Co jest w moim sercu?

Homilia ks. Wojciecha Bartoszka wygłoszona w niedzielę, 1 września br., w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach podczas Mszy świętej telewizyjnej.

zdjęcie: Canstockphoto.pl

2024-08-31

Siostry i bracia, Drodzy Chorzy,

Za miesiąc, w ostatnią niedzielę września, będziemy obchodzili Światowy Dzień Serca. Celem obchodów tego dnia jest uwrażliwienie społeczeństwa na choroby serca, jest promocja zdrowego stylu życia. Nikogo nie trzeba przekonywać jak ważne jest serce. W ciągu życia człowieka wykonuje 2,5 miliarda uderzeń! Łącznie daje to ponad 170 milionów litrów przepompowanej krwi. Jak ważna jest dbałość o serce mogą powiedzieć zwłaszcza ci, którzy niestety mają choroby układu krążenia.

Dzisiejsza liturgia Słowa przygotowuje nas na wspomniany Dzień. Zarówno w przypadku Ewangelii, jak i Dnia Serca, nie chodzi jedynie o jednorazowy namysł nad zdrowiem, ale o długofalową profilaktykę. Słowo: „zdrowie” w języku łacińskim brzmi: „salus”. A łacińskie „salus” w Ewangelii to także „zbawienie”. Jezus troszcząc się zdrowie fizyczne człowieka – czytamy o tym w licznych opisach uzdrowienia – równocześnie pragnie poprowadzić go do zbawienia. Ono jest najważniejsze. Duchowe choroby mogą temu przeszkodzić.

W dzisiaj usłyszanej Ewangelii Jezus pyta nas o zdrowie… serca, nie tylko tego – w sensie somatycznym, ale zwłaszcza tego – duchowego, w biblijnym znaczeniu; rozumianego jako wnętrze, siedlisko uczuć, miejsce namysłu i dokonywanych wyborów życiowych, tych dobrych, i tych złych. Aż siedmiokrotnie w dzisiejszym fragmencie słyszymy rzeczownik „człowiek” i przymiotnik „ludzki”. Zastosowane powtórzenia ukazują wielką troskę Jezusa o każdego z nas, o nasz los, o zbawienie. Jak dobry Lekarz widząc choroby, chce z nich uleczyć. Lekarz, aby mógł pomóc, musi postawić właściwą diagnozę, zalecić odpowiednie leczenie, pacjent zaś winien zrealizować wymagane wskazówki. Właśnie w taki sposób przyjmijmy dzisiejsze Słowo, trudne, wymagające, ale bardzo potrzebne.

Jezus czyni nam rachunek sumienia i pyta: jaka jest duchowa kondycja mojego serca?, co z niego wychodzi: dobro, czy zło?; czym moje serce karmię, dobrem czy złem?, co w nim pielęgnuję?, czy jest to Boże Słowo, które przyjmuję do serca, rozważam je, strzegę i wprowadzam w życie, jak Maryja?, czy też strzegę w moim wnętrzu coś innego?, czy to co strzegę buduje mnie, moich najbliższych?, czy też odwrotnie – niszczy?

Jezus piętnując obłudę faryzeuszów akcentujących jedynie rytualną, zewnętrzną czystość, nazywał ich dosłownie, z greckiego „hipocrites” – aktorami odgrywającymi jakąś rolę, przywdziewającymi różne maski. Dlaczego tak ostro zwracał się do nich? Oni przecież pragnęli doskonałości, i to w najmniejszych szczegółach.

Analizując relację między Jezusem a faryzeuszami, zauważmy wpierw, że owa zewnętrzna troska o czystość w sensie ścisłym nie była zła. Higiena osobista była i jest potrzebna wszędzie i w każdym czasie. Jak ważna jest dbałość o nią pokazał nam niedawny czas epidemii. Problem faryzeuszów polegał na czymś innym. Przywiązywali wagę jedynie do czystości rytualnej i na niej się skupiali, w najmniejszych szczegółach, pomijając najważniejsze – przykazania Boże, których wypełnienie rodzi duchową czystość – ona jest najważniejsza! Więcej, jako znawcy – w swoim mniemaniu – Prawa, oskarżyli uczniów Jezusa, że nie stosowali rytualnej czystości.

Dlatego Jezus broniąc uczniów, przywołał znane faryzeuszom, trudne słowa z Izajasza (w tłumaczeniu dosłownym) – „Pięknie [on] prorokował o was obłudnikach – jak jest napisane: «Ten lud wargami Mnie czci, serce zaś ich zatrzymuje się daleko ode Mnie»”.

Tym samym próbował wstrząsnąć nimi; przekierować ich uwagę na istotę pobożności – na związek serca z Bogiem. Dla Jezusa prawdziwa nieczystość – duchowa – to ta związana z grzechem, z decyzją na niego, która dokonuje się głęboko w sercu.

Siostry i bracia,

Gdy słyszymy tę prawdę w świętym miejscu – w sanktuarium Miłosierdzia Bożego, dzięki transmisji Mszy – może rodzić się w nas trudna refleksja, bolesna. Konfrontując się ze Słowem Jezusa, widzę swoją duchową nędzę, piętnowaną przez Jezusa obłudę; chorobę, która toczy serce. Równocześnie jednak to święte miejsce i Ewangelia, przypominają nam wielką prawdę objawioną przez Jezusa oraz za pośrednictwem świętej Siostry Faustyny: że Miłosierdzie Boga jest większe od naszej duchowej nędzy. Że jest „przepaścią”, „niezgłębionym oceanem”, w którym możemy się zanurzyć, na nowo „wybielić nasze serca” we Krwi Baranka.

