Myśl często o życiu wiecznym!
Zarówno zmartwychwstanie ciał pojedynczych ludzi, jak i odnowienie całego świata, dokona się mocą zbawczej łaski Jezusa. Jego zmartwychwstanie jest tego potwierdzeniem i zapowiedzią. Dlatego tak bardzo ważne jest, aby w życiu doczesnym, zarówno w zdrowiu jak i w chorobie, trzymać się mocno Jezusa Chrystusa, naszego jedynego Zbawiciela.
2024-11-22
Komentarz do fragmentu Ewangelii Łk 20, 27-40
XXXIII tydzień zwykły
Dzisiejsza Ewangelia mówi o saduceuszach. Nie wierzyli oni ani w istnienie aniołów, ani w zmartwychwstanie umarłych. Biblista ks. Franciszek Mickiewicz, powołując się na Józefa Flawiusza, szczegółowo opisuje ich poglądy. Saduceusze uważali, że Bóg nie interweniuje w bezpośredni sposób w wydarzenia historyczne, ani w osobiste życie człowieka. Według nich dobro i zło, pomyślność i nieszczęście nie zależą od Bożej Opatrzności, lecz jedynie od samego człowieka, od jego rozumu i woli.
Stanowisko saduceuszów do złudzenia przypomina mentalność dużej części współczesnych ludzi. Nieraz zdarza się, iż wielu odsuwa od siebie myśl o wieczności i myśli tylko o tym, co doczesne. Wielkim zainteresowaniem cieszy się nowoczesna troska o zdrowie. Dla wielu ludzi dbałość o zdrowie jest wyrazem współpracy z Bogiem, Dawcą życia, co jest czymś właściwym i godnym naśladowania. Jednak u coraz większej grupy osób troska o zdrowie oznacza skrajną koncentrację na doczesności i zamknięcie się na perspektywę wieczności. Zdrowie będące symbolem szczęścia i pomyślności, staje się wartością absolutną. W takim spojrzeniu na zdrowie nie uznaje się, że jest ono jedynie zapowiedzią zbawienia i życia wiecznego w niebie. Coraz częściej troska o zdrowie (treningi, trekkingi, joggingi) dzieje się kosztem rodziny i wspólnoty, kosztem modlitwy i niedzielnej mszy. Niejeden człowiek wiele godzin w tygodniu spędza w siłowni, a na mszę świętą nie jest w stanie poświęcić godziny. Uznaje, że zdrowie zależy jedynie od niego samego, od właściwego odżywiania i odpowiedniego suplementowania się. Uważa, że życie nie jest w rękach Bożej Opatrzności, lecz jedynie w jego własnych. Podobnie myśleli saduceusze.
W takim podejściu do życia i zdrowia choroba, szczególnie choroba nieuleczalna, a także postępujące wraz z procesami starzenia się ograniczenia jawią się jako całkowita porażka. Choroba, zwłaszcza nowotworowa, odbierana jest jako porażka nie tylko dla samego pacjenta, ale także dla jego bliskich. Może stać się przyczyną odejścia od chorego. Współcześni nie radząc sobie z problemem cierpienia i życiowych niepełnosprawności coraz częściej odnajdują rozwiązanie w eutanazji. Twierdzą, że tak jak ich dotychczasowe życie zależało tylko od nich samych, tak też decyzja o śmierci należy wyłącznie od nich. Jednak to zamknięcie się w doczesności bez wizji wieczności sprawia, że samo życie doczesne staje się absurdalne.
