Początki Apostolstwa Chorych cz.1
To, co wyraźnie wybrzmiewa z samych początków myśli o Apostolstwie Chorych, to wartość i znaczenie Eucharystii. Zarówno ks. Wawrzyniec Willenborg, jak i jego wuj byli mocno przeniknięci pobożnością eucharystyczną. Ksiądz Wawrzyniec pragnął nie tylko w tej pobożności zanurzyć osoby chore, ale odczuwał, że duchowe zaangażowanie chorych przyniesie niezwykłe owoce dla parafii i dla całego Kościoła.

zdjęcie: cathopic.com
2025-02-04
Dnia 1 listopada 2025 roku przypadnie 100. rocznica powstania w Niderlandach wspólnoty Apostolstwa Chorych. Bieżący rok jest czasem świętowania tego pięknego jubileuszu. Jest też okazją, by zapoznać się z historią powstania wspólnoty. Na łamach miesięcznika „Apostolstwo Chorych” wątki historyczne pojawiały się już dość często. O samych początkach Apostolstwa w Polsce, które jak wiadomo powstało w roku 1930 we Lwowie, szczegółowo opowiadał założyciel polskiej wspólnoty ks. Michał Rękas. W tamtych pierwszych historycznych opowieściach ks. Rękas wspominał też o holenderskich korzeniach Apostolstwa. Do początków zarówno polskich jak i niderlandzkich powracał nieraz następca ks. Rękasa, ks. Jan Szurlej. Parę lat temu Danuta Dajmund opublikowała cykl artykułów opowiadających historię polskiego Apostolstwa Chorych. Tegoroczny jubileusz mobilizuje, by bardziej szczegółowo zagłębić się w same początki niderlandzkiego Apostolstwa Chorych.
Gdzie są źródła dla historii?
We wschodniej części Holandii, niedaleko granicy z Niemcami, leży miasto Nijmegen z bardzo prężnie działającym uniwersytetem. Uczelnia ta powstała w 1923 roku pod nazwą Katholieke Universiteit Nijmegen (Uniwersytet Katolicki w Nijmegen). Została założona przez Fundację Świętego Radbouda z inicjatywy holenderskich biskupów. Niestety współcześnie bardzo niewiele pozostało z „katolickości” uczelni w Nijmegen. Jednak to właśnie na terenie tego uniwersytetu funkcjonuje Centrum Dokumentacji Katolickiej. To tam znajduje się główne archiwum holenderskiego Apostolstwa Chorych. W archiwum złożone są listy do chorych ks. Wawrzyńca Willenborga, założyciela Apostolstwa Chorych. Od ubiegłego roku są one publikowane we fragmentach w ramach miesięcznika „Apostolstwo Chorych” wraz z wyjaśniającymi komentarzami. We wspomnianym wyżej archiwum znajdują się też inne dokumenty holenderskiego Apostolstwa Chorych; np. różnego rodzaju protokoły i sprawozdania dotyczące holenderskiego stowarzyszenia Apostolstwo Chorych. Można tam też odnaleźć korespondencję świadczącą o niezwykle rozległych, wręcz ogólnoświatowych kontaktach, jakie holenderska centrala Apostolstwa utrzymywała z innymi wspólnotami przed II wojną światową, a także jeszcze i po wojnie; do lat 60. ubiegłego wieku. Na podstawie tych dokumentów możliwe stało się odtworzenie ciekawej historii początków.
Jak powstała myśl o Apostolstwie Chorych?
Wszystko zrodziło się w głowie i sercu ks. Willenborga. Wawrzyniec Jakub Willenborg urodził się 17 września 1876 roku w Zaandam, w diecezji Haarlem w północnych Niderlandach, nad Morzem Północnym. W czasie formacji seminaryjnej wiele słyszał o odnowionym spojrzeniu na liturgię. Szczególnie interesował się publikacjami teologicznymi dotyczącymi Eucharystii. Rodziło się w nim pragnienie wyprowadzenia katolików z pewnej postawy bierności, angażując ich bezpośrednio w życie religijne. Święcenia kapłańskie przyjął 15 sierpnia 1900 roku. Po posłudze w kilku parafiach został w 1917 roku proboszczem w Bloemendaal i pełnił tam kapłańską misję do śmierci w roku 1945. Kiedy Wawrzyniec Willenborg został wyświęcony na kapłana, Kościół powszechny przechodził trudny okres. Trwał spór, czy Kościół powinien dostosowywać się do współczesnej nauki, a teologia, w tym egzegeza biblijna, powinny uwzględniać osiągnięcia naukowe, czy też spotkanie Kościoła ze światem ma wręcz „charakter szatański”. Diecezja Haarlem była miejscem szczególnie ostrego charakteru tego sporu i została zdominowana przez ogólnie panujący strach i napięcia. Ksiądz W.J. Willenborg był przekonany, że atmosfera lęku nie przybliża ludzi do Boga. Sam prowadził głębokie życie modlitewne. Najpierw wstąpił do Stowarzyszenia Liturgicznego, a potem do Ligi Eucharystycznej, które w tamtym okresie rozwijały się bardzo prężnie w diecezji Haarlem.
