Kiedy strata odsłania sens
Wzrok i słuch to chyba najważniejsze zmysły, jakimi dysponuje człowiek. Kiedy brakuje jednego z nich, powstaje poważne ograniczenie w kontakcie ze światem, a cóż dopiero, kiedy ktoś traci oba. Historia głuchoniewidomej Krystyny pokazuje jednak, że przy dobrym wsparciu i taka osoba może przeżyć swoje życie godnie i szczęśliwie.
2013-10-01
Jakiś czas temu media obiegła informacja o eutanazji wykonanej przez lekarzy na czterdziestopięcioletnich głuchoniemych bliźniakach mieszkających w Belgii. Mężczyźni od wielu lat mieszkali razem i byli dla siebie umocnieniem w zmaganiu z chorobą i niepełnosprawnością. Kiedy okazało się, że oprócz braku słuchu zaczynają tracić również wzrok, wizja braku kontaktu ze światem i sobą nawzajem była dla nich tak przerażająca, że poprosili o eutanazję. Belgijscy lekarze spełnili ich prośbę, mimo że było to niezgodne z tamtejszym prawem, bo ich schorzenia nie były związane ani z niebezpieczeństwem utraty życia, ani z jakimś szczególnym fizycznym cierpieniem.
Czego zabrakło w belgijskim systemie opieki zdrowotnej? Zabrakło miłości i empatii, którymi należało otoczyć niepełnosprawnych, aby odnaleźli sens życia pomimo ograniczeń, jakie przyniosła im choroba. Jaka szkoda, że w Belgii nie ma Lasek. Pomyślałem tak, kiedy dotarł do mnie list od siostry Lidii Witkowskiej FSK, która podzieliła się ze mną historią głuchoniemej i niewidomej Krystyny...
Ratunek od Matki Bożej
Krystyna Hryszkiewicz urodziła się 25 lutego 1939 roku na Kresach w Oszmianie (obecnie Białoruś). W piętnastym miesiącu życia, po dwukrotnym zapaleniu opon mózgowych, straciła wzrok i słuch. A kiedy miała trzy latka, zmarł na tyfus jej ojciec. Matka po jakimś czasie poślubiła brata ojca, który zaopiekował się rodziną.
W 1946 roku w ramach repatriacji siedmioletnia Krysia przyjechała wraz z matką i ojczymem do Polski i zamieszkała w Szczecinku. Rodzice bardzo ją kochali, otaczali wielką czułością i opieką, ale nie potrafili się z nią dobrze porozumieć. Z wiekiem rosły jej potrzeby, a sama nie umiała wyrazić tego, co przeżywa. Sprawiała przez to coraz większe kłopoty wychowawcze i w geście desperacji rodzice postanowili poszukać pomocy u Matki Bożej.
W tym czasie Polskę obiegła wieść o tym, że w lubelskiej katedrze na obrazie Matki Bożej pojawiły się łzy. Rodzice Krysi ufali, że miejsce to może stać się dla nich wybawieniem i z nadzieją na cud wybrali się na pielgrzymkę. Nie było to proste, bo aby dostać się do Matki Bożej Płaczącej, musieli odbyć daleką podróż. Na miejscu gorąco modlili się i powierzyli dziecko Matce Bożej. W drodze powrotnej z Lublina do Szczecinka mieli przesiadkę w Warszawie i tam „przypadkowo” poznali panią prof. Marię Grzegorzewską, pionierkę pedagogiki specjalnej w Polsce, która zainteresowała się Krysią i obiecała znaleźć dla niej odpowiednią szkołę. Krystyna miała wtedy 11 lat.
Prof. Grzegorzewska przez trzy lata jeździła po Polsce, szukając najlepszego miejsca dla dziewczynki. Ostatecznie wybrała Zakład dla Niewidomych w Laskach, bo tam spotkała się z siostrą Emmanuelą Jezierską, franciszkanką służebnicą krzyża, która miała predyspozycje i chęci, aby osobiście zająć się wychowaniem Krysi.