Głęboko to przeżyła Siostra Faustyna. Gdy jako kleryk, ponad 30 lat temu przeczytałem pierwszy raz Dzienniczek, uderzyło mnie, że przez wszystkie zapiski duchowe, aż po ostatnie stronice, Siostra określała siebie jako „nędza”. Pytałem się, po tylu objawieniach Jezusa? Jak to możliwe? Tak. Im bardziej poznawała Jezusa, tym równocześnie poznawała, kim ona jest. I co ciekawe, Jezus nie wyprowadzał ją z tego przekonania. Za każdym jednak razem zwracał się do niej bardzo osobiście, z czułością: „moja córko”. Ona zaś wiedziała, że ją kocha. Czuła się wybraną córką Jego miłosiernego Serca. Powiązała swoją nędzę (po łacinie: „misera”), z Jego Miłosierdziem („Miseri-cordia”). Miłosierdzie przemieniło jej nędzę. „Misericordia et misera”. W taki sposób można by streścić jej życie.

Również dzisiaj, gdy Jezus diagnozuje chorobę naszego serca, nie chce nas poniżyć, ale uleczyć. W kontekście poprzedzającym i następującym dzisiejszej Ewangelii odkrywamy opis licznych uzdrowień dokonanych przez Jezusa w Genezaret oraz opis wypędzenia złego ducha z córki Syrofenicjanki.

Poznając wielkość Miłosierdzia Bożego wraz ze świętą Faustyną, zwracajmy się często do Niego w sakramencie spowiedzi świętej oraz przyzywajmy Go dla innych.

Pięknie o tym sakramencie przebaczenia pisze papież Franciszek w bulli ogłaszającej Jubileusz Zwyczajny roku 2025:

„Przebaczenie nie zmienia przeszłości, nie może zmienić tego, co już się wydarzyło; a mimo to przebaczenie może umożliwić przemianę przyszłości i życie w odmienny sposób, bez urazy, rozgoryczenia i zemsty. Przyszłość oświecona przebaczeniem pozwala na odczytanie przeszłości innymi, bardziej pogodnymi oczami, choć wciąż wyżłobionymi łzami”.

Siostra Faustyna odkrywała swoją misję jako sekretarka Miłosierdzia Bożego „osłaniająca grzeszników przed «gradem kamieni», jaki mógł ich strącić w otchłań beznadziei i samopotępienia” – pisze ks. Krzysztof Wons w „Lectio Divina z Siostrą Faustyną”. Gdy usłyszała od Pana Jezusa, że ma stać się „ofiarą żywej miłości za grzeszników”, poczuła w sobie taką duchową moc, że była gotowa na wszystko, o co ją tylko Jezus poprosi”.

„Pragnę, pragnę zbawienia dusz; pomóż mi, córko Moja, ratować dusze. Złącz swe cierpienia z męką Moją i ofiaruj Ojcu Niebieskiemu za grzeszników” – mówił do niej Jezus.

Dotykamy jednego z najtrudniejszych momentów jej i naszego życia – cierpienia. Siostra Faustyna bardzo cierpiała: fizycznie – chorowała na gruźlicę, moralnie, gdy posądzano ją o pozorowanie choroby i szukanie wypoczynku, gdy doświadczała niezrozumienia misji zleconej jej przez Chrystusa i duchowo, przeżywając udręki związane z rozeznawaniem, przyjmując mistycznie mękę, jaką doznawał Pan Jezus, doświadczając ataków szatana; przyjęła także świadomie pokusę do samobójstwa, aby ocalić od tego czynu pewną wychowankę.

Jej serce doświadczane tak wielkimi cierpieniami, było – przeciwnie do tego, co widział Jezus we wnętrzu faryzeuszów – najczystsze duchowo. To ona sprawiała – w najbardziej ukryty sposób – że ostatnie z 2,5 miliarda uderzeń serca wielu grzeszników potrafiły zabić z miłości dla Jezusa i zwrócić się do Jego Miłosierdzia. Tak jak ostatnie uderzenia serca skruszonego Dobrego Łotra na krzyżu zwróciły się do Miłosierdzia Boga. Jej czyste serce złożone w ofierze Jezusowi za grzeszników zrodziło owoce zbawienia wielu. A wszystko to dokonało się w ukryty sposób, gdzieś w małej celi zakonnej, w kaplicy, w łożu boleści.

Drodzy Chorzy, członkowie Apostolstwa Chorych, Wasze życie doświadczane jest także licznymi nieraz cierpieniami. Są one tajemnicą, przed którą trzeba z wielkim szacunkiem zamilknąć i zdjąć z nóg sandały – jak Mojżesz wobec Boga na Górze Synaj – bo są one ziemią świętą. Połączmy duchowo nasze wnętrze z Miłosiernym Sercem Pana; połączmy – tak jak Święta – to, co trudne w sercu, fizycznie, moralnie i duchowo. I do nas Pan Jezus zwraca się bardzo osobiście: moja córko, mój synu.

Dziękuję tym, którzy podobnie jak Siostra Faustyna odkrywają swoją duchową misję zawierzania innych Bożemu Miłosierdziu, w duchu Apostolstwa Chorych. Nieraz przekonałem się, że Wasze łóżko, wózek inwalidzki, czy kule inwalidzkie stają się czytelnym znakiem ewangelizacyjnym dla innych, w tym sensie, że przyjęte z pogodą ducha i ofiarowane Bogu, innym duchowo pomogły. Amen.

Autorzy tekstów, Bartoszek Wojciech, Polecane, Nasze propozycje

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024