Powołanie do Apostolstwa Chorych

Homilia ks. Wojciecha Bartoszka wygłoszona w niedzielę, 23 marca br., w Bazylice Krzyża Świętego w Warszawie w ramach Rekolekcji radiowych dla chorych.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2025-03-22

Drodzy chorzy, osłabieni wiekiem, Siostry i bracia, obecni w bazylice i łączący się z nami dzięki transmisji radiowej.

Jedni w starszym wieku przeżywają osamotnienie, poczucie wyobcowania i odrzucenia. Inni przeżywają lęk związany z przedłużaniem się i pogłębianiem stanu chorobowego. Niepomyślne diagnozy, perspektywa nieuleczalności powiększają to przykre uczucie. Wszystko to rodzi kryzys, utratę sensu życia. Jest to tajemnica cierpienia. Przed nią trzeba nieraz zamilknąć i uklęknąć.

Momenty kryzysowe niekoniecznie muszą prowadzić w stan beznadziei. Psychologia podpowiada, że dobrze przeżyty kryzys może pomóc oczyścić motywacje, pogłębić zaufanie, poprowadzić do dojrzałości. Nowo odkryta zaś i głębiej poznana wiara rodzi nadzieję, pomaga odnaleźć utracony sens. Choroba pozostaje, człowiek nie odwróci także procesu starzenia, jednak rodzi się nadzieja.

Spróbujmy – w czasie tych wielkopostnych rekolekcji dla chorych – poszukać tego sensu. Św. Paweł proponuje nam pewną metodę refleksji. Jest ona – w dzisiaj przywołanym fragmencie z dziesiątego rozdziału Pierwszego Listu do Koryntian – dwukrotnie przywołana. Słyszeliśmy przed chwilą o wędrujących pod wodzą Mojżesza Izraelitach. Dowiadujemy się także, dlaczego Paweł Apostoł przytacza tę historię:

„Stało się to wszystko, by mogło posłużyć za przykład dla nas” oraz

„wszystko to przydarzało się [Izraelitom] jako zapowiedź rzeczy przyszłych [i] spisane zostało ku pouczeniu nas”.

O Mojżeszu i o jego powołaniu opowiada ponadto całe pierwsze czytanie – z Księgi Wyjścia.

Jaki więc przykład i jakie pouczenie daje nam dzisiaj Mojżesz?

O życiu tego wielkiego człowieka dowiadujemy się z różnych ksiąg Pisma świętego, m.in. z Dziejów Apostolskich, z kazania św. Szczepana. Podzielił on w swojej przemowie studwudziestoletnie życie Mojżesza na trzy równe etapy, po czterdzieści lat każdy. Przechodząc przez nie Mojżesz – zauważa kard. Carlo Maria Martini – doświadcza bolesnych kryzysów. Dojrzewa przez nie. Dzieje się to wszystko zanim stanie na czele narodu. O powołaniu na przywódcę słyszymy w pierwszym czytaniu. Ma wówczas 80 lat! Zanim rozważymy ten moment jego życia, spójrzmy krótko na dwa pierwsze etapy.

Przez pierwsze 40 lat przebywa na dworze faraona. Marzy jak wielu młodzieńców o wielkich czynach. Czuje się wybrany, mocny. Chce działać, zmieniać świat. Dlatego wstawia się za rodakami. Broniąc ich, zabija Egipcjanina. Wydaje mu się, że za ten czyn winny spotkać go przychylność i uznanie wśród Izraelitów. Myli się. Nie rozumieją go. Szlachetne intencje zderzają się z bolesnym rozczarowaniem. Mówimy: „życie”… Musi uciekać. Boleśnie przeżywa pierwszy kryzys – dojrzewania. Pobyt w ziemi Madian to obraz drugiego kryzysu – wieku średniego. Mojżesz prowadzi tam zwykłe życie – powiemy – szare. Nie wychyla się. Rezygnuje z wielkich planów, misji. Żyje pośród obcych. Przyzwoicie. I jakoś się urządza. Jest to jednak życie przeciętne, bez ryzyka, bez ambicji. Trwa to kolejne 40 lat! Jednak co najważniejsze – w stanie letniości ducha – zachowuje wiarę w Boga. I to go ratuje. Jest otwarty na Niego, na Jego przyjście i na Jego niespodzianki.

Zapytajmy się, czy i my nie doświadczamy stanu podobnego do tego, który przeżywał Mojżesz w Madian? Wiara przeciętna, powierzchowna, niewychylająca się. Ojcowie pustyni z pierwszych wieków chrześcijaństwa szeroko opisywali ten groźny – jak mówili – stan ducha. Acedia. Z duchowego letargu wyrywają nas trudności. Przerzucamy je nieraz na Boga. „Gdzie byłeś – mówimy Mu – w naszym doświadczeniu?”. „Dlaczego do tego dopuściłeś?”. W pewnym sensie słowa te są dobrą, bo autentyczną, modlitwą. Dotykają głębi serca.

