Ta, która ma moc przed Bogiem

Rozmowa z s. Elianą Chmielewską ISMM, siostrą ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, posługującą w Stowarzyszeniu „Faustinum”, należącą do wspólnoty zakonnej przy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach.

zdjęcie: Archiwum prywatne

2024-08-01

Redakcja: – Na początek proszę opowiedzieć o drodze swojego nawrócenia.

s. Eliana Chmielewska ISMM: – Droga mojego powołania jest mocno związana z moim nawróceniem. Jako nastolatka nie miałam dużej styczności z wiarą, byłam negatywnie nastawiona do Kościoła i wszystkiego, co się w nim dzieje. Myślałam, że Kościół to miejsce dla starszych osób, a nie dla kogoś młodego. Uważałam, że Pan Bóg nie jest mi do niczego potrzebny i że doskonale sama poradzę sobie w życiu. Przełomowym wydarzeniem w mojej historii nawrócenia okazał się moment, w którym mój tato zachorował na agresywny nowotwór szpiku kostnego. Dla naszej rodziny i dla mnie osobiście była to druzgocąca diagnoza. Wówczas diagnostyka nie była jeszcze tak zaawansowana jak dzisiaj, dlatego lekarze nie do końca wiedzieli, jak tatę leczyć. Mimo, że robiliśmy wszystko, co tylko możliwe, aby tacie pomóc, jego stan pogarszał się i po ludzku nie było żadnej nadziei na poprawę.

W tamtym czasie ważną postacią okazała się dla nas pewna osoba – koleżanka z pracy rodziców, moja była nauczycielka (rodzice pracowali w szkole muzycznej, do której ja również uczęszczałam). Dała ona wobec nas niesamowite świadectwo swojej wiary, mocy Boga, Jego miłości i miłosierdzia. Na tamten moment jej świadectwo było dla mnie jak iskra światła w ciemnym doświadczeniu rozpaczy, beznadziei i cierpienia związanego z chorobą taty. Pod wpływem jej świadectwa postanowiłam zwrócić się do Pana Boga o pomoc, o ratunek dla taty. Nie wiedziałam, jak to zrobić, bo nie miałam w tym żadnego doświadczenia, ale czułam, że powinnam to uczynić. Kiedy któregoś dnia rodzice kolejny raz pojechali do szpitala, aby tacie przetoczyć krew, zostałam sama w domu. Wykorzystałam tę okazję, aby w spokoju zwrócić się do Pana Boga w modlitwie. Zapamiętałam słowa mojej nauczycielki, która mówiła, że najważniejszą rzeczą, z jaką powinnam stanąć przed Bogiem, jest ufność i wiara w Jego moc. Podczas tamtej mojej nieporadnej modlitwy powtarzałam prośbę o uzdrowienie taty i wyznałam Bogu zaufanie. Z mojego serca szczerze zaczęło wydobywać się wszystko, co przeżywałam i to doświadczenie okazało się przestrzenią prawdziwego spotkania z Bogiem. Czułam w sercu pewność, że Bóg jest ze mną, że widzi całe moje cierpienie i ból oraz że wychodzi naprzeciw mojej prośbie. Doświadczyłam wówczas ogromnej radości i pokoju serca. Miałam oczywiście swoje wyobrażenie przyszłości. Uważałam, że po mojej modlitwie tato wyzdrowieje i wróci do pełni sił, normalnego funkcjonowania. Tak się nie stało. Tato był nadal chory, ale moja modlitwa zaowocowała czymś dużo cenniejszym niż jego zdrowie fizyczne. Byłam świadkiem jego nawrócenia i tego, jak otrzymuje nowe życie w Bogu. Po tamtej modlitwie tato żył jeszcze pół roku. Odszedł otwarty na Boga, i wierzę, że jest u Niego szczęśliwy. Całe to doświadczenie było dla mnie ważne, bo poczułam, że Bóg naprawdę się ze mną spotkał i wziął moje sprawy w swoje ręce. Potem doświadczyłam, że to bardzo mnie zmienia i że nie wyobrażam już sobie życia bez spotykania się z Bogiem. Podjęłam wówczas decyzję, że odtąd chcę się spotykać z Nim regularnie i całym sercem.

– I wtedy rozpoczęła Siostra swoją drogę z Bogiem, która ostatecznie zaowocowała decyzją o podjęciu życia zakonnego?

