Testament św. Barnadetty
Jej pełne bólu życie było nieustannym dziękczynieniem.
2014-12-01
Za dni, w których przychodziłaś, Maryjo i za te, w które nie przyszłaś – nie będę Ci się umiała odwdzięczyć, jak tylko w Raju. Ale i za otrzymany policzek, za drwiny, za obelgi, za tych, co mnie mieli za pomyloną, za tych, co mnie posądzali o oszustwo, za tych, co mnie posądzali o robienie interesu, dziękuję Ci, Matko.
Za ortografię, której nie umiałam nigdy, za to, że pamięci nigdy nie miałam, za moją ignorancję i za moją głupotę, dziękuję Ci, Jezu.
Dziękuję Ci Matko ponieważ gdyby było na ziemi dziecko o większej ignorancji i większej głupocie, byłabyś je wybrała.
Za to, że moja mama umarła daleko, za ból, który odczuwałam, kiedy mój ojciec, zamiast uścisnąć swoją małą Bernadettę, nazwał mnie „siostro Mario Bernardo”, dziękuję Ci, Jezu.
Dziękuję Ci za to serce, które mi dałeś, tak delikatne i wrażliwe, a które przepełniłeś goryczą.
Za to, że matka Józefa obwieściła, że się nie nadaję do niczego, dziękuję za sarkazmy matki mistrzyni, jej głos twardy, jej niesprawiedliwości, jej ironię i za chleb upokorzenia, dziękuję.
Dziękuję za to, że byłam tą uprzywilejowaną w wytykaniu mi wad, tak że inne siostry mówiły: „Jak to dobrze, że nie jestem Bernadettą”.
Dziękuję za to, że byłam Bernadettą, której grożono więzieniem, ponieważ widziałam Ciebie Matko. Tą Bernadettą tak nędzną i marną, że widząc ją mówili sobie: „To ta ma być Bernadettą, którą ludzie oglądali jak rzadkie zwierzę?”.
Za to ciało, które mi dałeś, godne politowania, gnijące, za tę chorobę piekącą jak ogień i dym, za moje spróchniałe kości, za pocenie się i gorączkę, za tępe ostre bóle, dziękuję Ci, mój Boże.
I za duszę, którą mi dałeś, za pustynię wewnętrznej oschłości, za Twoje noce i Twoje błyskawice, za Twoje milczenie i Twe pioruny, za wszytko. Za Ciebie – i gdy byłeś obecny i gdy Cię brakowało, dziękuję Ci, Jezu.
Zobacz całą zawartość numeru ►