Jedność z Jezusem

Homilia ks. Wojciecha Bartoszka wygłoszona w niedzielę, 30 marca br., w Bazylice Krzyża Świętego w Warszawie w ramach Rekolekcji radiowych dla chorych.

zdjęcie: www.freechristimages.org

2025-03-29

Drodzy chorzy, osłabieni wiekiem, Siostry i bracia, obecni w bazylice i łączący się z nami dzięki transmisji ra­diowej.

W chorobie trudno modlić się, skupić. Myśli biegną w różne strony, naj­częściej w to, co aktualnie przeżywamy. Rodzi się w nas pustka, bezradność, strapienie. Nieraz próbujemy się modlić, ale nie wychodzi, zapominamy słów, także tych najprostszych. Nie potrafimy się spotkać z Bogiem. Jak to zmienić?

Pewna propozycja modlitwy – prosta w swojej metodzie – może pomóc. Nazywana jest od jednego z paryskich kościołów – Saint Sulpice – sulpicjańską. Duchowość ta – rozwijająca się w siedemnastowiecznym złotym wieku duchowości francuskiej – została zaszczepiona na teren Polski dzięki Misjonarzom św. Wincentego à Paolo. Przybyli oni do Polski, do tutejszego kościoła w Warszawie, jeszcze za życia swojego założyciela.

Medytacja posiada trzy określone w słowach części: Pan Jezus przed oczyma, Pan Jezus w sercu i Pan Jezus w dłoniach.

Zmienił się kontekst życia, pozostaje duchowość. Jest ona stała. We współczesnej medycynie podkreśla się holistyczne, czyli całościowe podejście do pacjenta, z uwzględnieniem wszystkich jego sfer, nie tylko fizycznej, ale także psychicznej i duchowej. Pomoc w tych ostatnich może skutkować zdrowieniem ciała. Spróbujmy zatem dzisiaj – w drugim dniu rekolekcji dla chorych – pójść śladami synów duchowych św. Wincentego à Paolo.

Pan Jezus przed oczyma – to pierwszy etap

Dosłownie Jezus przed oczy faryzeuszów, uczonych w Piśmie i nasze kładzie przykład z dzisiejszej przypowieści. Jest ona nazywana ewangelią w Ewangelii. Nasze życie staje się odbiciem zwierciadła Słowa Bożego; podobnie jak syna marnotrawnego, rozciąga się między dwoma wydarzeniami – odejściem i przyjściem (może lepiej powiedziane), między odejściami i powrotami. Dwóch malarzy ukazało te skrajne momenty: austriacki Paweł Troger namalował Odejście syna marnotrawnego i holenderski Rembrandt van Rijn Powrót syna marnotrawnego.

Nasze myśli rzeczywiście biegną w stronę odejść. Wielu rodziców, dziadków skarży się na odejścia dzieci i wnuków od Boga i z Kościoła. Całe społeczeństwa odchodzą. Jednak to nie syn marnotrawny, ani jego brat, są w centrum dzisiejszej przypowieści. Jest nim ojciec. To on przez św. Łukasza – malarza (jak go niektórzy określają) szczególnie uwidoczniony jest w przypowieści. Przykładając metodę malarską światłocienia na Łukaszową przypowieść, widzimy, że ewangelista oświetla najmocniej ojca. Jest on obrazem Boga Ojca. Jego postać jest kluczowa. Trudno odnaleźć siebie, trudno zrozumieć odejścia i powroty, bez zrozumienia Jego osoby. To Jego w pierwszej kolejności Jezus daje nam przed oczy.

W jaki sposób to czyni? Bóg otwiera dłonie – dosłownie – na wszystkich. Kocha niezależnie od tego, czy inni Go kochają. Dzisiejsza ewangelia ma znamienny wstęp: „przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać”. Wszyscy! Trudno było to zrozumieć uczonym w Piśmie. Trudno jest – przyznajmy – uczynić to i nam. W przypowieści Pan Jezus wyjaśnia tę postawę, ukazując, co nam jest drogie – relacje. Przez nie wyrażamy miłość. Zrywając je, popełniamy grzechy. Najpierw ukazuje relacje ojca do dwóch synów, później dzieci do ojca.