„Jak Bóg mógł dopuścić do masakry Żydów?” – słyszymy zarzut postawiony Jezusowi niejako w tle historii ewangelicznej. Prawdopodobnie w Jerozolimie wybuchły jakieś zamieszki. Piłat brutalnie je zdławił. Było to w czasie świątecznym, gdy składano w świątyni ofiary. Jezus słysząc o tym, nie ucieka od problemu, ale przywołuje inną tragiczną historię – śmierci osiemnastu niewinnych ludzi pod wieżą w Siloam. Do tych historii możemy dołączyć nasze. Jezus wyciąga z nich wniosek: nie przeczą one istnieniu Boga, ukazują natomiast konieczność stałej gotowości na spotkanie z Nim. Stąd Jego wołanie, kłujące nas, rodzące opór, ale jakże ważne:

„jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”.

To wezwanie do zachowania żywej wiary.

Zachowuje ją Mojżesz. Po osiemdziesięciu latach spotyka go niezwykła rzecz. Budzi się z duchowego letargu. Widzi coś niespotykanego – stoi przed niespalającym się krzewem. Również nas mogą intrygować niezrozumiałe zdarzenia, osoby.

Dlaczego ona jemu przebaczyła? Dlaczego ta dziewięćdziesięciosiedmiolatka codziennie pieszo chodzi do kościoła?

Dlaczego ta matka zdecydowała się urodzić niepełnosprawną córkę?

Skąd u tego ciężko chorego tyle pokoju w sercu?

Autentyczne świadectwo wiary jednych może naprowadzić na wiarę innych. Nieraz przekonałem się, że najbardziej oddziałującą amboną staje się łóżko chorego, czy jego wózek inwalidzki. Skąd u tego człowieka wiara pomimo cierpienia? – zastanawiałem się.

Wiara w obecność Boga i Jego miłość jest kluczowa. Ona – w pierwszej kolejności – jest łaską, darem. To Bóg, jako pierwszy, ukazuje Mojżeszowi swoją wielką tajemnicę. Przez niego i nam. Przekazuje mu imię. Mówi: „Jestem, który jestem”. On istnieje. Dzięki Jego istnieniu świat istnieje. Powołuje nas do istnienia, podtrzymuje przy życiu. Nieraz mówimy w godzinie wielkiego cierpienia: „Bóg o mnie zapomniał”. Nie. Gdyby o nas zapomniał, przestalibyśmy żyć.

Bóg objawiając wielką tajemnicę osiemdziesięcioletniemu Mojżeszowi, powołuje go. Wyobraźmy sobie jego zdziwienie, gdy słyszy, że ktoś woła go po imieniu na pustyni, w miejscu gdzie nie ma śladu człowieka.

„Zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: «Mojżeszu, Mojżeszu!» On zaś odpowiedział: «Oto jestem».”

 Mojżesz zachowuje ciekawość, odwagę, podziwia płonący krzew, podchodzi bliżej i wchodzi na ziemię świętą. „Twoja trudna ziemia jest ziemią świętą” – przekonuje go Bóg.

„Dopiero po przejściu tylu kryzysów, gdy dojrzałeś, oparłeś się całkowicie na Mnie, zaufałeś nie sobie, ale Mnie, otrzymałeś misję, większą i trudniejszą niż tę, o której marzyłeś w młodości – misję wyprowadzenia Izraelitów z niewoli po 430 latach” – mówi mu.

I obiecuje tylko jedno i aż jedno: „Ja będę z tobą”.

To Bóg jest źródłem jego siły. On pozwala wypełnić nawet najtrudniejszą misję!

To jest powołanie! Do małżeństwa, do kapłaństwa, do życia konsekrowanego, do życia w wybranej samotności! To jest najważniejsza i najtrudniejsza misja życia. Jest ona płodnym powołaniem, rodzi wiele owoców, bo stoi za nią Bóg.

Wymieniłem podstawowe powołania. Każda jednak praca wykonana z wielkim oddaniem i poświęceniem staje się nim: pań salowych w szpitalu, kierowców karetek pogotowia, administracji szpitala, czy domu pomocy społecznej, kapelanów codziennie chodzących w szpitalu od łóżka do łóżka. Dojrzałe życie człowieka to wytrwała służba. To „spalanie się” dla drugiego.

Najgłębiej pokazał to sam Chrystus. Ojcowie Kościoła widzieli w płonącym krzewie z Księgi Wyjścia obraz Chrystusa spalającego się z miłości do nas na krzyżu. Ogień jest także symbolem wielkich duchowych pragnień. Zanurzone w odwiecznym planie zbawienia poprowadziły Chrystusa do przyjęcia cierpień i podjęcia męki dla naszego zbawienia.

Wiara w tak wielką miłość Boga prowadzi codziennie dziewięćdziesięciosiedmioletnią Marię do kościoła, dla której ziemią świętą jest tabernakulum w kościele. Ziemią świętą dla Pelagii jest życie niepełnosprawnej córki Magdaleny prowadzącej Podwórkowe Koła Różańca świętego. Ziemią świętą, przed którą zdejmujemy sandały – o czym pisał przed 30 laty Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae – jest łóżko chorego, także – a może przede wszystkim chorego – z zaawansowaną demencją starczą, chorego w ostatnim stadium nowotworu.

