Nigdzie bardziej nie można dowieść większej siły scalającej rodzinę niż w chwilach najwyższej próby jaką jest doświadczenie ciężkiej choroby.
Udzieliła mi najważniejszej lekcji... W ostatnich dniach życia pozostawiła swoisty testament. Nauczyła nas mówić „Boże, prowadż".
„…Nie urodziłem się bez rąk i nóg dlatego, że Bóg chciał mnie «pokarać». Teraz już to wiem. Zrozumiałem, że moja niepełnosprawność w pewnym sensie mnie «usprawnia», że pomaga mi skuteczniej służyć Bogu w roli mówcy i ewangelizatora…”.
Bardzo ważnym przesłaniem tego miejsca jest to, by dobrze wykorzystać wspólny rodzinny czas, tak by spotkania chorego z najbliższymi były skoncentrowane na jego dobru z jak największym uwzględnieniem jego pragnień, decyzji i oczekiwań.
Wrażliwa, energiczna i niesiona wewnętrzną potrzebą pomagania bliźnim Ema, ulega w pracy poważnemu wypadkowi, którego przykre konsekwencje, skutkujące ogromnym bólem, cierpieniem i niepełnosprawnością odczuwa przez długich 18 lat!
Gdy próbujemy zrozumieć logikę Boskich poczynań wobec nas, gdy posługujemy się tylko rozumem i tylko jemu zawierzamy, to dzieje się tak, że im więcej pytań, tym więcej rodzi się wątpliwości, a mniej wiary.
Coraz rzadziej nas ktoś odwiedza, zaprasza po sąsiedzku na herbatę i na dobre, pocieszające słowo. Zostaje tylko Jezus. Musimy jednak dostrzec w Nim kogoś, kto rozwiązuje nasze problemy, zna nasze frustracje, towarzyszy naszym cierpieniom.
Siostra Wojciecha - boromeuszka z Mikołowa, na co dzień pracuje wśród osób chorych w Zakładzie Opieki Leczniczej w Mikołowie. W nielicznych wolnych chwilach wyznaje swą miłość Boskiemu Oblubieńcowi słowami ułożonych przez siebie bajek.
„(…) Kocham w Thais to, że potrafi dostrzegać wszystkie szczęśliwe chwile. Ma wrodzony dar wychwytywania nawet najmniejszych drobin szczęścia, by cieszyć się nimi pośród nieszczęść…".
Światełko nadziei ujrzały osoby sparaliżowane na skutek choroby, urazu lub wypadku, a to za sprawą zespołu lekarzy z Kliniki Neurochirurgii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.