W szkole Maryi
Homilia ks. Wojciecha Bartoszka wygłoszona 11 lutego, podczas parafialnych Dni Chorego.

zdjęcie: www.lourdes.org
2025-02-10
Gromadzimy się w szczególnym dniu: XXXIII Światowy Dzień Chorego. Obchody tego dnia, szczególnie poświęconego osobom chorym, zapoczątkowane zostały przez św. Jana Pawła II. Związał je ze wspomnieniem NMP z Lourdes. Przypomnę kilka wydarzeń, które miały miejsce w Lourdes, w 1858 r.
Maryja – bosonoga Dziewica, Dziewica żebraczka przyszła do ubogiej góralki, Marii Bernardy. Takie imiona otrzymała dziewczynka na chrzcie od swoich rodziców. W tamtejszym dialekcie wołano na Marię Bernardę – Bernadetta. Nie potrafiła czytać i pisać, nie znała Katechizmu, nie przyjęła jeszcze Pierwszej Komunii świętej. Podobnie jak „mała Panienka” – tak ją nazywała Bernadetta – ona sama mając14 lat również była niskiego wzrostu.
„W środku światła zobaczyłam «coś» białego, postać, która wyglądała jak mała Panienka”– relacjonowała pierwsze objawienie, z 11 lutego.
„Miała na sobie białą tunikę, na głowie długi welon, też biały, błękitną szarfę i żółtą różę na bosych nogach. Żółtego koloru był też łańcuszek różańca, który trzymała w dłoni”.
Maryja mówiła do dziewczynki gwarą. Bernadetta nie znała bowiem francuskiego. Przy trzecim objawieniu, 18 lutego, zapytała ją:
„Czy uczyni mi Pani tę łaskę i będzie tu przychodzić przez 15 dni?”
Dla prostej góralki wyszukane sformułowania kierowane do niej przez niezwykłą Kobietę były niebywałe. Podkreślały jej godność. Świadczyły o tym, iż owa niezwykła Kobieta zniżyła się do poziomu swojej rozmówczyni. Nikt do niej wcześniej tak się nie zwracał.
To pierwsza lekcja, której udziela nam dzisiaj Maryja. Najbiedniejszy człowiek ma swoją godność, niezależną od pozycji w społeczeństwie. Posiada ją każda osoba chora, niepełnosprawna, osłabiona wiekiem, niezależnie od przeżywanej przez nią „jakości życia”. Istnieją dzisiaj na świecie tendencje odbierania prawa do życia ludziom mającym niską „jakość życia”: zdiagnozowanym w łonie matki chorym dzieciom, starszym z nieuleczalnymi chorobami. Biblia mówi coś innego: każdy człowiek jest dzieckiem Boga. Przypomina nam o tym Księga Rodzaju. W pierwszym czytaniu słyszymy opis stworzenia dokonany przez Boga w szóstym dniu:
„Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. […] Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę.”
Podobnie autor Psalmu opiewa wielkość człowieka:
„Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło palców Twoich,
na księżyc i gwiazdy, które Ty utwierdziłeś:
Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz,
czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego?
Uczyniłeś go niewiele mniejszym od aniołów,
uwieńczyłeś go czcią i chwałą.
Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich,
wszystko złożyłeś pod jego stopy”.
Człowiek chory, starszy wiekiem, osoba niepełnosprawna jest również Bożym obrazem. Przypomniała to Maryja Bernadecie.
Jako prosta i uboga Kobieta z Nazaretu, nieraz głodująca, płacząca – widzimy Ją taką w czasie ucieczki do Egiptu, gdy na Jej łonie spoczywało martwe Ciało Syna zdjęte z krzyża – dobrze rozumiała sytuację Bernadety. W Magnificat poznajemy Jej szczególną modlitwę uwielbienia: „Wejrzał [Bóg] na uniżenie swojej Służebnicy”.
Maryja potrafi zrozumieć naszą sytuację związaną z utratą zdrowia. Widząc nas, widząc nasze serca, choroby, osamotnienie, podnosi, dowartościowuje, podkreśla naszą godność, podobnie jak to uczyniła wobec Bernadetty. I kieruje ku swojemu Synowi. Dla Niej chorzy są „magnesem” przyciągającym Jej Niepokalane Serce.
Przy kolejnych objawieniach w Lourdes Bosonoga Dziewica przedstawiła się Bernadecie, jako Niepokalane Poczęcie. Wiele osób przybywających do źródła wskazanego przez Maryję doznawało uzdrowienia. Działo się tak za czasów Bernadety, jak i później, przez kolejne 167 lat. Dzisiaj Lourdes jest światową stolicą chorych: miejscem modlitwy, zwłaszcza różańcowej, miejscem nawrócenia.
Spotkania z Maryją rodziły w sercu Bernadetty wiele radości i pokoju. Były także źródłem niezrozumienia i cierpienia. Wstąpiła do zakonu, którego główną misją była posługa chorym. Czyniła tę posługę z wielkim poświęceniem. Tym samym realizowała misję służenia bliską Maryi, o czym dowiadujemy się w opisie nawiedzenia św. Elżbiety.