Relację ojca do młodszego syna cechuje wielka pokora. „Podzielił majątek między nich” – słyszymy o ojcu. Młodszemu, na jego żądanie, dał połowę ma­jątku. Jemu de facto nie należało nic. Wszystko bowiem w jego i w naszym życiu było i jest łaską. Każda minuta. Odkąd jesteśmy zrodzeni przez Boga w Jego Sercu, od chwili poczęcia, powołania, jesteśmy chciani przez Niego. Wszystko, kim jesteśmy, co posiadamy, jest Jego darem!

Dzisiaj ukazuje się Boga i Kościół odbierających wolność. Analizując postawę ojca z przypowieści, widzimy zupełnie coś odwrotnego. Bóg daje siebie. Tłumacząc dosłownie tekst ewangeliczny, moglibyśmy oddać myśl św. Łukasza w następujący sposób: ojciec podzielił między synów bios, dosłownie – nie tyle majątek – ale życie. Bóg daje nam swoje życie i pragnie je z nami dzielić, wiecznie. Antypodami idei miłości – daru jest idea roszczeniowości: „Panie Boże spraw proszę…” – domagamy się. Przerzucamy ją nieraz na innych. Jest ona widoczna także w postawie starszego syna, również – nie z winy ojca – nieczującego się obdarowanym. Czuje się on najemnikiem ojca. A ojciec? Bóg? Kocha jednego i drugiego. Wobec drugiego także zachowuje wielką pokorę: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy” – to jego odpowiedź na gniew, zazdrość i roszczeniowość.

Istnieje wiele żywych obrazów pokornej i ukrytej miłości Boga. To już nie malarze, nie Rembrandt. Żywym obrazem miłości Boga staje się nieraz łóżko chorego, jego wózek inwalidzki. Jak krzyż objęte są czasami przez chorego z wielką miłością. Dokładnie taki obraz zachowałem w sercu, widząc starszą cierpiącą kobietę. Miała widoczne drgawki na ciele. Przychodziła na parafialny dzień chorego w Katowicach, wtulała się w wielki krzyż misyjny stojący przed kościołem. Gdy wtulona w krzyż trwała w uścisku, drgawki ustępowały. Następnie wchodziła do kościoła. Przyjęcie powołania do Apostolstwa Chorych, o czym była mowa tydzień temu, staje się wielkim znakiem miłości Bożej.

Także kapelan szpitalny może stać się obrazem ojca z przypowieści. Ojciec codziennie wychodzi przed dom, oczekuje powrotu dziecka, słucha go, pokornie pogubionemu i poranionemu tłumaczy. Nieraz kapelan w sali szpitalnej słyszy: „jeszcze nie teraz, później”, a zdarza się i: „proszę wyjść!”. Po dziesiątym jednak wejściu na salę chorych, jeden z nich otwiera się na dar spotkania. I zanim zaowocuje ono najcenniejszym darem – przyjęciem sakramentów świętych, opowiada o życiu, o cierpieniu, o swoim buncie, gniewie na Boga, na Kościół, na innych, opowiada o swoim zwątpieniu. Kapelan będąc zaledwie „cieniem Ojca”, Jego odbiciem, cierpliwie słuchając rozmówcę – zdarza się – że otwiera go na Najważniejszego. I przynosi pokój.

Pan Jezus w sercu – drugi etap medytacji sulpicjańskiej

Najważniejszy. Trudna sytuacja życia, ubóstwo, świadomość grzechu, zerwanych relacji mogą w człowieku zrodzić refleksję. Gdy jesteśmy w szpitalu, w hospicjum słyszymy niepomyślne diagnozy, zaczynamy pytać o to, co jest najważniejsze. Czasami cierpienie staje się błogosławieństwem w tym sensie, że zapoczątkowuje powrót do najważniejszej relacji – do Boga – pisze ks. Krzysztof Wons w kwietniowym miesięczniku „Apostolstwo Chorych”. O oczyszczającym duchowo wymiarze cierpienia wielokrotnie mówił św. Jan Paweł II.

