Ból duszy ma wiele twarzy

Kiedy cierpiący człowiek doświadczy miłości i dobroci drugiego człowieka oraz bliskości Boga, będzie mógł uwierzyć, że jego ból, także ten wewnętrzny, może mieć głęboki sens. Trzeba nam prosić Boga o taką wiarę i taką miłość byśmy byli zdolni z pokorą pochylić się nad człowiekiem cierpiącym, by pokazać mu Twarz kochającego Boga.

zdjęcie: backgrounds.hd

2014-02-24

Z wielką radością przyjęłam  zaproszenie na Międzynarodową konferencję naukową na temat „Wiara i miłość wobec «bólu duszy»".

Byłam zbudowana nie tylko ogromną wiedzą, kompetencją, ale przede wszystkim wiarą prelegentów. Jest prawdą,  że w zetknięciu  człowieka chorego z  lekarzem, pielęgniarką z reguły spotyka się on z ich empatią i zrozumieniem. Jest jednak właśnie owo „coś”, z czym ten chory człowiek pozostaje. To jest właśnie ten „ból duszy”. Lekarz, pielęgniarka czy fizjoterapeuta, wykonają swoje czynności i odchodzą, ponieważ czekają na nich kolejni pacjenci. Taka właściwie jest kolej rzeczy. I dobrze jest, jeśli w czasie wykonywania swojej posługi, znajdą czas i ochotę na rozmowę.

Ktoś z obecnych na konferencji zadał pytanie: „A co to właściwie jest ten „ból duszy”? Wśród odpowiedzi, które padały, jedna brzmiała mniej więcej tak: „To trzeba samemu przeżyć by zrozumieć”.

Rozmyślając na ten temat doszłam do wniosku, że „ból duszy” ma tyle twarzy, ilu jest ludzi.

Z pewnością ma twarz:
- pacjenta, który usłyszał bardzo trudną diagnozę i pozostał z tą wiadomością sam,  bo już nikogo z najbliższych nie obchodzi,
- dziecka pozostawionego na szpitalnym oddziale, o którym po prostu „zapomniano”,
- matki która usłyszała „wyrok”  z ust lekarza, a wie, że w domu czeka mąż  z małymi dziećmi,
- lekarza, który ma świadomość, że już wykorzystał całą swoją wiedzę a pacjent ciągle pokłada w nim całą swoją nadzieję.

I można by tak długo jeszcze wymieniać. Nie można zapomnieć o bólu duszy ludzi w stanach depresji, wykluczenia, kiedy nagle czują wokół siebie totalną pustkę, a czasem jeszcze dodatkowe cierpienie spowodowane poczuciem jakiegoś odsunięcia się Pana Boga. Ci ludzie niejednokrotnie nie oczekują nawet wielkich słów, ale najzwyklejszego „bycia” drugiego człowieka.Często myślimy, że idąc do człowieka będziemy „musieli” go pocieszać, dużo i długo z nim rozmawiać. Czasem może to być potrzebne, ale najpierw trzeba z tym człowiekiem po prostu „być”, by mógł się poczuć bezpiecznie, by odczuł że komuś na nim zależy. Dzięki temu może poczuć, że i Bogu na nim zależy, i że On jest mu w tej chwili bardzo bliski. Kiedy cierpiący człowiek doświadczy miłości i dobroci drugiego człowieka oraz bliskości Boga, będzie mógł uwierzyć, że jego ból, także ten wewnętrzny, może mieć głęboki sens i można go ofiarować w jakiejś intencji. Z pewnością jest to długi proces, ale to zadanie osób, które chciałyby towarzyszyć człowiekowi choremu. Trzeba nam prosić Boga o taką wiarę i taką miłość byśmy byli zdolni z pokorą pochylić się nad człowiekiem cierpiącym, by pokazać mu Twarz kochającego Boga, Który jest nabliżej człowieka wtedy, gdy czuje się on tak, jakby mu się cały świat zawalił.

Twórczość czytelników, Autorzy tekstów, Najnowsze, pozostali Autorzy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 25.11.2024