– Tak, choć – jak się potem okazało – moja droga do Zgromadzenia była jeszcze daleka. Bardzo pragnęłam spotykać się z Bogiem i poznawać Go, ale nie miałam w tym żadnego doświadczenia. Początkowo robiłam to więc po swojemu, trochę nieporadnie, tak jak potrafiłam. W tamtym czasie wspomniana już nauczycielka przyniosła nam do domu małe książeczki, w których były propozycje modlitw i rozważań. Spodobały mi się zawarte tam treści i postanowiłam korzystać z nich podczas moich spotkań z Bogiem na modlitwie. Teksty te w piękny sposób opowiadały o Bożym miłosierdziu i zaufaniu Bogu. Wówczas nie miałam jeszcze pojęcia, że są to fragmenty „Dzienniczka” s. Faustyny. Święta Faustyna wkroczyła więc w moje życie bardzo cichutko, jakby niepostrzeżenie, ale to właśnie jej teksty wprowadzały mnie stopniowo w zażyłą relację z Bogiem.

Siostra Faustyna pokazywała mi prawdziwy obraz Boga i swój zachwyt życiem sakramentalnym. Pod wpływem tekstów z „Dzienniczka” powoli rodziło się we mnie pragnienie pełnego powrotu do Kościoła przez spowiedź świętą. To św. Faustyna doprowadziła mnie do tego, aby poprosić kapłana o spowiedź po wielu latach. W ten sposób dokonał się mój pełny powrót do Kościoła, a stało się to tuż przed świętem miłosierdzia. Niedługo potem przyjęłam także sakrament bierzmowania, który na dobre rozpalił we mnie pragnienie oddania życia Bogu. Zaczęło się we mnie pojawiać pragnienie, by w bardziej radykalny sposób pójść za Bogiem – na drodze życia zakonnego. Moja mama sprzeciwiała się temu pomysłowi i zażądała, abym przed ewentualnym wstąpieniem do Zgromadzenia skończyła studia. Dzisiaj, z perspektywy czasu, widzę, że to była dobra intuicja mamy, bo ja faktycznie potrzebowałam czasu, aby dojrzeć do ostatecznej decyzji o podjęciu życia zakonnego. Musiałam okrzepnąć w wierze, w głębszym budowaniu relacji z Bogiem, by móc podjąć dojrzałą decyzję o poświęceniu Mu całego życia. Co do wyboru konkretnego zgromadzenia, początkowo rozeznawałam i szukałam w wielu miejscach, ale na pewnym etapie wybór tej samej rodziny zakonnej, w której była św. Faustyna, wydał mi się oczywisty. Decyzja stale we mnie dojrzewała, aż we wrześniu 2006 r. przekroczyłam próg klasztoru na ul. Żytniej w Warszawie – dokładnie w tym samym miejscu, w którym także s. Faustyna rozpoczynała swoje zakonne życie.

– Widać, że ze św. Faustyną łączy Siostrę głęboka więź.

– Tak, rzeczywiście łączy nas niezwykła więź. Teraz św. Faustyna jest po prostu moją siostrą w Zgromadzeniu, ale – tak jak już wspomniałam – była i jest obecna przy mnie od samego początku mojej drogi z Bogiem. Jest blisko mnie przede wszystkim jako ktoś, kto wciąż pokazuje mi Boga prawdziwego – takiego, jakiego ona sama poznawała. Faustyna mówi o Bogu z niezwykłą prostotą i autentycznością. W jej przekazie nie jest to Bóg niedostępny, „ocukrowany”, ale żywy i bliski. Właśnie dzięki przewodnictwu św. Faustyny Pan Bóg jest dzisiaj dla mnie Osobą, przed którą mogę stawać taka jaka jestem – w zaufaniu i prostocie serca. Dzięki św. Faustynie wiem, że mogę w zwyczajny sposób mówić do Boga, a także wsłuchiwać się w Jego głos, bo On mnie rozumie i zna moje wnętrze. Siostra Faustyna poprowadziła mnie od wyuczonych formułek do zażyłej relacji z Bogiem. Ona także pociągnęła mnie do głębokiego życia sakramentalnego. I to jest chyba najważniejsza rzecz, jaką od niej zaczerpnęłam. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna. Oczywiście s. Faustyna jest mi bliska także przez to, że w tak piękny sposób mówi o Bożym miłosierdziu. Miłosierdzie to coś, za czym nasze ludzkie serce najbardziej tęskni, a ona pomaga tę tajemnicę poznawać i coraz bardziej się nią zachwycać. Oczywiście teraz na drodze życia zakonnego św. Faustyna jest dla mnie wspaniałą przewodniczką. Wiem, że to nie tylko moje doświadczenie, ale także wielu sióstr naszego Zgromadzenia i nie tylko. Dla wielu osób zakonnych jest ona przewodniczką i osobą, która podpowiada, jak to życie zakonne dobrze przeżywać i jak się na tej niełatwej drodze odnajdować.

– Jako duchowa siostra i przyjaciółka św. Faustyny zna Siostra dobrze jej życie. Proszę opowiedzieć o jej drodze przeżywania i ofiary cierpienia.

