Ukazywać Jezusa innym
Posługa kapelańska trochę podobna jest do misji Jana Chrzciciela. Jan przepowiadał nadchodzącego Mesjasza, ale kiedy Jezus przyszedł, Jan usunął się w cień. Nie widział cudów Jezusa, wyjątkowych znaków, nie doświadczył tego, co widzieli Apostołowie, nie dane mu było już ujrzeć tych tłumów podążających za Jezusem.
2025-01-03
Komentarz do fragmentu Ewangelii J 1, 29-34
Okres Bożego Narodzenia
Jako klerycy Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego dojrzewający do przyjęcia święceń prezbiteratu, mieliśmy „zakosztować” posługi kapelańskiej w czasie spotkania z chorymi na oddziałach w Górnośląskim Centrum Medycznym w Katowicach-Ochojcu, gdzie 20 lat później zostałem kapelanem. Wprowadzał nas w „tajniki” tej posługi ks. Krzysztof Tabath, diecezjalny duszpasterz służby zdrowia. Nie zapomnę słów, które wtedy do nas skierował: „Gdy odwiedzacie chorych, po otwarciu drzwi ukażcie Hostię i wypowiedzcie słowa: «Oto Baranek Boży…», by chory mógł spokojnie odpowiedzieć: «Panie nie jestem godzien…»”.
Komunia święta to nie cukierek, który wrzuca się do ust, to przyjmowanie żywego Boga. Dlatego te trzy słowa są niezwykle ważne. „Oto Baranek Boży…”. To tak, jakby wypowiedzieć najkrótszy kerygmat: „Chrystus umarł i zmartwychwstał…”. Nie zapominajmy, że ukazanie na moment Jezusa, to dla chorego chwila adoracji. To także czas spotkania. Chwila, parę sekund. Ta chwila jest momentem działania Jego łaski.
Andre Frosard, niewierzący dziennikarz, razem z kolegą zatrzymał się przy kościele. Jego przyjaciel miał coś do załatwienia z księdzem proboszczem. Zniecierpliwiony długim oczekiwaniem dziennikarz wszedł do kościoła w poszukiwaniu kompana drogi. Stanął przed wystawionym do adoracji Najświętszym Sakramentem. Wszedł jako człowiek niewierzący, niezdolny do przyjęcia chrztu, a kiedy spotkał się na moment z Jezusem, spłynęła na niego Boża miłość. To był dla niego moment zwrotny. Wcześniej nie rozumiał kim jest Bóg. Osoba Boga była dla niego pustym frazesem. Jedno spotkanie, jedno spojrzenie na Jezusa odmieniło wszystko.
Codziennie obchodziłem oddział neurologii. Czasem spotykałem osoby młode, zaskoczone nagłym udarem, zatrzymane w pędzie życia, słyszą diagnozę „stwardnienie rozsiane” albo „trudna do wyleczenia bakteria”. Najchętniej uciekłyby ze szpitala. Pośród pacjentów zwróciłem uwagę na młodą kobietę. Codziennie wchodziłem do sali, proponowałem spowiedź, rozmowę – nic z tego. „Twardy przypadek” – tak sobie tłumaczyłem. Po kilku tygodniach nie było już jej w szpitalu. Czasem godzę się, że nie wszystkich zachęcę do rozmowy, skłonię do przyjęcia sakramentów, czasem towarzyszy bezsilność. Po dwóch miesiącach zadzwonił telefon kapelański. „Czy ksiądz mnie pamięta? Z oddziału neurologii… Chciałabym przyjechać do szpitala i porozmawiać…”. To była ta kobieta, która wcześniej odmawiała wszystkiego. Nie spodziewałem się tego, byłem przekonany, że już nigdy nie dojdzie do rozmowy, spowiedzi. A tu Pan Bóg zaskakuje, pokazuje, że wypowiedziane słowo „pracuje w chorym…”, że spojrzenie na Hostię przemienia, porusza, owocuje po czasie.
Przekonałem się, że posługa kapelańska trochę podobna jest do misji Jana Chrzciciela. Jan przepowiadał nadchodzącego Mesjasza, ale kiedy Jezus przyszedł, Jan usunął się w cień. Nie widział cudów Jezusa, wyjątkowych znaków, nie doświadczył tego, co widzieli Apostołowie, nie dane mu było już ujrzeć tych tłumów podążających za Jezusem.
„Jan zobaczył podchodzącego do niego Jezusa i rzekł: «Oto Baranek Boży…»”. Taka jest misja kapelana: spotykać Jezusa w modlitwie, Eucharystii, w osobistym doświadczeniu, i ukazywać Go innym. Jan to w ten sposób czynił: „Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”.
Panie Jezu, dziękuję Ci za to, że to nie ja sam idę do chorych, ale to Ty mnie zabierasz do nich, idę razem z Tobą. W każdej Eucharystii łamiąc Ciebie i ukazując wiernym, głoszę tajemnicę Twojej śmierci, a w każdej Komunii świętej, gdy odrobinę Hostii wkładam do kielicha, jestem świadkiem Twojego zmartwychwstania. Dziękuję Ci, że pozwalasz mi się dotykać w Komunii świętej. Jesteś tak blisko mnie i chorych. Ukazując Ciebie innym, kiedy brak mi już argumentów, by przekonać tych, którzy jeszcze nie dojrzeli do przyjęcia Ciebie, mogę szeptem powtarzać słowa: „Jezu, Ty się tym zajmij…”, a potem doświadczać Ciebie, jak przemieniasz serca pacjentów. Niech kolejne spotkanie z chorym wypełni jego życie Twoją obecnością.