W dzisiejszej przypowieści czytamy, iż młodszy syn w stanie największego pogubienia, ubóstwa i głodu „zastanowił się”. Dosłownie tłumacząc z greki ten zwrot możemy oddać go w słowach: „przyszedł do siebie”, „zastanowił się”, „powrócił do swojego serca”. Od serca odszedł, zrywając relacje z najbliższymi, w pewnym sensie – także ze sobą. Życie powierzchowne, bez zastanowienia, od rozrywki do rozrywki, prędzej czy później rozbija wewnętrznie człowieka.

„Powrót do serca” był przełomowy dla syna marnotrawnego. Zadecydował o jego powrocie. I chociaż – używając katechizmowej terminologii – wzbudził jedynie żal niedoskonały: nie ze względu na miłość do Boga, ale na swój dyskomfort, wystarczyło to ojcu przyjąć go do serca. Spotkanie dwóch serc, Boskiego i grzesznika, uratowało drugiego. Wprowadziło na ucztę – znak jedności, wspólnoty i świętowania.

Dzięki wyznaniu grzechów w sakramencie spowiedzi powracamy do Serca Bożego. W przypowieści widzimy ukryte pozostałe warunki dobrej spowiedzi: jeszcze w dalekich stronach syn marnotrawny robi rachunek sumienia, wzbudza żal, podejmuje decyzję o powrocie i przygotowuje wyznanie grzechów a nawet formułuje pokutę

„Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z najemników”.

Swój grzech odnosi nie tylko do ojca, ale i do Nieba, czyli do Boga. Wie bowiem, że to Bóg dał mu życie przez ojca. Popełniając grzech przywłaszczył sobie ten dar.

Założyciel polskiego Apostolstwa Chorych, ks. Michał Rękas, często zachęcał chorych, aby nie odkładali wyznania grzechu na ostatni czas. Co prawda sakrament namaszczenia gładzi grzechy w stanie nieświadomości chorego, jednak zwykłą drogą pojednania jest wyznanie grzechów w sakramencie spowiedzi. Pojednanie z Bogiem i z ludźmi jest źródłem uzdrowienia wewnętrznego, co pokazuje wyraźnie św. Łukasz, lekarz. Pojednanie to pomaga także chorym w terminalnym stanie przejść do Wieczności. Jego ważnym dopełnieniem staje się Komunia święta. Przeżywał to chory na białaczkę Carlo Acutis, który za miesiąc zostanie wyniesiony na ołtarze. Gdy chory nie potrafi przyjąć Komunii świętej, wartość duchową ma również msza święta odprawiona przy jego łóżku.

Na słowa antyfony na Komunię świętą: „Sługo dobry wejdź do radości Twego Pana” siostra Konstancja, Misjonarka Miłości, odeszła do Wieczności. Kapłan, pozostałe siostry otaczając łóżko chorej podczas mszy, przyjęli Komunię pod znakiem chleba, siostra zjednoczyła się z Bogiem, w sercu – właśnie w tym momencie – już w Wieczności. Uczta eucharystyczna wprowadziła ją w ucztę niebieską.

Modlitwa sercem to wewnętrzny akt trwający nieraz krótko. Wyraża on z całą intensywnością duchowe zbliżenie do Chrystusa. Wystarczy nieraz wypowiedzieć sercem jedno imię: Jezus, akt strzelisty: Jezu, ufam Tobie. Żyjący duchowością Apostolstwa Chorych ks. Jan dzielił się swoim prywatnym nabożeństwem eucharystycznym. W teksty mszalne wplatał osobistą, wypowiadaną w duchu modlitwę św. Siostry Faustyny. W czasie Przeistoczenia, gdy podnosił Ciało Pańskie i Krew modlił się: „Ojcze Niebieski ofiaruję Ci Ciało i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata”. Gdy klękał, modlił się: „Ojcze Niebieski ofiaruję Ci siebie na przebłaganie za grzechy moje i całego świata”. Była to jego osobista droga jednoczenia się z Chrystusem.

