„Nabrać ducha i podnieść głowy”
Nie ma nic złego w tym, że czujemy się czymś zmęczeni, wystraszeni, wyczerpani, a nawet zrezygnowani. Otrzymujemy jednak zachętę, aby „nabrać ducha i podnieść głowy”.
2024-11-30
Komentarz do fragmentu Ewangelii Łk 21, 25-28.34-36
I niedziela adwentu
Niektórymi z wyzwań, przed którymi stawia nas życie, jest ciągłe podejmowanie decyzji, odnajdywanie się w sytuacji, w której jesteśmy, kształtowanie postaw i nawyków według wybranych przez nas systemów wartości. To, czego doświadczamy bezpośrednio wpływa na nasz sposób myślenia i w efekcie na to, jacy jesteśmy. Czytając dzisiejszą ewangelię widzimy przynajmniej dwie grupy ludzi - żyjących w paraliżującym strachu oraz żyjących nadzieją odkupienia.
Nasze życie na ziemi jest obarczone grzechem, cierpieniem, chorobą, skończonością. Doświadczenie przeżywania bólu własnego, czy naszych bliskich potrafi być przytłaczające. Niezależnie od tego, czy doświadczamy niepełnosprawności dziecka, nagłej utraty zdrowia małżonka, własnego leczenia, które nie przynosi pożądanych skutków, depresji w rodzinie, uzależnienia, czy żałoby po śmierci kogoś, kto był dla nas ważny. To wywołuje strach, nierzadko zmienia i narzuca dynamikę życia nie tylko pojedynczej osoby, ale całej rodziny. Nie ma zresztą nic złego w tym, że czujemy się czymś zmęczeni, wystraszeni, wyczerpani, a nawet zrezygnowani. Otrzymujemy jednak zachętę, aby „nabrać ducha i podnieść głowy”.
Naszemu Zbawicielowi nie są obce takie doświadczenia. Był świadkiem cierpienia ludzi, których spotykał i sam się od niego nie odciął. On jest tym, który nadaje cierpieniu sens. I Ten sam, który uzdrawiał, zniósł niewyobrażalny ból, nie tylko fizyczny, a przede wszystkim Ten, który daje zmartwychwstanie, właśnie na ten zbawienny efekt końcowy kieruje nasz wzrok. Naszym celem ostatecznym nie jest śmierć. Naszym naczelnym powołaniem nie jest cierpienie. A nasza tożsamość nie należy do świata. Nasza nadzieja, siła i źródło bezpieczeństwa jest właśnie w Nim. Zaufanie i powierzenie swojego życia Jemu pozwala na zrozumienie sensu i poczucie własnej godności w obliczu przeżywanych przez nas trudności. Na każdym kroku naszej drogi ku temu zaufaniu i budowaniu codzienności przepełnionej nadzieją jest trwanie w modlitwie, nawet - a może szczególnie - wtedy, gdy tracimy poczucie sensu, pojawia się lęk i zrezygnowanie. Syn Człowieczy ma w swych rękach moc i chwałę. Czuwajmy więc i módlmy się, abyśmy mogli już teraz odczuwać zbawienne skutki Jego działania w naszym życiu.