– Święta Faustyna była osobą, która bardzo świadomie weszła na drogę przeżywania i ofiary cierpienia. Wychowywała się w bardzo ubogiej rodzinie i od najmłodszych lat ofiarowywała się Bogu przez oddawanie Mu trudności i wielu codziennych niewygód. Można więc powiedzieć, że w życie zakonne – mimo młodego wieku – weszła już jako osoba doświadczona wielorakim cierpieniem. Jej droga zakonna – jak wiemy – od samego początku także naznaczona była cierpieniem. Najpierw było to cierpienie psychiczne i duchowe, związane z oczyszczeniem, jakiego Bóg w niej dokonywał, aby przygotować ją do wypełnienia późniejszej misji w Zgromadzeniu i w Kościele. Później pojawiły się także bardzo dotkliwe cierpienia fizyczne oraz te związane z byciem we wspólnocie. Kiedy Jezus przekazuje Faustynie misję zaniesienia orędzia Jego miłosierdzia do świata, spotyka ją ze strony otoczenia duże niezrozumienie, a nawet wrogość. Sama również ma w sobie sporo niepewności, czy to, co widzi jest prawdziwe, czy nie są to jakieś urojenia. W tym czasie wiele osób próbuje jej nieustannie sączyć wątpliwości co do autentyczności jej widzeń, sugerując chorobę psychiczną. Jest to dla niej źródłem ogromnego cierpienia duchowego i psychicznego. Faustyna przeżywa wielką walkę duchową: nieustannie pyta Jezusa, czy jest prawdziwy, czy może Mu uwierzyć. Cały czas towarzyszy jej ogromne duchowe zmaganie.

– Z czasem w życiu św. Faustyny pojawia się także dotkliwe cierpienie fizyczne.

– Faustyna od dzieciństwa była wątła i miała raczej słaby organizm. To z pewnością przyczyniło się do tego, że łatwo zaraziła się gruźlicą, mając kontakt z osobami chorymi. Pierwsze symptomy choroby pojawiły się na początku jej zakonnego życia, ale nie od razu można było rozpoznać i prawidłowo zdiagnozować tę chorobę. W wyniku gruźlicy siły Faustyny spadały tak bardzo, że często nie mogła podejmować nawet najprostszych czynności. A wiemy przecież, że w klasztorze musiała ciężko pracować. Ta sytuacja powodowała jej cierpienie, bo niektórzy posądzali ją o symulowanie i zwykłe lenistwo. Poza tym Pan Jezus dał Faustynie także wewnętrzne stygmaty swojej męki, które również były źródłem jej wielkiego cierpienia fizycznego.

– W jaki sposób św. Faustyna przeżywała to cierpienie?

– Święta Faustyna może nam bardzo wiele powiedzieć o tym, jak przeżywać cierpienie. Pan Bóg poprowadził ją w głąb tego doświadczenia po to, aby mogła cierpienie przyjmować, a także być w tym względzie przykładem dla nas. Na duchowej drodze Jezus wzywał s. Faustynę, by patrzyła na Jego cierpienie i próbowała swój ból, osamotnienie, niezrozumienie łączyć z Jego męką. W czasach s. Faustyny w naszym Zgromadzeniu zwykłą praktyką sióstr było odprawianie Drogi Krzyżowej i przeżywanie godziny świętej, czyli tego momentu, w którym Jezus jest w Ogrójcu i modli się przed swoją męką. Początkowo Jezus właśnie w taki prosty sposób, przy wykorzystaniu zakonnych praktyk, polecał Faustynie jednoczyć się z Nim. Wielokrotnie mówił jej, aby rozważała Jego mękę, a wtedy otrzyma światło i pomoc w przyjmowaniu swojego cierpienia. Pouczał ją, że kiedy będzie patrzyła na Jego cierpienie, zacznie odkrywać, że jej cierpienie również może mieć zbawczy wymiar, stając się narzędziem pomocy dla innych. Siostra Faustyna faktycznie szybko odkryła, że dzięki ofierze swojego cierpienia może pomóc Jezusowi w ratowaniu dusz i dlatego wszystko, co przeżywała – cierpienia fizyczne, psychiczne i duchowe – ofiarowywała Mu, aby On mógł wykorzystać to dla czyjegoś dobra. W „Dzienniczku” znajdziemy wiele opisów, kiedy Jezus pokazuje Faustynie konkretną osobę, której zbawienie jest zagrożone albo która jest w okazji do popełnienia ciężkiego grzechu. Faustyna odpowiada Mu, że jest gotowa przyjąć na siebie różnorakie cierpienia, aby w ten sposób pomóc tej osobie. Często są to jej własne cierpienia, które w danym momencie przeżywa, ale czasem Jezus pozwala jej także wziąć na siebie – niejako w zastępstwie – cierpienia innych osób. Siostra Faustyna w ten sposób ratuje przed wiecznym potępieniem bardzo wiele osób, przyjmując cierpienie i ofiarowując je Jezusowi, aby ono stało się narzędziem ocalenia konkretnej duszy. Zresztą sam Jezus mówi jej w którymś momencie, że dusze przed potępieniem można uratować tylko  w ten sposób – modlitwą i ofiarą cierpienia.