Drugi – kluczowy – warunek przynależności do Apostolstwa Chorych mówi właśnie o tej jedności:

„Nieść cierpienie w jedności z Jezusem, który za wszystkich ofiarował się na krzyżu, zmartwychwstał i żyje w Kościele, stale udzielając Ducha Świętego oraz ofiarując się w Eucharystii”.

Założyciel Apostolstwa Chorych, holenderski kapłan, ks. Jakub Willenborg zachęcał chorych:

„Przy ofierze [eucharystycznej] połóżcie swoją chorobę na patenie obok Hostii, a swoje cierpienie włóżcie do kielicha z winem ofiarnym. W konsekracji Jezus przychodzi do ołtarza: zamienia chleb ofiarny w swoje Ciało Ofiarne, a wino ofiarne w swoją Ofiarną Krew: i w tym stanie ofiarnym Jezus ofiaruje siebie Trójcy Świętej, jak poprzednio na krzyżu; ale nie tylko Jego cierpienie i śmierć składane zostają Boskiemu Majestatowi jako ofiara, ale [również] Wasze cierpienie, Wasze chore ciało”.

I trzeci etap medytacji sulpicjańskiej – Pan Jezus w dłoniach

Czyli nasza odpowiedź na miłosierdzie Boga. Jest nią powrót do domu. Marnotrawny syn otrzymuje szaty dziecięctwa Bożego, pierścień dziedzica i sandały. Dzięki nim może bezpiecznie poruszać się po domu. Domem, do którego wracamy jest Serce Boga, jest rodzina, jest Kościół, jest także hospicjum.

Na obrazie Rembrandta widzimy ojca kładącego ręce na klęczącym synu, w znaku błogosławieństwa (po łacinie: benedictio). Bene oznacza „dobrze”, dicere – „mówić”. Bene-dicere znaczy więc „mówić dobrze, dobrze sobie nawzajem życzyć”. Henri Nouwen wkłada w usta ojca słowa:

„Cieszę się, że jesteś w domu. Patrzyłem, jak dorastałeś, i zawsze chciałem, żebyś jako dorosły był blisko przy mnie. Bardzo mi ciebie brakowało i czekałem na ciebie. Jesteś moim umiłowanym, drogim mojemu sercu”.

„Stwórca galaktyk […] szepce o nas w naszym sercu, dobre rzeczy i przynagla, abyśmy powstali i wykorzystali swoją wolność” dla dobra.

Barbara zachorowała w czasie epidemii na Covid. W szpitalu została podłączona do respiratora. Jej stan był ciężki. Ponad tydzień była nieprzytomna. „Gdy zostałam wybudzona – relacjonowała – zobaczyłam pochylonego nad sobą kapłana, ubranego w kombinezon ochronny. Uświadomiłam sobie, że skoro Pan Bóg pozwolił mi się obudzić, to widocznie ma jeszcze dla mnie jakieś zadanie. Niewielu osobom, które były w tak ciężkim stanie jak ja, udało się przeżyć i wyjść ze szpitala.” Jest emerytowaną nauczycielką. Postanowiła, że podejmie dalej korepetycje, by pomóc. „Dziękuję Bogu za to, że pomimo tak ciężkich przejść nadal mogę cieszyć się dziećmi, wnukami, pracą. Staram się być aktywna, nikomu nie odmawiam pomocy, doceniam każdą chwilę” – dzieliła się.

Powrót do domu to ostatecznie powrót do wdzięczności za życie, za każdą jej minutę, za rodzinę, za Kościół, nade wszystko za Boga.

Skonkretyzowana wdzięczność staje się ostatnim warunkiem spowiedzi świętej – zadośćuczynieniem.

Trzy etapy medytacji sulpicjańskiej: Pan Jezus przed oczyma, w sercu i na dłoniach, to nie tylko modlitwa, to całe nasze życie. W nim jest obecny trzeci warunek przynależności do Apostolstwa Chorych, któremu poświęcona będzie przyszłotygodniowa nauka rekolekcyjna.

Autorzy tekstów, Bartoszek Wojciech, Polecane, Nasze propozycje

nd pn wt śr cz pt sb

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

Dzisiaj: 01.04.2025