Chorzy piszą do nas - kwiecień 2015
2015-05-02
Droga Redakcjo, dziękuję Bogu za wszystko i z pewnością się nie zawiodę. Wiem, że cierpienie fizyczne czy duchowe ma sens wtedy, kiedy człowiek nie stawia Bogu warunków. W każdym położeniu należymy do Niego – warto to zrozumieć. Po każdej burzy zaświeci słońce, a słota i niepogoda też są potrzebne.
Moja śp. mama w cierpieniu totalnym (nowotwór trzustki) umierała przy mnie, w szpitalu, w którym pracowałam przez kilka lat. Jedynym środkiem łagodzącym ból była morfina, którą w ostatnich dniach życia podawano mamie na okrągło. Towarzyszyłam mamie do końca, klęcząc przy jej łóżku. Jestem pewna, że mama czuła moją obecność, chociaż na nic nie reagowała.
Moja choroba i to, co przeżywam jest namacalnym znakiem Bożej Opatrzności w moim życiu, a Maryja jest moją Ukochaną Przyjaciółką. Urodziłam się 27 czerwca (wspomnienie Matki Bożej Nieustającej Pomocy), zaś operowana byłam 8 grudnia (Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny). Te dwie daty są w moim życiu bardzo ważne i wymowne. Wiem i czuję, że Maryja prowadzi mnie przez moje niełatwe życie, jednak pełne dobra, ciepła, bezpieczeństwa i ufnej nadziei.
Nie mogłam nigdy liczyć na pomoc najbliższych. Nie mam o to żalu. Wiem, że rodzice z pewnością mnie kochali, ale ja byłam chora i zanosiło się na to, że długo nie pożyję. Medycyna w latach 60-tych w wielu wypadkach była bezradna. Wielokrotnie byłam hospitalizowana, wielu lekarzom dostarczyłam bogatego materiału do prac naukowych.
Niedostatki materialne również miały wpływ na wiele sytuacji w moim życiu. Tata mój chorował przewlekle (stwardnienie rozsiane i niedowład). Po śmierci mamy opiekowałam się tatą w domu rodzinnym. Tata odszedł do Pana w 1996 roku. Odchodził przy mnie, w godzinie Apelu Jasnogórskiego, a ja wówczas odmawiałam modlitwę brewiarzową.
Proszę gorąco Dobrego Boga, aby zabrał ode mnie negatywne wspomnienia: „Wszystko to oddaję Tobie mój Jezu, ulecz moje serce i duszę z tego, co nie daje mi żadnych dobrych myśli. Każdy nowy dzień – poranek i wieczór – jest Twoim darem. Tobie Jezu za wszystko dziękuję”. Dostatnie życie nie zawsze jest wyznacznikiem szczęścia człowieka, zwłaszcza chorego. Dobroć, życzliwość i miłość otaczających nas ludzi oraz wsparcie kapłanów o wiele bardziej pomagają nam – chorym – przetrwać najtrudniejsze chwile codzienności.
Dzięki modlitwie, „codziennymi gośćmi” w moim domu są kapłani, których objęłam duchową adopcją m.in.: ks. abp Wiktor Skworc oraz o. Sławomir – misjonarz pracujący w Papui Nowej Gwinei. Myślę, że jeżeli będziemy wspólnie modlić się za siebie, Dobry Bóg pomoże nam pokonywać trudne chwile, które przynosi codzienność.
SYLWIA MARIA KOWALA, STAŁA CZYTELNICZKA
Zobacz całą zawartość numeru ►