Jako siostra zakonna Bernadetta nigdy nie wróciła do Lourdes. Uczyła się w nowym miejscu odkrywać ślady obecności Maryi, w innych okolicznościach, niż te, które wcześniej poznała w rodzinnym Lourdes i które określała jako „swój raj”.
Był to trudny dla niej czas. Zmagała się. Żyła w wielkim ukryciu. I my nieraz zmagamy się w godzinie próby. Pytamy Boga: dlaczego? Ojciec święty w Orędziu na dzisiejszy Dzień Chorego przywołał historię uczniów idących do Emaus, sfrustrowanych i zagubionych. Było to po śmierci Chrystusa. Oni „się spodziewali” czegoś innego – jak czytamy w Ewangelii. My również „spodziewany się” innych diagnoz lekarskich. Ojciec święty zachęca nas, abyśmy w tym doświadczeniu – podobnie jak owi uczniowie, podobnie jak Bernadetta – szli z tym przykrym doświadczeniem do Jezusa, by „podzielić się z Nim naszym zagubieniem, naszymi niepokojami i naszymi rozczarowaniami” – pisze Franciszek w Orędziu. Spróbujmy wówczas – kontynuuje Ojciec święty – „słuchać Jego Słowa, które nas oświeca i rozpala nasze serce, i rozpoznać Go obecnego w łamaniu Chleba”.
Bernadetta pod koniec życia napisała testament. Jego treść odkrywa przed nami jej głębokie spojrzenie na naznaczone trudami, bólem i cierpieniem chwile jej życia. Dziękowała w nim Bogu, przywołując pierwszy etap życia, związany z Lourdes i z dzieciństwem: „Za biedę, w jakiej żyli mama i tatuś, za to, że się nam nic nie udawało, za ciągłe zmęczenie... Za dni, w który przychodziłaś, Maryjo, i za te, w które nie przyszłaś – nie będę Ci się umiała odwdzięczyć. Za otrzymany policzek, za drwiny, za obelgi, za tych, co mnie mieli za pomyloną, za tych, co mnie posądzali o oszustwo, o robienie interesu... dziękuję Ci, Matko.”
Nawiązując do pobytu w Nevers, modliła się: „dziękuję za to, że byłam tą uprzywilejowaną w wytykaniu mi wad, tak że inne siostry mówiły: «Jak to dobrze, że nie jestem Bernadettą». Dziękuję, za to, że grożono mi więzieniem, ponieważ widziałam Ciebie, Matko”.
Przywołując zaś ostatni, najtrudniejszy okres życia, gdy zachorowała na gruźlicę, pisała w testamencie: „Za to ciało, które mi dałeś, godne politowania..., za tę chorobę, piekącą jak ogień i dym, za moje spróchniałe kości, za pocenie się i gorączkę, za tępe ostre bóle... dziękuję Ci, mój Boże. I za tę duszę, którą mi dałeś, za pustynię wewnętrznej oschłości, za Twoje noce i Twoje błyskawice, za Twoje milczenie i Twe pioruny, za wszystko. Za Ciebie – i gdy byłeś obecny, i gdy Cię brakowało... dziękuję Ci, Jezu”.
Niezwykły jest testament Bernadetty. Gdy go czytam, zawstydzam się kruchością swojej wiary w odkrywaniu znaków Bożej Obecności w życiu. Równocześnie próbuję iść śladami św. Bernadetty – uczennicy bosonogiej Żebraczki z Groty Massabielskiej.
Modlitwę dziękczynienia Bernadetty możemy zestawić z uwielbieniem Boga wyrażonym przez Maryję w Magnificat.
Maryja przez Bernadettę uczy nas jeszcze jednej postawy. Św. Jan Paweł II nazywał ją powołaniem, czyli darem Boga, który człowiek może odkryć. To trudny dar. Maryja zapytała kiedyś Bernadettę, czy zgodziłaby się ofiarować swoje cierpienia za grzeszników. Ona ufnie zgodziła się. Tłumaczyła jej, że zbawienie niektórych ludzi jest zagrożone, jej zaś ofiarowanie cierpienia może im pomóc. Stojąc pod krzyżem Syna, jako Współcierpiąca, sama przyczyniła się do powstania Kościoła. Najgłębszym źródłem Kościoła jest miłość mająca nieraz znamiona heroizmu. Widzimy taką miłość w Maryi, była obecna w życiu Bernadetty. Również św. Jan Paweł II najbardziej do nas przemówił, gdy ukazał się cierpiący w oknie papieskim i nie potrafił wypowiedzieć ani jednego słowa. Może również być obecna w naszym życiu.
Kościołem, za który możemy ofiarować swoje cierpienia w zjednoczeniu z Chrystusem – czego od prawie 100 lat uczy Apostolstwo Chorych – jest rodzina, wspólnota parafialna. Tę duchową drogę możemy także ukierunkować na kapłanów, na ich uświęcenie oraz na drogę budzenia powołań do kapłaństwa.