Miłość codzienna
Pani Mirosława przekonuje, że gdyby jeszcze raz stanęła przed wyborem dotyczącym opieki nad swoimi rodzicami, podjęłaby taką samą decyzję. Nie wycofałaby żadnej ze swoich obietnic i deklaracji wobec nich. Lata opieki nad nimi były dla niej i całej rodziny czasem uczenia się miłości i praktykowania jej na co dzień.

zdjęcie: pixabay.com
2025-01-02
Pani Mirosława od kilku lat jest emerytką i szczęśliwą babcią trójki wnucząt. Obecny etap jej życia to czas spokojnego przeżywania codzienności, bez pośpiechu, w dosyć dobrym zdrowiu. Zanim jednak dotarła do tego etapu własnej historii, przez blisko 14 lat opiekowała się swoimi chorymi rodzicami – najpierw mamą, która leżała w domu 5 lat, później tatą, który chociaż nie był leżący, również wymagał stałej pomocy i pielęgnacji. Wówczas opiekę nad rodzicami musiała godzić z pracą zawodową i obowiązkami wobec męża i dzieci. Nie było to łatwe zadanie, ale możliwe do realizacji i co najważniejsze – dające wiele radości i spełnienia.
Kiedy wspomina tamten czas, pani Mirosława myśli w pierwszej kolejności o trudnościach, które musiała wraz z najbliższymi pokonać. Było ich naprawdę wiele. Począwszy od częstych pobytów w szpitalu, żmudnej rehabilitacji i leczeniu odleżyn, a skończywszy na specjalnej diecie i ciągłych wizytach w Narodowym Funduszu Zdrowia w sprawie refundacji rozmaitych zabiegów i środków medycznych. Bywały chwile zwątpienia, fizycznego wyczerpania i kłopotów finansowych. Zdarzało się, że spała kilka godzin w tygodniu i słaniała się na nogach. Ponadto przez lata nie mogła sobie pozwolić na urlop albo jakąkolwiek inną formę dłuższego wypoczynku. Odbiło się to w końcu na jej zdrowiu i zaczęła mieć poważne kłopoty z kręgosłupem. Wtedy było jeszcze trudniej, bo w związku z tym nie zawsze potrafiła – jak pokornie przyznaje – z należytą starannością opiekować się rodzicami. Tak czy inaczej, jakoś sobie radziła.
Ze wzruszeniem wspomina rodziców, którzy z wielką cierpliwością przyjmowali swój trudny stan i prawie w ogóle się nie skarżyli. Szczególnie mama, która była leżąca, odznaczała się spokojem i rzadko narzekała na jakiekolwiek niewygody. Nigdy niczego się nie domagała, czekając cierpliwie na pomoc i pielęgnację. Mimo swojego trudnego stanu potrafiła okazać wdzięczność, choćby tylko delikatnym uśmiechem albo mocniejszym niż zwykle uściskiem dłoni. Swoją cierpliwością pokazywała pani Mirosławie i wszystkim wokół, że trzeba nauczyć się przyjmować rozmaite niedogodności, jakie niesie choroba i podeszły wiek.
Tata z kolei, choć był bardziej samodzielny i sprawny, wymagał więcej uwagi, czułości, czasu na rozmowy. Okazuje się, że taka forma opieki bywa nieraz dużo bardziej wymagająca niż zapewnienie choremu posiłku czy świeżej pościeli. Wymaga bowiem uważnego zatrzymania się przy nim, wysłuchania go bez pośpiechu, wzięcia na siebie jego trudnych emocji, odpowiedzi na liczne pytania itd. Tata w swoich opowieściach – wielokrotnie powtarzanych – wracał do lat swej młodości, przywołując znane już fakty i historie. Za każdym razem było to dla pani Mirosławy wyzwanie, by się nie niecierpliwić, nie okazywać znudzenia, ale z uwagą wysłuchać i podjąć rozmowę. Dzięki tym długim rozmowom z tatą zrozumiała, że przeżycia, których człowiek doświadczył w swoim życiu, nie tracą na wartości z upływem lat, ale przeciwnie – zyskują na znaczeniu i sprawiają, że człowiek ma poczucie przynależności i zakorzenienia.