Pierwsza nauczycielka
Siostra Emmanuela Jezierska przed wstąpieniem do klasztoru w 1939 roku, ukończyła prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Później pełniła różne funkcje administracyjne i wychowawcze w Zgromadzeniu, ale z powodu chorób i cierpień, jakie pozostawił po sobie system represji komunistycznej (m.in. uwięzienie na zamku lubelskim) była zwolniona ze sprawowania poważniejszych funkcji. Zatem od lutego 1953 roku mogła rozpocząć pracę w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach, gdzie powierzono jej edukację głuchoniewidomej Krystyny Hryszkiewicz.
Czwartego dnia pobytu w Laskach siostra Emmanuela pokazała Krysi dużego konia na biegunach. Dziewczynka huśtała się na nim bardzo długo. Wtedy pierwszy raz siostra napisała jej „do ręki” wyraz „koń” i chciała, żeby dziewczynka go powtórzyła. Siostra Emmanuela specjalnie dla Krysi przystosowała oparty na systemie Lorma alfabet „do ręki”. Rozmieściła wszystkie litery na danej części każdego palca, przeczuwając, że w ten sposób nauczy dziewczynkę porozumiewania się z innymi ludźmi.
Krysia szybko zrozumiała, że każda rzecz ma swoją nazwę. Siostra cierpliwie uczyła ją nowych wyrazów. Później rozpoczęła z nią naukę alfabetu Braille'a. Dzięki metodycznej pracy Krysia szybko robiła postępy. Cały alfabet „do ręki” i alfabet Braille'a poznała w dziewięć miesięcy od przybycia do Lasek.
Pionierka surdotyflopedagogiki
Od samego początku Krysia była ciekawa świata. Spotkane osoby i przedmioty starała się poznawać dotykiem, przy pomocy węchu czy nawet językiem. Pod kierunkiem siostry Emmanueli poznała mowę znaków migowych przez nią i dla niej tworzonych. Natomiast dzięki znajomości alfabetu Braille'a mogła też czytać. Odtąd bardzo to polubiła i pytała o wszystko, czego nie rozumiała. Poznane wyrazy powtarzała kilka razy i zapisywała je. Zapamiętywała wszystko, czego się nauczyła. Siostra Emmanuela swoje zajęcia musiała mieć starannie przemyślane i przygotowane. Uczennica z każdym miesiącem coraz bardziej wychodziła ze świata ciszy i pełna ciekawości chciała wciąż coś nowego poznawać. Było to dla siostry nie lada wyzwanie. Z czasem napisała ona kilka artykułów i książkę „Obserwacje nad głuchoniewidomą Krystyną Hryszkiewicz”, która stanowiła dziennik zawierający opis zmagań Krystyny z nowym otoczeniem, poznawaniem świata oraz nauką komunikowania się z najbliższymi.
Siostra swoim pionierskim działaniem w Polsce przyczyniła się do kształtowania zainteresowania społecznego ludźmi głuchoniewidomymi, wskazała na ich możliwości i potencjały rozwojowe. Przekonała osoby pełnosprawne, że można wydobyć głuchoniewidome dziecko z konsekwencji uszkodzeń najważniejszych zmysłów, a przede wszystkim dała nadzieję rodzicom głuchoniewidomych dzieci i pokazała, że można je zrodzić do nowego życia. Przez swoją wieloletnią pracę otworzyła drogę innym tyflo-i surdopedagogom (specjalistom od osób niewidomych i niesłyszących), ukazując, jak należy z takimi dziećmi pracować i co w tej pracy powinno być priorytetem.
Dzisiaj z perspektywy lat niewątpliwie można uznać siostrę Emmanuelę za twórczynię praktyki surdotyflopedagogiki w naszym kraju. Jest ona niepodważalnym autorytetem, którego dorobek budzi podziw i szacunek. Stworzyła niespotykaną dotąd w świecie relację nauczyciel – wychowanek, która zaowocowała drogą z ciemności do światła.