Mniej więcej w tym samym czasie inne wydarzenie wywarło na niego wielki wpływ, a mianowicie śmierć jego wuja, ks. F.A. Willenborga, proboszcza w Weesp, w 1916 roku. Ksiądz Wawrzyniec towarzyszył swojemu krewnemu w ostatnich dniach życia i zaczął wówczas odkrywać, że dopuszczone przez Boga cierpienie ma istotne miejsce w ekonomii zbawienia. W swoim liście do biskupa pisał o wielkim spokoju i stałej radości, jakich doświadczał wuj, oraz o tym, że był świadomy, że „każdy, kto chce podążać za Jezusem, musi nieść krzyż”. Bezpośrednio przed śmiercią, kiedy wieczorem zabrzmiały dzwony, ks. F.A. Willenborg w obecności bratanka wypowiedział ważne słowa o Najświętszym Sakramencie.
W 1925 roku zebrał się zarząd główny Ligi Eucharystycznej, by zastanawiać się nad rozwojem pobożności eucharystycznej. Wówczas ks. W.J. Willenborg przekonywał, że trzeba wywieźć chorych z domów, zabrać do kościoła parafialnego i zorganizować dla nich triduum, czyli trzy dni, ku czci Najświętszego Sakramentu. Ta myśl spotęgowała się podczas pielgrzymki ks. Wawrzyńca do Paray-le-Monial oraz Ars we Francji. W Ars zrozumiał, że działający tam przed laty św. Jan Vianney odnowił parafię poprzez Komunię świętą dla dzieci i przez posługę chorym.
To, co wyraźnie wybrzmiewa z samych początków myśli o Apostolstwie Chorych, to wartość i znaczenie Eucharystii. Zarówno ks. Wawrzyniec Willenborg, jak i jego wuj byli mocno przeniknięci pobożnością eucharystyczną. Ksiądz Wawrzyniec pragnął nie tylko w tej pobożności zanurzyć osoby chore, ale odczuwał, że duchowe zaangażowanie chorych przyniesie niezwykłe owoce dla parafii i dla całego Kościoła.
Jak myśl przeradzała się w czyn?
W środę po uroczystości Zesłania Ducha Świętego w 1925 roku, proboszcza Bloemendaal szczególnie poruszyło czytanie mszalne z Dziejów Apostolskich o wynoszeniu chorych na drogi, którymi przechodził św. Piotr. Ksiądz Willenborg pomyślał wówczas: „dlaczego my tego nie robimy. Posyłamy chorych do Lourdes, muszą odbywać długą, kosztowną i kłopotliwą podróż. Tymczasem tak łatwo można by było ich zgromadzić w swoim parafialnym kościele. Jaka byłaby to radość dla tych, którzy dłuższy czas nie byli w kościele”. To wszystko zainspirowało ks. W.J. Willenborga do zorganizowania w swojej parafii pierwszego triduum dla chorych. Ideę przedstawił biskupowi Augustynowi Callierowi, od którego otrzymał aprobatę.
W następną niedzielę ks. W.J. Willenborg wygłosił kazanie dla parafian, przedstawiając im ideę zorganizowania triduum dla chorych. Parafianie zaoferowali pomoc. Jedni zaproponowali transport samochodowy, inni – dary stołu oraz kwiaty dla ozdobienia ołtarza. Dołożono starań, by te dni były dla chorych prawdziwym świętowaniem. Sam proboszcz podkreślał zawierzenie Opatrzności Bożej. Triduum odbyło się 7-9 czerwca 1925 roku. Rano pierwszego dnia przywieziono chorych z różnych stron parafii. Chorzy zostali objęci opieką przez liczne pielęgniarki. Zajmowali miejsca w kościele, blisko ołtarza. Mimo choroby wszystkie twarze promieniowały szczęściem, nieraz po latach nieobecności w świątyni. Następnie rozpoczęła się msza święta. Ksiądz W.J. Willenborg przywitał chorych i powierzył im na czas trwania triduum funkcje proboszcza. Był mocno przekonany, że obecność chorych w kościele będzie żywym świadectwem dla pozostałych parafian.