Mimo wielu trudnych doświadczeń przy sprawowaniu opieki, pani Mirosława okres ten pamięta przede wszystkim jako czas błogosławieństwa i pokoju rodzącego się w sercu. Zewnętrznie napotykała wiele przeszkód, ale wewnętrznie była przekonana, że czas ten ma wielką wartość i głęboki sens. To poczucie sensu odczuwała dzięki swoim rodzicom. To oni – paradoksalnie – dawali jej siłę i motywację. Choć fizycznie byli słabi i mało produktywni, w czasie swojej choroby potrafili stworzyć w jej domu atmosferę niezwykłej serdeczności i bliskości. Patrząc na nich i na to, w jaki sposób znosili swoją chorobę i fizyczne ograniczenia, ich córka zyskiwała pewność, że to oni dają jej dużo więcej, niż ona im. To oni, być może nawet o tym nie wiedząc, mobilizowali ją do mężnego stawiania czoła codziennym obowiązkom. To oni pokazali jej, czym jest prawdziwa wiara i ufność, gdy nawet w półśnie przesuwali w dłoniach różańcowe paciorki. To oni uczyli ją, czym jest cierpliwość, gdy mimo bólu i niewygód poddawali się koniecznej rehabilitacji. To oni pokazali jej, na czym polega wdzięczność, gdy nigdy nie zapominali podziękować słowem i uśmiechem za opiekę. To oni przekonali ją, że nie należy wstydzić się słabości i podeszłego wieku, bo to również część życia, którą trzeba przyjąć.
Starsi rodzice byli dla pani Mirosławy i jej najbliższych prawdziwymi świadkami. Niewiele mówiąc, dyskretnie obecni, uczyli życia. To niesamowite, że robili to szczególnie w czasie, gdy ich życie powoli gasło. Patrząc na nich i pielęgnując ich, przekonała się, że również w fizycznej kruchości można być oparciem dla innych. Dzięki nim cała jej rodzina zbliżyła się do siebie trudnym czasie ich choroby. Oni gromadzili rodzinę wokół siebie, ale niczego nie wymuszali. Pani Mirosława – jak sama mówi – do dzisiaj nie wie, jak to możliwe, że w swojej bezradności i zależności od innych, jej rodzice umieli rozsiewać wokół tak wiele ciepła i dobra. Chyba na zawsze pozostanie dla niej tajemnicą, dlaczego w życiu bywa tak, że często słabi stają się nauczycielami silnych, bezradni zaradnych, a chorzy zdrowych.
Jest wdzięczna za te niezliczone lekcje życia, które otrzymała od swoich chorych rodziców. Przyznaje, że w czasie swojej największej słabości, dali jej najwięcej.
Jest wdzięczna także z tego powodu, że jej dorastające wówczas dzieci, mogły uczestniczyć w opiece nad babcią i dziadkiem. Nigdy nie odsuwała ich od spraw związanych z chorobą i starością. Przeciwnie – starała się uwrażliwiać ich na konieczność pomocy starszym członkom rodziny przez okazywanie troski i obecność. Teraz wierzy, że gdy sama będzie potrzebować pomocy i opieki, jej dzieci będą przy niej, dając poczucie bezpieczeństwa.
Pani Mirosława przekonuje, że gdyby jeszcze raz stanęła przed wyborem dotyczącym opieki nad swoimi rodzicami, podjęłaby taką samą decyzję. Nie wycofałaby żadnej ze swoich obietnic i deklaracji wobec nich. Lata opieki nad nimi były dla niej i całej rodziny czasem uczenia się miłości i praktykowania jej na co dzień.
Zobacz całą zawartość numeru ►