Pani Ela od spraw trudnych

Pielęgniarka środowiskowo-rodzinna Elżbieta Kurek opowiada o swojej miłości do chorych i o tym, że zawsze można zrobić więcej niż trzeba.

zdjęcie: CANSTOCKPHOTO.PL

2016-06-03

REDAKCJA: – Jest Pani pielęgniarką środowiskowo-rodzinną. Na czym polega Pani praca?

ELŻBIETA KUREK: – Praca pielęgniarki środowiskowo-rodzinnej polega – mówiąc najogólniej – na wykonywaniu zabiegów medycznych i pielęgnacyjnych względem osób chorych. Może się to dokonywać albo w placówce podstawowej opieki zdrowotnej (np. przychodni) albo w domu pacjenta. Zadania pielęgniarki środowiskowo-rodzinnej mogą być różne w zależności od potrzeb zgłaszanych przez osoby chore. Ja od kilku lat pracuję jako pielęgniarka w opiece długoterminowej.

– Co to oznacza w praktyce?

– Mam na stałe przydzielonych pacjentów, głównie geriatrycznych, których odwiedzam cztery razy w tygodniu w ich domach. Wizyta każdorazowo trwa co najmniej półtorej godziny. Moja praca charakteryzuje się tym, że działam głównie w terenie i dzięki bardzo częstemu kontaktowi z chorymi, dobrze znam ich potrzeby i oczekiwania.

– Praca w opiece długoterminowej jest chyba szczególnym rodzajem pielęgniarskiej posługi, bo przez stały kontakt osoby chorej z pielęgniarką, rodzi się między nimi silna więź.

– Tak. Kiedy pielęgniarka środowiskowo-rodzinna przychodzi do chorego kilka razy w tygodniu przez długie miesiące, siłą rzeczy powstaje między nimi wyjątkowa zależność. Pacjent stopniowo nabiera zaufania do pielęgniarki i nieraz zdarza się, że mówi jej o wiele więcej niż swojej rodzinie. To pielęgniarka często staje się dla chorego najbardziej zaufaną osobą i powiernikiem wszystkich tajemnic. Ale z tym oczywiście bywa różnie. Ja mam to szczęście, że z moimi chorymi faktycznie łączą mnie bardzo serdeczne relacje, ale znam przypadki, w których chory nie był w stanie zaakceptować w opiece jakiejkolwiek osoby z zewnątrz. Wówczas pojawiał się problem, bo zabiegi trzeba było wykonać, a pacjent nie pozwalał się dotknąć. Ale to są raczej odosobnione sytuacje.

– W opiece nad chorym w domu współpracuje Pani również z jego rodziną?

– Tak, o ile osoba chora taką rodzinę posiada. Jest wielu chorych, którzy mają zapewnioną opiekę ze strony najbliższych, ale są i tacy, którzy żyją zupełnie samotnie. Rodzina jest nieocenioną pomocą dla pielęgniarki środowiskowej, choć właściwie należałoby powiedzieć odwrotnie, że to pielęgniarka stanowi pomoc dla rodziny w sprawowaniu opieki. Trzeba pamiętać, że rolą pielęgniarki – nawet najbardziej profesjonalnej i empatycznej – nie jest wyręczanie rodziny w opiece nad człowiekiem chorym. Pielęgniarka pełni funkcję jedynie wspomagającą. Istnieją bowiem zabiegi i czynności medyczne, których wykonanie wymaga umiejętności i uprawnień, ale podstawowa opieka względem osoby chorej przebywającej w domu, należy zawsze do rodziny. Podobnie jest z rolą szkoły w wychowaniu dziecka: szkoła wspomaga proces nauczania i wychowania, ale osobami, które wychowują dziecko w wymiarze podstawowym, są zawsze jego rodzice. Ich roli nikt nigdy nie będzie mógł zastąpić.

– Jak zatem wygląda podział obowiązków między Panią a rodziną chorego w sprawowaniu nad nim opieki?