Pierwsze słowa do chorych
W przekazach historycznych mamy zapisane pierwsze kazanie ks. Willenborga do chorych: „Drodzy Chorzy, wy teraz jesteście proboszczem tej parafii”. A następnie wyjaśnił: „nie wierzycie? Tak jest, wy jesteście proboszczem tej parafii. Gdy jako proboszcz mówię parafianom, aby chodzili do kościoła, przyjmowali Komunię, oni szybko o tym zapominają. Teraz wy, przez to swoje niezwykłe przybycie tu do kościoła, swoim własnym przykładem uczycie ich. Oni to widzą i słyszą to żywe kazanie, i nie zapomną go nigdy. Widzicie więc, że wy jesteście nawet bardziej niż ja proboszczem”. W dalszych słowach zaproponował: „Możecie teraz uczynić dla mnie coś bardzo miłego. Za chwilę, gdy na ofiarowanie podniosę patenę z hostią, połóżcie na tę patenę waszą chorobę, włóżcie wasze cierpienia do kielicha, na intencję mojej matki. Gdy hostia będzie konsekrowana, pomyślcie, że z nią razem będą konsekrowane wasze cierpienia przemienione potem w cierpienie Chrystusa. Ufam, że dzisiaj matka moja będzie już w niebie”. W słowach tych nawiązywał do niedawnej śmierci swojej matki. Drugiego dnia triduum chorzy w ten sam sposób ofiarowali swe cierpienia za parafię, a w ostatnim dniu – za Kościół.
Beligijski kapłan, ks. Maurtis van Hoeck, który dobrze znał początki działalności ks. Willenborga, tak interpretował tamto kazanie: „On im wykazał, że ich cierpienie nie jest daremne i bezowocne. Ono, przeciwnie, jest środkiem osobistego uświęcenia i co więcej środkiem apostolstwa. To było dla nich wielkim objawieniem. Oni widzieli teraz swoje dotychczasowe cierpienia w innym świetle. Zrozumieli, że dobry Bóg powierzył im misję całkowicie specjalną i w sposób subtelny podniósł ich cierpienie”. Ksiądz van Hoeck opowiedział dalsze szczegóły tamtego triduum. Podkreślił, że moment udzielenia Komunii przez proboszcza uczestnicy liturgii przeżyli bardzo głęboko. Po mszy świętej część chorych została zaproszona na probostwo, a część do domów parafian – na odpoczynek i posiłek. W południe przybyli ponownie do świątyni, by uczestniczyć w nabożeństwie z indywidulanym „nakładaniem rąk” na ich głowy według ówczesnego rytuału. Proboszcz wyciągał ręce nad każdym chorym, wypowiadając modlitwę wstawienniczą.
Warto w tym miejscu zatrzymać się nad wspomnianym gestem wkładania rąk na chorych. Nie był on wówczas powiązany z sakramentem namaszczenia, którego w tamtym czasie udzielano zasadniczo „w bliskości śmierci”. Taka była wówczas praktyka. Dla chorych, ale nie umierających, przeznaczone były tzw. benedykcje, czyli błogosławieństwa. Podczas tychże benedykcji główną czynnością (poza modlitwami, pokropieniem wodą święconą itd.) było właśnie „wkładanie rąk na chorego”. Następnie chorzy udali się na ponowny odpoczynek, a o 14.00 znów przyszli do kościoła, tym razem na indywidualne błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. Kapłan wypowiadał nad każdym chorym krótkie modlitwy, na przykład: „Panie, wierzymy, ale pomnóż naszą wiarę”, „Ty jesteś zmartwychwstanie i życie”. Dwa następne dni triduum miały podobną strukturę.
