać komuś, kogo wybrał sobie do posługi kapłańskiej. Kiedy Karol powiedział nam, że idzie do seminarium, nie byliśmy z mężem zaskoczeni tą nowiną. Choć nie był to dla nas przysłowiowy „grom z jasnego nieba”, muszę przyznać, że towarzyszyły nam duże emocje. Czuliśmy ogromną radość pomieszaną z obawą.
ROMAN FAJ (RF): – Tak. Cieszyliśmy się, że syn będzie szczęśliwy na tej drodze, bo spełni Bożą wolę i pragnienie swojego serca, a jednocześnie czuliśmy obawy, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że droga, którą wybrał jest bardzo trudna i wymagająca. A wiadomo, że rodzice zawsze chcą chronić swoje dziecko przed tym, co trudne, bolesne.
– A osoby z Waszego otoczenia też dostrzegały, że syna jakoś bardziej niż innych ciągnie do Bożych spraw?
DF: – Tak. Pracowałam w przedszkolu, do którego Karol uczęszczał, i wszyscy wokół mi powtarzali: „Pani Danko, Karol to będzie ksiądz”. Ja zawsze ze spokojem odpowiadałam, że Karol ma także wiele innych zainteresowań i nie wiadomo, jaką drogę w życiu wybierze. Zawsze lubił historię, przyrodę i zwierzęta. Wychodziłam z założenia, że wszystko w życiu ma swój czas i że syn w odpowiednim momencie sam zdecyduje, co chce robić w życiu.
RF: – Nasze otoczenie nie mogło nie zauważyć, że Karol bardziej niż inni interesuje się wszystkim, co związane z Kościołem i Panem Bogiem. Do dzisiaj wspominam chwile, kiedy w czasach ministrantury wracając z kościoła, po drodze „odprawiał” mszę, a kiedy docierał do drzwi mieszkania, kończył słowami: „Idźcie w pokoju Chrystusa”. W ten sposób wszyscy sąsiedzi wiedzieli, kto i skąd wraca.
– Domyślam się, że szczególnym czasem dla rodziców przyszłego księdza są lata jego seminaryjnej formacji.
DF: – Zdecydowanie tak. Mogę śmiało powiedzieć, że lata Karola spędzone w seminarium to były dla nas prawdziwe, mocne rekolekcje, które zresztą trwają do dzisiaj. Rodzice kleryków regularnie spotykali się na dniach skupienia. My również uczestniczyliśmy w tych spotkaniach. Były one dla nas bardzo ważne nie tylko od strony duchowej, ale także tej ludzkiej. Mieliśmy możliwość rozmowy z rodzicami innych kleryków oraz okazję do podzielenia się swoimi radościami i obawami. Poza tym spotkania te zawsze były pełne duchowych treści, głębokich świadectw, a także praktycznych wskazówek dla nas rodziców, jak mamy traktować naszych synów, jak ich wspierać i jak się za nich modlić.
RF: – Gdy po tych spotkaniach w seminarium wracaliśmy do domu, nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, bo razem z żoną czuliśmy, że chcemy zachować na dłużej panującą tam atmosferę skupienia, modlitwy, wyciszenia. Chcieliśmy, aby ten czas trwał nadal.
DF: – To prawda. Bardzo ciepło wspominamy te spotkania w seminarium. Był to czas nie tylko modlitwy i formacji, ale także życzliwych rozmów i serdecznych kontaktów z rodzicami innych kleryków.
– A jak dzisiaj, kiedy Wasz syn jest już księdzem, wspieracie go w jego powołaniu?
DF: – Staramy się mniej mówić, a więcej się modlić. Często chwytamy za różaniec, zwłaszcza wtedy, gdy jako rodzice czujemy, że syn przeżywa jakieś trudności. W 2018 r. razem z mężem przystąpiliśmy do bractwa o nazwie Rodzina Betańska, której charyzmatem jest modlitwa za kapłanów. W naszej parafii Rodzina Betańska działała modlitewnie zanim jeszcze Karol został księdzem, i wymodliła wiele powołań. Poczuliśmy potrzebę, aby w duchu wdzięczności za powołanie naszego syna, modlić się także za innych kapłanów. W Rodzinie Betańskiej wygląda to tak, że każdej osobie zostaje przydzielony jeden kapłan znany tylko z imienia, za którego modlitwa trwa całe życie. Mamy z mężem powierzonych do modlitwy innych kapłanów. Więc obecnie modlimy się już nie tylko za swojego syna księdza i cały jego rocznik święceń, ale także za tego jednego wybranego kapłana. Chodzi o codzienną modlitwę np. dziesiątkę różańca, ale także o codzienne drobne wyrzeczenia, cierpienia ofiarowane w ich intencji. Czuję się bardzo odpowiedzialna za tego księdza, który został mi powierzony do modlitwy.
RF: – Tą modlitwą za nieznajomego księdza spłacamy niejako dług wdzięczności za to, że bardzo wiele osób modli się za naszego syna. Wiemy, jak ta modlitwa i ofiara cierpienia w intencji kapłanów jest ważna.