– Nie sądzę, aby s. Faustyna znała wspólnotę Apostolstwa Chorych – bo kiedy w 1925 r. wspólnota ta rodziła się w Holandii, ona wstępowała do klasztoru – ale jej duchowa droga, o której Siostra mówi, to sam rdzeń duchowości Apostolstwa Chorych.

– Faustyna bardzo mocno wzięła sobie do serca misję ratowania dusz właśnie przez ofiarę cierpienia zjednoczonego z męką Pana Jezusa. Była w tej misji tak radykalna, że wykorzystywała dosłownie każdą sposobność, aby w ten sposób ratować innych.

– Ale jej misja nie skończyła się wraz z jej śmiercią. Również teraz św. Faustyna działa, ratując dusze i przyprowadzając je do Jezusa.

– Sama złożyła taką obietnicę, że po śmierci jej misja osiągnie pełnię i dopiero wówczas będzie miała jeszcze więcej możliwości działania. Świadczą o tym chociażby liczne cuda, których Bóg dokonuje za jej przyczyną w łagiewnickim Sanktuarium. Przybywają tutaj z całego świata ludzie zachwyceni Bożym miłosierdziem. Wiele osób przyjeżdża do Łagiewnik z doświadczeniem ogromnego cierpienia: fizycznego, psychicznego, duchowego. Święta Faustyna jest tą, która tutaj na nich wszystkich szczególnie czeka i chce ich przyprowadzać do Bożego miłosierdzia, gdyż ma przed Bogiem wielką moc wstawiennictwa. To dla mnie zawsze ogromnie wzruszające, kiedy widzę ludzi podchodzących do relikwii s. Faustyny i modlących się przy nich przez długi czas. Za życia s. Faustyna działała raczej w ukryciu, natomiast po śmierci ta jej działalność przed Bogiem jest bardziej widoczna, bo manifestuje się przez nawrócenia oraz duchowe i fizyczne uzdrowienia. Z pełną odpowiedzialnością mogę zaświadczyć, że św. Faustyna ma niesamowitą moc wypraszania łask przed Bogiem.

– Misja św. Faustyny trwa także dzięki ludziom, którzy zapragnęli – tak jak ona – być apostołami Bożego miłosierdzia w świecie. Osoby takie formują się w Stowarzyszeniu „Faustinum”, w którym Siostra na co dzień posługuje.

– Stowarzyszenie „Faustinum” to wspólnota osób zafascynowanych Bożym miłosierdziem, których ta tajemnica pociągnęła do tego stopnia, że zapragnęły uczynić ją centralną w swoim życiu. Osoby te formują się, by do źródeł Bożego miłosierdzia przyprowadzać innych i dawać świadectwo o tym, jak wielkim jest ono darem. Formacja ta dokonuje się przez spotkania formacyjne, konferencje, zjazdy, publikacje i rekolekcje. Ma ona przede wszystkim służyć duchowemu pożytkowi członków Stowarzyszenia, ale także ich apostołowaniu na zewnątrz. Każdy z naszych członków rozeznaje w swoim środowisku, jak to miłosierdzie może konkretnie świadczyć czynem i sam podejmuje decyzję o formie swojego zaangażowania. Czasem jest to coś bardzo prostego: w rodzinie, w sąsiedztwie (np. pomoc w zakupach, odwiedziny). Wielu naszych członków angażuje się w pomoc ludziom chorym i umierającym na oddziałach paliatywnych lub hospicjach. Przeprowadzają ich swoją modlitwą na spotkanie z Bogiem. Członkowie Stowarzyszenia podejmują różne formy zaangażowania na wzór św. Faustyny, która w swoim życiu z jednej strony była zanurzona w modlitwę, a z drugiej była przecież bardzo konkretna w czynach miłosierdzia. Formacja duchowa ma więc służyć apostołowaniu na zewnątrz, by z orędziem miłosierdzia odważnie wyjść do świata.

– Bardzo dziękuję Siostrze za rozmowę i piękne świadectwo o Bożym miłosierdziu.


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2024nr08, Z cyklu:, W cztery oczy

nd pn wt śr cz pt sb

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

Dzisiaj: 19.09.2024