Lekcje mowy i przyrody
Siostra Emmanuela próbowała uczyć Krysię mowy. Podczas specjalnych lekcji dziewczynka „obserwowała ręką”, jak siostra mówi, a potem próbowała powtarzać proste wyrazy. Najpierw nauczyła się mówić: „mama” i „tata”. To była jedna z największych radości dla jej rodziców, kiedy podczas odwiedzin mogli usłyszeć jej mowę. Znaki migowe i alfabet „do ręki” stały się podstawowym łącznikiem między Krysią a otoczeniem. Oprócz nauki dziewczynka miała swój niewielki zagonek, gdzie podpatrywała wzrost roślin. Śledziła jak rosną i rozwijają się pąki na drzewach. Wyhodowała w doniczkach brzoskwinię z pestki i dwa dąbki z żołędzi, które później przesadziła z doniczki do ziemi. Kiedy zebrała pierwsze plony z własnej grządki, zrobiła z siostrą Ludwiką potrawy. Szyła też woreczki na nasiona, ciesząc się na przyszłe zasiewy. Poznawała życie przyrody w różnych okresach roku.
Dalekie podróże
W pierwszym roku swego pobytu w Laskach Krysia odbyła z siostrami dalekie podróże pociągiem: do Szczecinka i do Sobieszewa. Poznała morze, a w nim łapała i oglądała meduzę. Płynęła po Wiśle łodzią i statkiem. W okresie wakacji dokładniej zapoznawała się z życiem na wsi, ze zwierzętami domowymi. Oglądała krowę, która dawała mleko. Krysia robiła potem z niego różne przetwory. Poznała konia, owce i jagnięta, świnię, królika i kury. Ścinała wełnę owczą nożycami. Po powrocie do Lasek zetknęła się z całym bogactwem jesiennych prac w polu, ogrodzie i w dużym gospodarstwie domowym. Razem z innymi pracowała przy kopaniu ziemniaków i zsypywaniu ich do kopca. Pomagała w przygotowywaniu przetworów na zimę z kapusty, ogórków i pomidorów. 20 marca 1957 roku pojechała do Warszawy na spotkanie z ks. Prymasem Stefanem Wyszyńskim, który znał ją z opowiadań siostry Emmanueli, a teraz zapragnął poznać osobiście (to właśnie jej pierwszej pragnął dać do ucałowania figurę Matki Bożej Fatimskiej).
Awantura o nożyczki
W pierwszym okresie pobytu w Laskach Krysia mieszkała w pokoju razem z siostrą Ludwiką. Czasami chwytała różne przedmioty należące do siostry i uważała je za swoje. Pewnego dnia dziewczynka zabrała nożyczki i ukryła je w swoim pudełku w szafie. Kiedy siostra to odkryła, zaczęła się wojna o nożyczki. Mimo że Krysia dostała też swoje własne, nie chciała oddać tych, które należały do kogoś innego. Z krzykiem, rzucając się, podopieczna pokazywała bez końca, że nie chce ich oddać. Po długich próbach perswazji siostry były bardzo zmęczone. Martwiły się, że Krysia wszystko chce zabierać dla siebie i że jeszcze nie rozumie „świętego prawa własności”. Zastanawiały się, jak w przyszłości będzie wyglądała nauka. Jednak dziewczyna nagle zakończyła konflikt dając znak, że krzyczeć już nie będzie. Siostra Emmanuela pogładziła ją po ręce na znak zgody... I tak dziewczyna zaakceptowała znaczenie prawa własności.
Kto posolił morze?
Po trzech latach pobytu w Laskach siostra Emmanuela postanowiła opowiedzieć Krysi o Bogu. Dziewczyna sama już wcześniej zaczęła zastanawiać się nad różnymi zjawiskami i zadawała pytania metafizyczne. Pytała na przykład kto zasiał kaczeńce w wodzie albo kto posolił morze?
Siostra Emmanuela rozpoczęła lekcję od przypomnienia Krysi o tym, że wszystko co istnieje, musi mieć swoją przyczynę. Na tej lekcji używała słów i pojęć, które jej podopieczna doskonale znała, a dotyczyły one różnych zawodów. Dziewczyna odpowiadała z zadowoleniem: – Ja wiem, że szewc robi buty. Ja wiem, że stolarz robi stoły. Siostra rozpoczęła od rzeczy małych i powoli przechodziła do wielkich, takich jak pociąg, statek, okręt. Następnie powiedziała: – Nie wiem, kto zrobił Słońce. Wtedy uczennica zmarszczyła czoło i wpadła w głębokie zamyślenie. Po chwili powiedziała: – Słońce nie jest zrobione. Siostra mówiła dalej: – Ja nie wiem, kto zrobił morze, nie wiem, kto zrobił Ziemię, nie wiem, kto zrobił jeziora i rzeki. Padło dziwne stwierdzenie, które Krysię szczególnie zastanowiło: – Człowiek jest mały... Na końcu tej trudnej lekcji siostra powiedziała do dziewczyny: – Te wszystkie cuda, te ogromy, które tak cię zachwycają, zrobił Bóg.