Ziemią świętą, w której nam objawia się Bóg jest nasza codzienność. Na niej każdego dnia uczymy się przechodzić z postawy faraona, która jest symbolem skoncentrowania na sobie, w postawę Mojżesza. Ta druga to pokorna służba, wspierająca innych. Jakże trudna i ważna duchowa droga przed nami!

„Mojżesz był wierny w całym Jego domu jako sługa” – pisał autor Listu do Hebrajczyków

Dojrzały Mojżesz stał się przywódcą Narodu. Izraelici od niego uczyli się przechodzenia przez swoje próby. Przeszli przez Morze Czerwone, szemrali, brakowało im pokarmu, wody. Dojrzewali w wierze. Dzięki Mojżeszowi także i my odkrywamy horyzonty wiary i naszego powołania. Miał rację św. Paweł, pisząc:

„Stało się to wszystko, by mogło posłużyć za przykład dla nas”.

Św. Grzegorz z Nyssy dopowiada: „Uczymy się [od Mojżesza], że kiedy już przeszedł przez tak wiele utrapień, na końcu stał się godnym wielkiego imienia – sługi Bożego”.

Jedną z pór, niekoniecznie ostatnią, w której Bóg nas powołuje jest czas choroby, co od stu lat przypomina Apostolstwo Chorych. Choroba to czas, kiedy podejmujemy leczenie. Ale to również pora, kiedy głębiej spoglądamy na życie.

W 2022 r., rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożego Jacka Krawczyka, młodego chłopaka z Palikówki koło Rzeszowa. Zmarł na raka w wieku 25 lat.

Jako student KUL-u zorganizował grupę studentów odwiedzających pacjentów w dziecięcym szpitalu. Sam opiekował się biednymi i uzależnionymi. Organizował dla nich pomoc charytatywną. Przychodził do swoich profesorów i mówił:

„proszę przejrzeć swoją szafę z ubraniami i te, których ksiądz od roku nie używa, proszę mi dać, bym mógł przekazać je potrzebującym”.

W jednym z listów do rodziców, które pisał z Lublina, stwierdził, że jego celem jest „być człowiekiem dającym z siebie maksimum”. Wiele pisał. Jego listy są świadectwem jego wiary.

Odwiedzając dzieci w klinice na oddziale ortopedycznym, umilał im czas zabawą. Organizował spotkania z okazji św. Mikołaja i starał się przynosić drobne upominki. Tak argumentował wizyty w szpitalu:

„Właśnie szpital, nie klasztor i nie kościół, jest miejscem, gdzie jest «najwięcej» Chrystusa. Dlatego tak bardzo mnie tu ciągnęło i nadal ciągnie”. To była jego Mojżeszowa „ziemia święta”. To było jego powołanie.

Pisał: „Życie ma sens tylko, gdy oddaje się je w całości Bogu i ludziom. Życie jest piękne! Gdzie urok w egzystencji egoisty?” – pytał. I dodawał: „Jestem teraz zakochany w życiu, ale wierzcie mi, gotów jestem je pozostawić i iść dalej do Tego, który na mnie czeka, by «być dzieckiem w ramionach Boga»”

W 1990 r. zachorował na nowotwór płuc. Podjął intensywne leczenie, równocześnie zgadzając się z wolą Bożą. W jednym z nich swoje cierpienie nazywał „kapitałem” w kontekście wieczności. Odkrył kolejną misję – powołanie do Apostolstwa Chorych. Pierwszy warunek przynależności do Apostolstwa brzmi:

„Przyjmować cierpienie zgodnie z wolą Bożą”.

Nie rezygnował z leczenia. Z Ewą zawarł w szpitalnej kaplicy sakrament małżeństwa. W małżeństwie przeżyli 9 miesięcy. Kilka godzin przed śmiercią, która nastąpiła 1 czerwca 1991 r., napisał:

„Niektórzy ludzie myślą, że jeżeli dotknęło ich cierpienie, to doświadczają od razu niesprawiedliwości. Brak, tak często, głębszego spojrzenia w ten wspaniały dar Miłosierdzia Chrystusa, pozwalającego iść trudną, ale przecież zbawienną drogą krzyżową – po Jego śladach. Szkoda, że nie chcemy być świętymi.”

Siostry i bracia, Drodzy Chorzy

Historia wiary i kryzysów Mojżesza i Izraelitów powtarza się w naszym pokoleniu. Wiara osób chorych doświadczona w tyglu licznych prób i cierpień, pomaga w wierze innych. Dziękuję za Wasze ciche i ukryte świadectwo.

Odkrywając powołanie – w różnych stanach i momentach życia – możemy jak Krawczyk być człowiekiem zakochanym w życiu i żyć „na maksa”.

Autorzy tekstów, Bartoszek Wojciech, Polecane, Nasze propozycje

nd pn wt śr cz pt sb

23

24

25

26

27

28

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

Dzisiaj: 31.03.2025