Formalne powstanie Apostolstwa Chorych
W tym pierwszym triduum uczestniczyło 120 chorych. Organizatorzy mieli przekonanie, że spotkanie było owocne. Entuzjastycznie to wydarzenie przyjęła Liga Eucharystyczna, która zachęciła ks. Willenborga, by wygłosił konferencję o triduum innym kapłanom. Uczynił to z wielkim zapałem, przekonując, że chorych można przemieniać w apostołów. W ten sposób rodziła się w nim idea Apostolstwa Chorych. Swoimi przemyśleniami podzielił się z biskupem, który miał mu odpowiedzieć: „Śmiało. Jeśli uda się chorych zgromadzić w apostolacie, poprę cię”.
Ksiądz Willenborg zastanawiał się nad sposobem pozostania w kontakcie z chorymi i przedłużeniem doświadczenia triduum. We wrześniu zorganizował spotkanie dla nich w formie dziękczynienia za tamto pierwsze triduum. Miało wówczas miejsce uroczyste błogosławienie lekarstw, przyniesionych przez chorych. Ponieważ od strony duszpasterskiej spotkanie powiodło się, zadecydowano o ponawianiu go każdego miesiąca. Jednak z racji zbliżającej się zimy osób w kościele zaczęło ubywać. Dlatego zrodził się projekt comiesięcznego pisania listu do chorych w celu ich duchowego umocnienia. To wymagało prac administracyjnych. Jako pierwszą dla swojego dzieła ks. Willenborg pozyskał pielęgniarkę środowiskową, siostrę Cassandrę. To ona zajęła się stworzeniem na probostwie sekretariatu. Wkrótce miejscowa prasa katolicka opublikowała apel do chorych, w którym zawarta była zachęta, by zapisywać się do sekretariatu, co miało oznaczać chęć duchowego przynależenia do wspólnoty. 1 listopada 1925 roku ks. Willenborg wysłał pierwszy list do 125 chorych. Tak narodziło się Apostolstwo Chorych. Ten dzień jest niezmiennie uznawany za datę formalnego powstania wspólnoty.
Zwyczajność początków i współczesna kontynuacja
Widać z tego opisu, że Apostolstwo Chorych zrodziło się w bardzo zwyczajny sposób. Powstało w sercu gorliwego proboszcza, który pragnął ożywić życie parafialne. Zrozumiał, że ludzie chorzy, szczególnie ciężko chorzy, którzy nie opuszczają swoich domów, nie mogą pozostawać na marginesie parafii. Potrzebne jest nie tylko ich zaproszenie i otoczenie opieką duszpasterską, ale także pokazanie im, że mają do wypełnienia w Kościele wielką i ważną misję. Nie patrzył na nich jako na biernych odbiorców opieki, ale uczynił ich duchowo aktywnymi członkami wspólnoty. Wielką wartością organizowanego triduum było zaangażowanie wielu parafian w przywóz chorych oraz ich pobyt na terenie parafii. Te trzy dni były prawdziwym świętowaniem zarówno dla samych chorych jak i całej parafii.
Patrząc z perspektywy lat, można powiedzieć, że we współczesnym Apostolstwie Chorych w Polsce widoczne są dwa owoce tamtego pierwszego triduum: parafialny dzień chorego oraz kilkudniowe wyjazdowe rekolekcje dla chorych. W wielu parafiach bowiem organizowany jest dzień chorego: czasem z inspiracji proboszcza miejsca, czasem – za zachętą krajowego duszpasterza Apostolstwa Chorych. Struktura tych dni chorego w dużej mierze nawiązuje do tamtych pierwszych pomysłów ks. Willenborga: jest msza święta oraz nabożeństwo z indywidulanymi błogosławieństwami. Pewną nowością w porównaniu z początkami Apostolstwa Chorych jest udzielany sakrament namaszczenia, w którym widzi się dziś duchowe wsparcie nie tylko dla ludzi umierających, ale także dla wszystkich chorych.
Należy sobie życzyć, aby jak największa ilość parafii odkrywała wartość dnia chorego, by jak najwięcej duszpasterzy uwierzyło w duchową moc modlitwy ludzi chorych. Być może sami chorzy mogliby w niektórych parafiach być inspiratorami takich spotkań. Formą przedłużonego spotkania dla chorych są dziś nie tyle parafialne tridua, ile raczej wyjazdowe rekolekcje dla ludzi chorych i osłabionych wiekiem. Podczas rekolekcji istnieje okazja do bardziej pogłębionego odkrywania duchowego sensu choroby i cierpienia. Oby jak najwięcej ludzi chorych rozpoznawało wartość takich rekolekcji.
Zobacz całą zawartość numeru ►