KF: – Jestem dumny z tego, że z mojej rodzinnej parafii na przestrzeni lat Pan Bóg powołał wielu kapłanów. Można powiedzieć, że na mapie diecezji nie jest to jakaś najważniejsza i wyróżniająca się parafia, ale raczej bardzo zwyczajna. A Pan Bóg działa właśnie przez to, co zwyczajne i proste. Jak się okazuje modlitwa ma ogromną moc, a dla Pana Boga nie ma żadnych przeszkód. Wierzę, że dzięki modlitwie – także dzięki modlitwie osób chorych i ich ofierze cierpienia – z mojej rodzinnej parafii wyszło wielu kapłanów i osób konsekrowanych. To z pewnością także zasługa tego, że od wielu lat przed każdą poranną Mszą świętą odmawiana jest modlitwa różańcowa w intencji powołań. Ta modlitwa przynosi piękne owoce.
– Tak, modlitwa ma ogromną moc. Za pośrednictwem miesięcznika „Apostolstwo Chorych” ma Ksiądz wyjątkową okazję, aby poprosić o nią chorych. Jakie intencje chciałby Ksiądz im szczególnie powierzyć?
KF: – Chciałbym prosić chorych, aby modlili się w intencji księży o normalność. Żebyśmy my księża nie uważali siebie za wyjątkowych i nie narzekali, że jest nam ciężko. Abyśmy gorliwie i z zapałem szli do ludzi i zawsze byli blisko ich spraw. Bo nie ma chyba nic gorszego niż ksiądz „odklejony” od rzeczywistości i od codziennych problemów parafian. Drodzy chorzy, módlcie się, proszę, abyśmy z jednej strony prowadzili głębokie życie duchowe, a z drugiej strony mieli bliskie relacje w rodzinie i wśród znajomych. Abyśmy zawsze pokornie wracali do Pana Boga i byli Mu wierni. Osobiście proszę także o modlitwę w intencji działań podejmowanych przez Fundację im. św. Józefa, w której obecnie posługuję, a która została powołana przez Konferencję Episkopatu Polski. Działalność Fundacji jest odpowiedzią Kościoła w Polsce na skandal wykorzystania osób małoletnich przez duchownych i świeckich w sferze seksualnej i psychicznej. Działania Fundacji są wyjściem z konkretnym wsparciem do osób skrzywdzonych, aby pokazać im Kościół, który o nich pamięta, troszczy się, który chce być ich głosem. W działaniach Fundacji chodzi także o prewencję, aby do podobnych nadużyć już nigdy nie doszło.
– Czego uczą Księdza osoby chore?
KF: – Uczą mnie właściwego spojrzenia na świat i zwalniania w codziennym pędzie. Przy nich – mówiąc obrazowo – zawsze udaje mi się „zaciągnąć ręczny hamulec” i zatrzymać się na chwilę refleksji. W realiach dzisiejszego świata to naprawdę nie lada sztuka. Jako ksiądz pragnę zaświadczyć, że świadomość, iż wiele osób się za mnie modli i ofiaruje swoje cierpienia, daje mi niesamowitą siłę duchową, szczególnie w chwilach trudności i pokus. Za tę modlitwę i duchowe wsparcie jestem wszystkim niezmiernie wdzięczny.
– Co jest dla Księdza najważniejsze w codziennej posłudze?
KF: – Powiedziałbym, że moje kapłańskie życie opiera się na dwóch filarach. Pierwszym z nich jest moja zażyła relacja z Jezusem, a drugim jest moje bycie z ludźmi. I kiedy któregoś z tych filarów zaczyna brakować, moje kapłańskie życie chwieje się i czuję, że tracę grunt pod nogami. Bez spotkań z ludźmi modlitwa nie daje mi pełnej radości, a bez modlitwy relacje i bycie z ludźmi tracą swój sens. Dlatego bardzo dbam, aby w moim kapłańskim życiu te dwa filary były solidne i trwałe. Praca z ludźmi daje mi ogromną radość, stąd zależy mi na tym, aby być na parafii, aby mieć kontakt z dziećmi i młodzieżą, także na katechezie i w grupach parafialnych. Bez tych dwóch filarów, o których wspomniałem, kapłaństwo nie miałoby dla mnie sensu.
– Powiedziała Pani, że dzięki kapłaństwu syna przeżywacie nieustanne rekolekcje. Ale jak to na rekolekcjach – nie zawsze doświadcza się duchowych uniesień, czasem przychodzi także czas trudności…
DF: – Tak. W związku z kapłaństwem Karola doświadczyliśmy tego niejednokrotnie. Jesteśmy Panu Bogu wdzięczni za powołanie syna do tej godności i wciąż dosięga nas Boża opieka. Ale od ludzkiej strony nie brakuje na tej drodze wielu niepokojów, problemów. Jesteśmy normalnymi rodzicami, którzy martwią się o swoje dziecko i pragną dla niego szczęścia. Pomagamy więc i wspieramy go jak potrafimy najlepiej, a w trudnościach zawierzamy syna i siebie Bogu.
RF: – Troszczymy się o syna i chcemy dla niego dobra. Nie tylko modlimy się za niego, ale pomagamy mu także w jego kapłańskiej codzienności w wymiarze praktycznym. Będziemy to robić, póki starczy nam sił.
KF: – Każdego księdza cieszy, gdy ma wsparcie bliskich, przyjaciół. Czujemy to wsparcie i jest ono bardzo ważne – i to wsparcie duchowe, ale także to życiowe, codzienne. Ale musimy się jako księża strzec tego, by nie tylko korzystać z tej pomocy ludzi, ale też dawać coś od siebie.
– Bardzo dziękuję za rozmowę.
Zobacz całą zawartość numeru ►