Ojciec dobry jak chleb

Dziś wspomnienie świętego Brata Alberta Chmielowskiego.

zdjęcie: www.wikipedia.pl

2017-06-17

Coraz bardziej rezygnował z własnych ambicji artystycznych, a zamiast tego zbliżał się do człowieka odartego z ludzkiej godności. Człowieka, który przecież nosi w sobie podobieństwo samego Boga.

Powiedziano o Nim, że to „najpiękniejszy człowiek pokolenia” przełomu wieków. To także jeden z najbardziej fascynujących Świętych Kościoła katolickiego. Człowiek, który spośród wielu wspaniałych możliwości, wybrał drogę najtrudniejszą. Wyzbywszy się własnych ambicji artystycznych, zrezygnował z wszelkich zaszczytów i przywilejów własnego stanu a także z życia rodzinnego, stając się bratem i ojcem ludzi ubogich i opuszczonych.

Student i powstaniec

Adam Hilary Chmielowski herbu Jastrzębiec – późniejszy Brat Albert – przyszedł na świat 20 sierpnia 1845 roku w Igołomii, w ówczesnym powiecie miechowskim, jako najstarsze z czwórki dzieci ziemianina Wojciecha Chmielowskiego i Józefy Borzysławskiej. Bardzo wcześnie stracił rodziców. W 1853 roku zmarł Jego ojciec, a gdy miał zaledwie 14 lat – matka. Wychowaniem i wykształceniem osieroconego rodzeństwa zajęła się rodzina. Adam uczył się w szkole kadetów w Petersburgu, potem w warszawskim Gimnazjum Realnym, zaś w latach 1861-1863 studiował w Instytucie Politechnicznym i Rolniczo-Leśnym w Puławach. To tam zaprzyjaźnił się z malarzem Maksymilianem Gierymskim. Tam też włączył się w działania konspiracyjne i jako 18-latek wziął udział w Powstaniu Styczniowym. Ten etap życia okazał się dla zdrowia Adama tragiczny w skutkach. We wrześniu 1863 roku, w czasie przegranej bitwy pod Melchowem, został ciężko ranny i wzięty do niewoli. Wkrótce okazało się, że nie przeżyje bez amputacji nogi, którą trzeba było przeprowadzić w prymitywnych polowych warunkach i to bez znieczulenia. Kiedy nasiliły się represje
wobec powstańców, z pomocą rodziny udało mu się wydostać z niewoli i schronić w Paryżu, gdzie mógł kontynuować leczenie i otrzymać najlepszą w owym czasie protezę utraconej nogi. Po ogłoszeniu w 1865 roku amnestii, wrócił do Warszawy.

Niepokój serca

Kiedy rozpoczął studia malarskie, mogło się wydawać, że wreszcie zrealizuje młodzieńcze marzenia i rozwinie Swój artystyczny talent. Niestety ciągle jeszcze zależny od opieki Swojej rodziny, pod jej naciskiem musiał je przerwać i wyjechać na studia politechniczne do Gandawy. Ale już po roku rozpoczął naukę w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Zaprzyjaźnił się z wieloma znanymi artystami m.in. Stanisławem Witkiewiczem, Aleksandrem Gierymskim, Józefem Chełmońskim i Leonem Wyczółkowskim. Sam także coraz więcej malował a Swoje dzieła wysyłał do Polski na rozmaite wystawy. Z tego okresu życia pochodzą też pierwsze Jego obrazy o tematyce religijnej m.in. Wizja Świętej Małgorzaty. Kiedy w 1874 roku Adam Chmielowski powrócił do Ojczyzny, kariera artystyczna stała przed Nim otworem. Nadal sporo malował, jednak ani to ani środowisko artystyczne, w którym się obracał, nie dawało Mu radości, jakiej się spodziewał. Choć zawsze był człowiekiem głęboko religijnym, dręczył Go wewnętrzny niepokój, a pytania o sens życia nie dawały Mu spokoju. W końcu postanowił odbyć rekolekcje u Jezuitów w Tarnopolu. Przez
jakiś czas przebywał nawet w nowicjacie w Starej Wsi, lecz w głębi serca wiedział, że nie taką drogę wybrał dla Niego Bóg.

Brat najbiedniejszych

Podczas pobytu u Swego brata Stanisława na Podolu, zachwycił się postacią Świętego Franciszka, związał z ideą tercjarską i prowadził pracę apostolską wśród ludności wiejskiej. Także później, po powrocie do Krakowa w 1884 roku, intuicja – czy może raczej Boża Opatrzność – prowadziła Go po śladach Biedaczyny z Asyżu. Zamieszkał przy ulicy Basztowej 4. W tym okresie powstawał najsłynniejszy obraz Adama Chmielowskiego, Ecce Homo. To nie był zwykły obraz. W pewnym sensie był odbiciem przemian zachodzących w duszy jego twórcy. Pracy nad tym dziełem towarzyszyła gorliwa modlitwa i kontemplacja. W wyłaniającej się spod pędzla postaci i obliczu sponiewieranego Zbawiciela, Adam uczył się odkrywać człowieka – jego ubóstwo, ból, opuszczenie.

