Choroba „demokratyczna”
Choroba alkoholowa nie ma związku ani z płcią, ani z wykształceniem, ani z powołaniem, ani z zajmowaną pozycją społeczną. Jest absolutnie „demokratyczną” chorobą.
2024-08-02
To oczywiste, że kiedy mowa jest o jakiejkolwiek chorobie, od razu przychodzi nam na myśl konkretna dolegliwość somatyczna: chory żołądek albo chore serce. Ale kiedy dotykamy rzeczywistości uzależnienia od alkoholu, wówczas owa „chorobowość” z zaskakującą łatwością nam umyka.
Tylko niektórzy
Pokutuje bowiem pogląd, że alkoholik to łobuz, a nie pacjent. Określenie „alkoholik” kojarzy się z inwektywą. Nie ma problemu, kiedy powie się o kimś, że jest cukrzykiem. Ale kiedy określi się kogoś mianem alkoholika, to jest to równoznaczne z poniżeniem i obelgą. A przecież podobnie, jak nie wiadomo kto i dlaczego zachoruje kiedyś na cukrzycę albo nowotwór, tak samo nie wiadomo, kto uzależni się od alkoholu. Niemal wszyscy – i to dość wcześnie – mamy z nim kontakt, jednak tylko niektórzy będą mieli z tego tytułu kłopoty w przyszłości – zachorują.
Kim zatem są ci „niektórzy”? Choroba alkoholowa nie ma związku ani z płcią, ani z wykształceniem, ani z powołaniem, ani z zajmowaną pozycją społeczną. Jest absolutnie „demokratyczną” chorobą. Niemniej może ona szczególnie dotyczyć osób o określonych cechach osobowościowych – delikatnych, wrażliwych, z otwartym sercem, dyspozycyjnych, żyjących w dużym tempie i tych, którzy nie potrafią zadbać o swój wypoczynek. Mówi się często, że alkohol „siedzi w głowie”. Chodzi o to, że to psychika odpowiedzialna jest za podejmowane decyzje i kontrolowanie działania. A miarą uzależnienia jest właśnie utrata kontroli nad alkoholem, bo przekraczając pewną granicę, człowiek staje się wobec niego bezwolny. Słowem: uzależnia się. I żeby było tragiczniej – nikt nie rozpoczyna swojego kontaktu z alkoholem po to, by się uzależnić. Nikt nie planuje i nie chce, żeby to się tak skończyło. Nawet jeśli ktoś ma złe doświadczenia z alkoholem w rodzinie czy sąsiedztwie, to jest przekonany, że kto jak kto, ale on sobie na pewno poradzi i w razie czego, będzie wiedział, jak zaradzić problemowi. Ale życie pokazuje, że jest dokładnie na odwrót. Bo im człowiek głębiej wchodzi w mechanizm uzależnienia od alkoholu, tym większy buduje wokół siebie mur iluzji i zaprzeczeń, który utwierdza go w przekonaniu, że nic złego się nie dzieje. Poza tym ten, którego to dotyczy, dostrzega problem jako ostatni i próbuje znaleźć uzasadnienie dla swojego picia poza sobą.
Człowiek uzależniony jest przekonany, że za jego picie odpowiadają czynniki zewnętrzne: fatalna atmosfera w domu lub w pracy, zły ustrój polityczny, kiepscy przełożeni. To jest oczywiście nieprawda. Prawdą natomiast jest fakt, że najbliższe otoczenie chorego współodpowiada za to, jak on sobie poradzi ze swoim uzależnieniem. Ogromną rolę odgrywa tutaj odpowiednio wcześnie przekazany komunikat, który uświadomi uzależnionemu, że jego używanie alkoholu zmierza w złym kierunku i wyrządza innym krzywdę. Jednocześnie chodzi o to, żeby umiejętnie okazać choremu swoje wsparcie i nie utwierdzać go w przekonaniu, że to jest tylko jego problem. Człowiek uzależniony powinien usłyszeć: „Widzę, że sobie nie radzisz. Ponieważ zależy mi na tobie – pomogę ci”. Trzeba jednak być wnikliwym obserwatorem, by niepokojące symptomy zauważyć odpowiednio wcześnie. Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, że w przypadku nadużywania alkoholu zawsze istnieje pokusa ukrywania. To dotyczy wszystkich bez wyjątku. Każdy chory próbuje ukryć, że alkohol nad nim zapanował i że stracił zdolność używania go w normalny, kontrolowany sposób. To ułuda, bo na dłuższą metę nie da się tego ukryć, a próby zamiatania problemu pod dywan tylko pogarszają sytuację. W konsekwencji prowadzi to do życia w iluzji – jedynie oddala problem, ale go nie rozwiązuje.