Czy ty kochasz Boga?
Uczennica niczego więcej się w tym dniu nie dowiedziała. Wyraz „Bóg” był jedynym nowym, nieznanym słowem. Wyraz ten otrzymał swój znak: krzyż uczyniony na sobie oraz ręce wyciągnięte ku górze. Ale uczennica od razu zmieniła ten znak na swój własny: rozłożyła ręce i z lekka poruszała nimi jak ptak skrzydłami, a następnie objęła tymi rozpostartymi ramionami jak najwięcej przestrzeni, jakby dla wyrażenia tego, że Bóg jest nieogarniony. Po przeczytaniu lekcji o Bogu jeszcze chwilę siedziała nieruchomo, w zamyśleniu.
Kilka dni później siostra na lekcji opowiedziała jej całą historię stworzenia świata według Pisma Świętego. Po przeczytaniu tej lekcji Krysia siedziała chwilę w bezruchu. Nie było tak podczas innych, zwykłych lekcji. Zawsze po nich wstawała szybko od stołu, wydając nieraz okrzyki radości, ale zwykle spieszyła się zaraz do innych zajęć. Tego dnia była spokojna i zamyślona. Siostra zadała jej jeszcze jedno ważne pytanie: – Czy ty kochasz Boga? Twarz dziewczyny zmieniła się i przybrała jakiś nieśmiały, nigdy nie spotykany u niej wyraz. – Ja kocham Boga – odpowiedziała równie powoli i spokojnie, jakby z namysłem.
Od tego momentu Krysia zaczęła modlić się do Boga Stwórcy. Każdego wieczoru razem z siostrami klękała do krótkiej modlitwy. Pięknie żegnała się znakiem krzyża tak, jak nauczyła ją w domu mama. Siostra Emmanuela napisała dla niej pierwszą, krótką modlitwę: „Bóg jest. Bóg stworzył Ziemię, Słońce i kwiaty. Ja dziękuję Bogu za Ziemię, Słońce i kwiaty. Bóg daje życie. Ja mam życie. Ja dziękuję Bogu za życie. Bóg jest. Bóg daje rozum. Ja dziękuję Bogu za rozum”.
Pierwsza Komunia Święta
Ważnym momentem w jej życiu była Pierwsza Komunia Święta, którą przeżyła w wieku 26 lat. Przygotowanie do niej rozpoczęło się w Laskach, już nie tylko z siostrą Emmanuelą, ale i z pomocą ks. Tadeusza Fedorowicza. Lekcje rozpoczęły się od oglądania kaplicy, tabernakulum, ołtarza, kielicha, pateny, komunikantów, hostii. Przed uroczystością Krystyna przystąpiła do Sakramentu Pokuty i 7 września 1965 roku w laskowskiej kaplicy Pierwszej Komunii Świętej udzielił jej ks. Tadeusz Fedorowicz. Na tej uroczystości obecni byli jej rodzice.
Krysia była bardzo szczęśliwa. Siostra Emmanuela razem z siostrą Zofią pisały dla niej specjalne modlitewniki. Chciały, aby młoda kobieta zrozumiała jak najlepiej tę najważniejszą prawdę, że Bóg jest miłością, kocha Krystynę i pozwolił jej przyjąć do serca Swego Syna, Jezusa Chrystusa. Odtąd stał się On dla niej kimś bardzo ważnym.
Gdzie jest tata?
W roku 1978 zmarł ojczym Krystyny, Witold. Lękano się, jak jej o tym powiedzieć, bo nie wiadomo było jeszcze, jak zareaguje. W tym czasie mieszkała razem z rodzicami w Szczecinku. Kiedy pytała: – Gdzie jest tata? – mówiono jej, że wyszedł do sklepu i wróci.