Takich ludzi widywał codziennie na ulicach Krakowa; zmagających się z troskami o kęs chleba dla rodziny, bezrobotnych, żebraków a nawet tych, którzy z własnej winy znaleźli się na marginesie społeczeństwa. Uczył się w każdym z nich dostrzegać cierpiącego Chrystusa. To dla tych ludzi sprzedawał odtąd Swoje obrazy. Równocześnie coraz bardziej rezygnował z własnych ambicji artystycznych, a zamiast tego zbliżał się do człowieka odartego fizycznie czy duchowo z ludzkiej godności. Człowieka, który przecież został stworzony na obraz i podobieństwo samego Boga. Paradoksalnie – także w Sobie odkrywał nowego człowieka – bardziej zwróconego do Chrystusa i do Jego najuboższych braci. Odtąd grono Jego przyjaciół stanowili bezdomni z miejskich ogrzewalni, ubodzy i odrzuceni. W jednym z takich miejsc – w ogrzewalni miejskiej mieszczącej się przy ulicy Skawińskiej na Kazimierzu – zamieszkał razem z bezdomnymi, alkoholikami i nędzarzami. Żyjąc z nimi stawał się bratem opuszczonych i ojcem dla tych, z których wielu nigdy nie zaznało ojcowskiej miłości.

Mało kto rozumiał wtedy Jego decyzje, a środowisko artystyczne było przekonane, że malarz zwariował. Tymczasem On nie próbował niczego tłumaczyć. Zakasał rękawy i zaczął organizować przytuliska i domy opieki dla najbiedniejszych. 25 sierpnia 1887 roku Adam Chmielowski za zgodą kardynała Albina Dunajewskiego przywdział szary habit tercjarski i przyjął imię Brata Alberta. Rok później złożył na jego ręce śluby, dając początek nowej rodzinie zakonnej.

Skuteczna pomoc

Założone przez siebie Zgromadzenia: Braci Albertynów w 1888 roku i Sióstr Albertynek (wspólnie z Bernardyną Jabłońską) w 1891 roku oparł na regule Świętego Franciszka z Asyżu. Nowowstępującym do zakonu stale przypominał proste słowa, że w życiu „trzeba być dobrym jak chleb”. Wraz z innymi braćmi przemieniał miejskie ogrzewalnie dla bezdomnych w przytuliska, prowadząc w nich równocześnie działalność apostolską. Obdarowywał chlebem i kierował ludzi prosto w otwarte ramiona Chrystusa. Zakładał domy dla sierot, kalek, starców i ludzi nieuleczalnie chorych. Pomagał bezrobotnym, organizując dla nich pracę.

Zawsze starał się pomagać skutecznie, w sposób, który nie uwłaczałby godności obdarowywanych. Był przeciwnikiem jednorazowych datków, twierdząc, że jest to zwykle tylko doraźny środek, którego głównym celem jest uspokojenie sumienia bogatych, nie zaś przyjście z autentyczną pomocą potrzebującym. Kiedy jednak brakowało środków na dzieła pomocy dla ubogich, nie wahał się kwestować dla dobra tych, których pragnął prowadzić do Boga, przywracając im ludzką godność i stwarzając im godziwe warunki życia. Z czasem Jego dzieło rosło. Powstawały nowe ośrodki m.in. we Lwowie, Tarnowie i Zakopanem.

Kult Chrystusa w ubogich

Służbę na rzecz bezdomnych i ubogich Brat Albert uważał za formę kultu Męki Pańskiej. Coraz mniej czasu przeznaczał na przelewanie Swych artystycznych wizji na płótno, ale – jak ktoś kiedyś trafnie zauważył – stawał się artystą jeszcze pełniej, odnawiając piękno znieważonego oblicza Chrystusa w człowieku z marginesu społecznego.

Nie ustawał w pracy i modlitwie także wtedy, kiedy przyszło Mu się zmierzyć z własnym cierpieniem. Na skutek postępującej choroby nowotworowej żołądka w opinii świętości odszedł do Pana w dzień Bożego Narodzenia 1916 roku, w Krakowie. Miał 71 lat. Ten dobry jak chleb Ojciec ubogich powracał do domu Niebieskiego Ojca w dniu, w którym Boże Dziecię przyszło na świat, by stać się Chlebem dla nas wszystkich.

Prezydent Ignacy Mościcki 10 listopada 1938 roku pośmiertnie nadał Adamowi Chmielowskiemu Wielką Wstęgę Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi w działalności niepodległościowej i na polu pracy społecznej”. 15 września 1967 roku kardynał Karol Wojtyła rozpoczął proces apostolski, a w styczniu 1977 roku papież Paweł VI wydał dekret o heroiczności cnót przyszłego Świętego. 22 czerwca 1983 roku, podczas Mszy Świętej na krakowskich Błoniach papież Jan Paweł II ogłosił Brata Alberta Chmielowskiego błogosławionym, a 12 listopada 1989 roku, podczas kanonizacji w Rzymie – świętym. Relikwie Świętego znajdują się w Sanktuarium Ecce Homo Świętego Brata Alberta w Krakowie, a Jego święto liturgiczne przypada 17 czerwca.

Radykalnie naśladować

Radykalizm Świętego Brata Alberta może zachwycić współczesnych tak, jak Święty Franciszek zachwycał kolejne pokolenia. Czy jednak zwykły człowiek może dziś podążać ich drogami? Ojciec Święty Jan Paweł II w Liście do Zgromadzeń Albertyńskich napisał kiedyś: „Brat Albert nie tylko służył ubogim, ale sam stał się jednym z nich, gdyż oni stali się dla Niego żywą ikoną Chrystusa – Ecce Homo”. Czyż dobry ojciec może kochać swoje dziecko tylko trochę? Nie bądźmy więc minimalistami. My nie mamy być zwykłymi ludźmi, lecz świętymi! Uczmy się naśladować Świętego Brata Alberta w Jego ewangelicznym radykalizmie, odnajdując Chrystusa w naszych braciach, na naszych codziennych drogach.

 

Miesięcznik, Numer archiwalny, Najnowsze, 2013-nr-06, Nasi Orędownicy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024