Na cienkim lodzie
Życie człowieka w pewnym sensie jest ciągłym traceniem i budowaniem. Czasem trzeba odbudować tylko mały fragment, a czasem całe zgliszcza. To wymaga cierpliwości, odwagi i konsekwencji. Pojęcie utraty mocno związane jest z chorobą alkoholową. Utrata czegoś, co jest ważne i wartościowe, może być bowiem skutecznym otrzeźwieniem i sygnałem, że trzeba się za siebie wziąć. W przypadku choroby alkoholowej utrata dotyczy nie tylko rzeczy materialnych. Na skutek nadużywania alkoholu można stracić przecież nie tylko np. prawo jazdy. O wiele bardziej dotkliwa jest utrata dobrego imienia, zaufania najbliższych, szacunku do samego siebie. Nie należy jednak koncentrować się na utracie. Dużo ważniejsze jest to, aby mieć świadomość, że ze wszystkim można sobie poradzić, że z każdej sytuacji jest wyjście. Z chorobą alkoholową można żyć – podobnie jak z rzeczoną już cukrzycą – tylko trzeba stosować dietę. I dietę należy rozumieć tutaj szerzej niż tylko samo niespożywanie alkoholu. Ta dieta dotyczy sposobu życia, czujności, unikania okazji. Mówi się, że w przypadku alkoholika im jest lepiej, tym jest niebezpieczniej. To znaczy, że im dłużej żyje on w trzeźwości, tym bardziej powinien być niespokojny i czujny. Alkoholik, który żyje w trzeźwości bardzo łatwo może wejść w przekonanie, że on już wszystko sobie w życiu poukładał i że nic złego w tej dziedzinie nie może go spotkać. Tymczasem jego codzienność jest jak chodzenie po zamarzniętym jeziorze. Może bezpiecznie przejść większość dystansu, a w końcówce, przy samym już brzegu – z powodu cienkiego lodu – wpaść do wody.
Potrzeba pomocy
Aby człowiek uzależniony mógł wrócić do życia w trzeźwości, musi spotkać osoby, które w najtrudniejszym momencie nie pokażą mu swoich pleców, ale wyciągną do niego dłoń. Istnieją różne formy pomocy i leczenia. Są grupy samopomocowe (AA), stowarzyszenia trzeźwościowe, punkty leczenia ambulatoryjnego, a także ośrodki leczenia zamkniętego, gdzie przez 6-8 tygodni przebywa się na oddziale odwykowym. Ważną rolę w świadczeniu skutecznej pomocy osobom uzależnionym pełnią także ci, którzy podobne doświadczenia mają już za sobą i dają świadectwo, że można sobie z tym poradzić.
Jak w każdej innej chorobie, tutaj także – pierwszoplanowa jest rola najbliższych. Jednak leczenie choroby alkoholowej zasadniczo różni się od leczenia innych chorób. Kiedy człowiek idzie do szpitala i wycinają mu wyrostek robaczkowy, to można powiedzieć, że sprawa jest w zasadzie załatwiona. Natomiast po leczeniu odwykowym wszystko dopiero się rozpoczyna. To początek prawdziwego zmagania się.
Nie jest łatwo być przy człowieku uzależnionym zwłaszcza wówczas, gdy on w swojej chorobie, w swoim uzależnieniu wyrządził nam wiele krzywdy, zranił nas. Najtrudniejszym zadaniem w tym przypadku jest oddzielenie czynu od sprawcy. To wielka sztuka powiedzieć komuś, że on sam jest dobry podczas gdy dopuszcza się złych czynów. Najpiękniejszy przykład, jak należy postępować w takiej sytuacji, dał nam Jezus, który spojrzawszy na grzeszną kobietę z miłością, nie potępił jej samej ale czyn, którego się dopuściła (por. J 8, 1-11).
Dzielić się dobrem
Faktem jest, że na etapie choroby alkoholowej psują się także relacje z Panem Bogiem. Ale prawdą jest również fakt, że im bardziej człowiek trzeźwieje, tym bardziej do Niego wraca. By jednak owo pełne nawrócenie mogło się dokonać, najpierw musi zostać uporządkowany fundament i rdzeń problemu na poziomie somatycznym. Pan Bóg ma moc nas uzdrowić, także w sensie fizycznym, ale nie oznacza to, że należy rezygnować z pomocy lekarzy i specjalistów. Tego od początku uczy także Apostolstwo Chorych.
Usłyszałam kiedyś takie stwierdzenie, że doświadczenie to nie jest to, co nas spotyka, ale bardziej to, co zrobimy z tym, co nas spotyka. Jest jakaś ukryta mądrość w tym stwierdzeniu. Bo być doświadczonym to nie tylko mieć bogaty bagaż przeżyć. Człowiek doświadczony to raczej ktoś, kto ma bagaż decyzji i rozwiązań. Pozostaje wierzyć, że w otoczeniu osób uzależnionych nigdy nie zabraknie kochających przyjaciół, którzy pomogą im w zdobywaniu tego prawdziwego życiowego doświadczenia…
Myślę, że kluczem do sukcesu w tym względzie może okazać się mówienie sobie dobrych rzeczy. Brakuje tego w wielu relacjach między ludźmi. Wszyscy jesteśmy raczej gotowi do krytyki i wypowiadania ocen. Trochę mniej palimy się do tego, by kogoś pochwalić, zauważyć i mu podziękować. Dobro wydaje nam się oczywiste i uważamy, że ze strony innych ono nam się po prostu należy. Tymczasem warto zauważać w innych owe dobro i głośno o tym mówić. Nigdy nie wiemy, kiedy nasz pozytywny komunikat może przyczynić się do podjęcia przez kogoś dobrej decyzji albo ustrzec go przed podjęciem tej niewłaściwej. Dzieląc się dobrem naprawdę niczego nie tracimy.
Zobacz całą zawartość numeru ►