Człowiek szuka więc namiastek nieśmiertelności. Wielu ludzi zarówno w przeszłości (także i współcześnie, choć coraz rzadziej) było przekonanych, że nieśmiertelność zapewniają im własne dzieci i wnuki. Człowiek wiedział, że choć sam umrze, to jego egzystencja przedłuży się w życiu potomków. W Starym Testamencie istniało prawo lewiratu, przywołane w dzisiejszej Ewangelii przez saduceuszy. Jeśli mąż umarł bezpotomnie, to obowiązkiem jego brata było pojąć za żonę bezdzietną wdowę, by przedłużyć zmarłemu życie w potomstwie. Ta dalsza, „pośmiertna” egzystencja wyrażała się namacalnie nie tylko w życiu dziecka, ale także w zachowaniu linii dziedziczenia majątku. Był to ówczesny sposób na „zapewnienie nieśmiertelności”. Miał on zresztą naturalne uzasadnienie. Umierający człowiek mówił sobie, że nie cały umiera, że jego cząstka pozostaje w potomkach oraz dobrach doczesnych, które zgromadził i które przekazał potomkom. Ten sposób myślenia towarzyszył człowiekowi przez wiele wieków. W nowoczesnych społeczeństwach mentalność ta zanika.
Listopad to dobry czas do namysłu nad własnym życiem i nad wiecznością. W te rozmyślania wpisują się słowa Jezusa. Nauczyciel z Nazaretu najpierw potwierdza, że myślenie o małżeństwie jest czymś dobrym: „Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą”. Równocześnie pokazuje, że małżeństwo związane jest z doczesnością, bo jest ono powołane do tego, by przedłużać doczesne życie świata poprzez wzbudzanie potomstwa. Zostawienie po sobie potomstwa wynika z przekonania, że świat doczesny jest wartościowy (bo jest stworzony przez Boga) i warto jego istnienie przedłużać.
Następnie Jezus mówi: „ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania”. Jezus potwierdza więc, że istnieje zmartwychwstanie. Będzie ono dotyczyło całego człowieka. Nie tylko dusze ludzkie są nieśmiertelne, ale także nasze ciała na końcu czasów zmartwychwstaną. Ponadto Jezus wskazuje, że zmartwychwstanie niekoniecznie będzie dla wszystkich oznaczać szczęście wieczne. Dlatego nie bez znaczenia jest sposób życia w doczesności. Dodaje jeszcze, że w wieczności nie będzie już potrzebne małżeństwo, którego zadaniem jest powoływanie nowych istnień ludzkich. Odnowiony wraz z powtórnym przyjściem Jezusa świat będzie dla wszystkich zbawionych wiecznym szczęściem.
Zarówno zmartwychwstanie ciał pojedynczych ludzi, jak i odnowienie całego świata, dokona się mocą zbawczej łaski Jezusa. Jego zmartwychwstanie jest tego potwierdzeniem i zapowiedzią. Dlatego tak bardzo ważne jest, aby w życiu doczesnym, zarówno w zdrowiu jak i w chorobie, trzymać się mocno Jezusa Chrystusa, naszego jedynego Zbawiciela.
To On nadaje sens każdemu małżeństwu. Potwierdza wartość powoływania do życia nowych istot ludzkich przedłużających istnienie świata przez Niego pięknie stworzonego. Jezus nadaje także sens bezżenności, która jest stanem charakterystycznym dla życia w wieczności. Tamta wieczna bezżenność nie będzie ani smutna, ani pesymistyczna, ani samotna. Wszyscy bowiem wejdziemy w głębokie relacje miłości zakorzenionej na stałe w Bogu. Dlatego doczesna bezżenność, pozytywnie przeżywana, jest zapowiedzią przyszłych czasów – eschatologicznych. Tu leży najgłębszy sens dobrowolnie wybieranej w Kościele bezżenności kapłanów, osób konsekrowanych oraz tych, którzy poświęcają swoje życie w jakiejś określonej misji, np. na rzecz chorych. Im bardziej bezżenny człowiek rozważa nad przyszłym życiem w wieczności, tym głębiej rozumie, że jego doczesna bezżenność, nawet ta niewybrana, a podyktowana życiowymi kolejami, staje się pozytywną zapowiedzią tego, co będzie działo się w wieczności.