Któregoś dnia Krystyna przepisywała z siostrą Ludwiką Ewangelię na niedzielną Mszę i nagle zupełnie niespodziewanie zadała pytanie: – Tata Witold, gdzie jest? Siostra nie wiedziała, co jej powiedzieć, ale postanowiła odkryć przed nią tę tajemnicę. Powiedziała: – Tata nie żyje. A kobieta równie szybko zadała następne pytanie: – Kiedy zmarł? Siostra Ludwika napisała jej „do ręki” dokładną datę śmierci. Krystyna była cicha, skupiona. Przez moment nawet nieruchoma, po czym znowu zapytała: – A gdzie jest pochowany? Siostra powiedziała: – Na cmentarzu w Szczecinku. Kobieta chciała natychmiast iść do taty. Jednak siostra wytłumaczyła jej powoli, że jutro jest niedziela i najpierw pójdzie na Mszę Świętą, a potem pojedzie autobusem na cmentarz, kupi lampki i kwiaty. I tak się stało. Następnego dnia Krystyna była na cmentarzu. Obejrzała dokładnie grób, położyła kwiaty i modliła się. W pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, zaczęła się głośno śmiać. Siostra nie wiedziała, co to ma znaczyć. Po chwili jednak zrozumiała, że to był wyraz radości. Ona wreszcie odnalazła tatę. Cieszyła się, że będzie mogła tu przychodzić i modlić się za niego.
Ostatnie lata
W kolejnych latach Krystyna doświadczała odejść bliskich jej osób. W 1987 roku w wieku 76 lat zmarła jej pierwsza nauczycielka, siostra Emmanuela Jezierska. W dniu 53. urodzin, w 1992 roku dowiedziała się o śmierci mamy, która ostatnie swoje lata spędziła w Domu Opieki Społecznej.
Krystyna przez jakiś czas mieszkała potem w swoim mieszkaniu w Szczecinku, a później przeniosła się do Domu Nadziei dla Niewidomych Kobiet w Żułowie. Tam chodziła na Warsztaty Terapii Zajęciowej i żyła spokojnie do końca swoich dni. Krystyna Hryszkiewicz przeżyła 74 lata. Fakt, że dzięki pomocy wielu ludzi, mimo swoich ograniczeń, potrafiła nawiązać kontakt ze światem, stanowi niezwykłe świadectwo siły i hartu ducha. Na życie można patrzeć w kategoriach straty – brak wzroku, brak słuchu. I my często koncentrujemy się na tym, co jest brakiem. Natomiast prawdziwy świat ducha nie jest światem strat i braków. Krystyna pokazała nam wszystkim, że strata pozwala odnaleźć sens życia, który jest ponad ograniczeniami.
Pożegnanie
Podczas homilii pogrzebowej w Laskach, bp Bronisław Dembowski powiedział m.in.: „Usłyszeliśmy słowa Pisma Świętego: «Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie. Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana. Jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana» (Rz 14, 7-8). Te słowa także odpowiadają życiu i śmierci śp. Krystyny.
Była ona bardzo zdolna. Nie widziała i nie słyszała, a więc porozumiewanie się z innymi ludźmi nie było łatwe. Jej rodzice, jak i później inni ludzie, którzy byli z Krystyną, zwłaszcza siostra Emmanuela, siostra Ludwika i moja siostra – siostra Zofia – wspierali Ją i mogli ze sobą rozmawiać, posługując się znakami rozmieszczonymi na dłoni. Można również powiedzieć o śp. Krystynie, że nie trwożyło się jej serce. Wierzyła w Boga i wierzyła w Jezusa Chrystusa, poszła do miejsca, które przygotował Jezus. Dlatego nie tylko prośmy Boga o zbawienie dla śp. Krystyny, ale jednocześnie dziękujmy Bogu, bo jej życie stało się okazją do tego, żeby wielu ludzi czyniło coś dobrego. Zawsze wokół niej byli ludzie wspierający ją wysiłkiem, a porozumiewanie się z nią nie było łatwe, ale jednak to czynili. Wielu wspierało ją od dzieciństwa, aż do śmierci w Żułowie. Niech Bóg wszystkim zapłaci. Amen”.
Zobacz zawartość całego numeru ►