Droga do Boga
Świadectwo mężnego trwania przy cierpiącym człowieku.
2015-01-28
Na początku pragnę zaznaczyć, że poproszono mnie o napisanie tego świadectwa. Jest ono bardzo osobiste wręcz intymne, ale pragnę się nim podzielić, aby przekazać jak ważne jest trwanie z miłością przy chorym, cierpiącym i umierającym, jak ważne jest przyjęcie woli Bożej, życie nadzieją na cud uzdrowienia, nie zawsze ciała ale na pewno duszy.
Będzie, jak zechce Bóg
W naszym małżeństwie pielęgnowaliśmy modlitwę wspólną. Od paru lat codziennie modliliśmy się razem i temu zobowiązaniu zawsze byliśmy wierni. Po zdiagnozowaniu u męża raka trzonu żołądka poczuliśmy oboje jakby ziemia zapadła się pod nami. Nasza modlitwa osobista, małżeńska i rodzinna stała się jeszcze mocniejsza. Dołączyliśmy niezliczone prośby o modlitwę. Zamawiałam Msze Święte w różnych zakątkach Polski a także w miejscach objawień maryjnych prawie na całym świecie. Lekarze robili swoje, a my swoje. Choroba ujawniła się pod koniec 2012 roku i było to jedno wielkie nasze trwanie na modlitwie. Nasze dzieci i znajomi dołączyli post. Rozpaliła się w nas wiara, wielka miłość oraz nadzieja na cud uzdrowienia. Wierzyliśmy, że dla Boga nie ma nic niemożliwego, zaś nasze cierpienie złączyliśmy z krzyżem Jezusa Chrystusa. Widziałam, jak mąż codziennie odmawiał Różaniec oraz rozważał słowa Pisma Świętego. Mówił: „Będzie tak, jak Bóg zechce, zgadzam się z Jego wolą”.
Drugi brzeg
Mąż miał wielką nadzieję na uzdrowienie z tej choroby i my wszyscy modlący się też ją mieliśmy. Trwałam przy moim mężu w dzień i w nocy, za co bardzo był mi wdzięczny. Nasz dialog małżeński w czasie choroby był owocny. Dużo rozmawialiśmy ze sobą o wielkiej nadziei na uzdrowienie z choroby, a pod koniec tej choroby o śmierci. Mówiłam wtedy: „Budowaliśmy nasze wspólne życie na nauce Jezusa Chrystusa, kochanie zobaczysz to, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało. Spotkasz najpiękniejszą kobietę świata, Maryję, najczulszą Matkę. Będziesz szczęśliwy. Jesteś wierny Jezusowi, a On jest w Tobie. Zanurzałeś się i zanurzasz w Jego miłosierdziu. Nie lękaj się. Twoja choroba, która Cię tak bardzo wyniszczyła jest dla Ciebie czyśćcem”. Mąż słuchał i uśmiechał się. Innym razem mówiłam: „Będę za Tobą tęsknić, nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Czy będziesz mi pomagał?”. Mąż odpowiadał: „Będę pomagał”. Płakałam wtedy bardzo, a mój mąż mówił: „Nie płacz”. Bóg jednak bardzo chciał mieć go po tamtej stronie, wiec kiedy przyszedł ten dzień i ta chwila rozstania ze sobą, powiedział do mnie: „Umieram”.
Zobaczyłam wtedy schodzący promień słońca na jego łóżko, choć ten piątkowy dzień był bardzo pochmurny. Byłam bardzo blisko niego. Razem ze mną czuwały nasze córki. Zapaliłyśmy świecę. Jego umieranie i odchodzenie do Boga było wielką modlitwą rodzinną trwającą trzy godziny. Widziałam jego spokój i szczęście, jego wdzięczność, że jest otoczony modlitwą, w którą także sam się włączał. Miał świadomość dwóch światów. Byłyśmy świadkami Jego spotkania z Kimś nadzwyczajnym, jego wsłuchiwania się i pokory. Wypełniał go pokój do tego stopnia, że zasnął spokojnie, zaś po upływie dłuższej chwili przestał oddychać. Jego serce przestało bić. Moje ostatnie słowa po skończonej modlitwie brzmiały: „Życzę Ci kochanie radości. Bądź szczęśliwy”.
Jego odchodzenie z tego świata pokonało mój osobisty lęk przed śmiercią. Pragnę być przygotowana tak, jak mój mąż na spotkanie z Ojcem Niebieskim, aby moja śmierć była świętą. 20 września obchodzilibyśmy 34. rocznicę ślubu. Gdybym wiedziała, jakie życie czeka mnie z osobą, którą Bóg postawił na mojej drodze, jakich radości i cierpień doświadczę, jeszcze raz wyszłabym za niego za mąż. Kiedy piszę to świadectwo jest 30 września 2014 roku, właśnie dzisiaj została odprawiona ostatnia Msza Święta gregoriańska. Od śmierci męża minęły cztery miesiące. Tak jak obiecał, pomaga mi bardzo, czuję pokój i jego obecność odczuwalną sercem. Tak trudno tęskni się za kimś, kogo się bardzo kocha. Maryjo, spraw, aby był szczęśliwy po tamtej stronie i abym kiedyś mogła się z nim spotkać.
Zobacz całą zawartość numeru ►