Być przy człowieku
Czego dziś Łukasz może nauczyć pracowników ochrony zdrowia i nas wszystkich? Kiedy wszyscy opuścili św. Pawła, pozostał z nim Łukasz. Jakie to cenne. Dostrzec drugiego człowieka z całą jego biedą, trudnościami i nie opuścić go. Święty Paweł był wtedy więziony, pisał swój list, czekając na wyrok. Łukasz nie miał jak go uwolnić, ale mimo to postanowił przy nim pozostać.
2024-10-18
Komentarz do fragmentu Ewangelii Łk 10,1-9
XXVIII tydzień zwykły
Dziś święto św. Łukasza, Ewangelisty. Zostawił nam Ewangelię najdłuższą ze wszystkich, zawierającą ponad dziewiętnaście tysięcy słów. Był wspaniałym historykiem i dbał o szczegóły. Z jego opisów można wyczytać to, o czym inni nie wspomnieli: piękno narodzin Jezusa, które nakreślił w kontekście danego momentu historycznego, zwiastowanie Maryi przez Archanioła Gabriela, nawrócenie celnika Zacheusza i dobrego łotra. To Łukasz opisuje najpiękniejsze przypowieści, chwytające za serce – o miłosiernym Samarytaninie, marnotrawnym synu i miłosiernym Ojcu. Nie wspominając już o spotkaniach Jezusa z chorymi. Czy to tylko przypadek? Nie. Przecież Łukasz był lekarzem! Pochodzącym z Antiochii. Zostawmy spory, czy był Żydem, czy poganinem. Patronuje lekarzom, pielęgniarkom, ratownikom i każdemu pracownikowi medycznemu, dlatego dziś jest to jednocześnie ich święto.
Czego dziś Łukasz może nauczyć pracowników ochrony zdrowia i nas wszystkich? Odpowiedź daje nam czytany dziś w liturgii fragment listu św. Pawła do Tymoteusza. Autor wspomina, że kiedy wszyscy go opuścili, pozostał z nim Łukasz. Jakie to cenne. Dostrzec drugiego człowieka z całą jego biedą, trudnościami i nie opuścić go. Święty Paweł był wtedy więziony, pisał swój list, czekając na wyrok. Łukasz nie miał jak go uwolnić, ale mimo to postanowił przy nim pozostać.
Bezradność, niesamodzielność, cierpienie, niepewność jutra – szpitale są tego pełne. W każdej sali chorych, na każdym łóżku można zobaczyć takiego świętego Pawła. Łukasz uczy pozostania w swej misji z człowiekiem niezależnie od okoliczności. Nawet jeśli diagnoza jest niepomyślna, objawy są trudne do uśmierzenia, słychać żal, czasem złość – pozostać przy pacjencie mimo wszystko. Oby każdy z chorych miał takiego współczesnego św. Łukasza.
Jesteśmy świadkami niezwykłego rozwoju medycyny, która znajduje odpowiedź na objaw i chorobę coraz szybciej i coraz skuteczniej, coraz więcej jest sztucznej inteligencji w algorytmach diagnostycznych, robotyki w skomplikowanych operacjach, genetyki w procesach terapeutycznych. Nic jednak nie zastąpi człowieka – pracownika służby zdrowia – w spotkaniu z chorym. Nic nie zastąpi zwykłej ludzkiej obecności, uścisku, zrozumienia i wysłuchania, poświęconego czasu.
Święty Łukasz łączył niejako dwie rzeczy – był lekarzem i głosił Ewangelię. Jest też autorem czytanego dzisiaj fragmentu: „proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo…”. Kojarzymy te słowa jako zachętę do modlitwy o powołania, ale… „Spośród swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich [...] przed sobą [...] dokąd sam przyjść zamierzał”. Kim oni są? To ci niebojący się być jak Łukasz – autentyczni, wypełniający swoje zawodowe powołanie i jednocześnie przeniknięci Ewangelią. Nie zostawiaj swoich przekonań religijnych przed wejściem na oddział lub do dyżurki… Nie wstydź się swojej wiary… Święty Łukasz się nie bał, a za nim rzesze świętych lekarzy: Kosma i Damian, Joanna Beretta Mola, Hanna Chrzanowska, José Gregorio Hernández, Stanisława Leszczyńska, Wanda Półtawska… do tego grona Pan Bóg zaprasza każdego! Dziękuję Panu Bogu za tych wspaniałych pracowników ochrony zdrowia, których spotkałem w zaciszu dyżurek lekarskich i pielęgniarskich, z twarzą zanurzoną w modlitwie, albo gdzieś na salach przy chorych, w kontemplacji nad chorym pacjentem.
Myślę dziś o zmarłej przed laty lekarce Lenartce. Nawet nie wiem jak ma na imię, tak nazywają ją moi rodzice, wspominając ją często. Uratowała życie mojej siostrze, która mając dwa lata wypiła łyk rozpuszczalnika z prawie już pustej butelki. Sama chora na nowotwór – ratowała życie dziecku, oddawała ostatnie siły. Myślę o opowieściach nieżyjącego dziadka, który operowany w Bystrej z powodu choroby płuc, zawsze wspominał lekarza Drzewieckiego, który osobiście przetaczał mu krew. Dziś warto także przypomnieć brata Karola Wojtyły, który pracując w szpitalu, ratując życie i zdrowie pacjentów, sam został zakażony i zmarł w bardzo młodym wieku. Był lekarzem dopiero od dwóch lat… Myślę o lekarce, która w czasie pandemii zarażona koronawirusem straciła na moment pamięć, a dziś tak trudno jej przygotować się do egzaminu ze specjalizacji; myślę o wspaniałych lekarzach, spotykanych na korytarzach i w kaplicy, na salach reanimacyjnych i oiomach, którzy z podkrążonymi oczami nie muszą głosić Ewangelii ani wieszać krzyży na ścianach, by pokazać swoją wiarę. Oni są dla mnie żywą Ewangelią.
Dziś, kiedy będziesz przechodził obok szpitala, albo stał w długiej kolejce do rejestracji w przychodni, albo właśnie zostałeś odprawiony z niczym, nie bądź zły na ochronę zdrowia – to zazwyczaj system zawodzi. Pomyśl inaczej o lekarzach, pracownikach. Pomódl się za nich, oni też potrzebują dobrego słowa, modlitwy i dostrzeżenia wysiłków. Nie tylko raz w roku, w święto św. Łukasza.