– Jak już powiedziałam, istnieją bardziej i mniej skomplikowane czynności medyczne, które należy wykonać w opiece nad chorym. Do tych bardziej skomplikowanych należą na przykład: robienie zastrzyków, dbanie o czystość stomii lub cewnika, pobieranie krwi, zmiana opatrunków czy pomiar ciśnienia. Natomiast przy takich zabiegach pielęgnacyjnych jak mycie, oklepywanie, przebieranie, zmiana pościeli czy karmienie, rodzina na ogół bardzo dobrze daje sobie radę. Osobiście kieruję się zasadą, aby włączać w opiekę nad chorym jak największą liczbę osób z jego rodziny. To ma nie tylko konsekwencje praktyczne, ale ma również wymiar psychologiczny. Chodzi o to, by każdy członek rodziny miał poczucie, że w sprawowaniu opieki nad chorym coś od niego zależy, że ma na coś wpływ. Nie wyręczam więc rodziny w tym, z czym sama potrafi sobie dobrze poradzić. Oczywiście kiedy zostaję poproszona przez rodzinę o pomoc nawet w tych podstawowych czynnościach pielęgnacyjnych, jak na przykład wymiana pieluchy lub mycie, nigdy tego nie odmawiam. Instruuję, podpowiadam, wspólnie szukamy najlepszych sposobów pomocy choremu, zawsze jednak prowadzę do samodzielności. Powtórzę raz jeszcze: ja tylko wspomagam.

– Co w takim razie z tymi chorymi, którzy – jak Pani powiedziała – często żyją zupełnie samotnie? Jaki jest wówczas zakres Pani opieki sprawowanej wobec nich?

– Wówczas obowiązków w opiece nad chorym mi przybywa. Muszę zadbać o chorego nie tylko medycznie, ale także w wymiarze higieniczno-pielęgnacyjnym. Często również w takich przypadkach – choć to już nie należy do moich obowiązków – dbam, by pacjent miał posprzątany dom i coś ciepłego do zjedzenia. To oczywiście wymaga ode mnie nieco więcej zachodu i zaangażowania, ale nie potrafię patrzeć bezczynnie na czyjąś krzywdę i biedę.

– Wobec tego przywołam w tym miejscu jeszcze inny Pani – również „nadobowiązkowy” – zwyczaj. Otóż zdarza się, że przyprowadza Pani do osoby chorej kapłana z posługą sakramentalną.

– To prawda. Nigdy jednak nie robię tego bez wiedzy chorego lub wbrew jego woli. Wychodząc z taką propozycją, zawsze pytam go o zdanie. Nikogo do niczego nie wolno zmuszać, zwłaszcza osoby chorej. Często jednak wychodzę z taką propozycją, ponieważ przez lata swojej pracy zorientowałam się, że wielu z moich podopiecznych miało potrzebę spotkania i rozmowy z kapłanem, ale zupełnie nie wiedzieli do kogo się z tym zgłosić. Postanowiłam, że spróbuję im pomóc również w tym zakresie. Najczęściej zgłaszam takiego chorego do jego parafii i potem już regularnie odwiedza go kapłan lub szafarz. Kapłani są mi wdzięczni za to, że trzymam rękę na pulsie i tylko czasem się dziwią, jak to możliwe, że nikt wcześniej nie zgłosił tych chorych w kancelarii parafialnej.

– Czego najbardziej Pani potrzebuje do tego, by dobrze wypełniać swoją posługę wobec osób chorych?

– To ważne pytanie, ale niełatwo na nie odpowiedzieć. Myślę, że w mojej pracy jest wiele istotnych kwestii, które mogą zdecydować o tym, czy zostanie ona wykonana w należyty sposób. Na pewno ważna jest współpraca z rodziną chorego, o której już rozmawiałyśmy. Trudno też byłoby mi wykonywać moje zadania bez określonych cech osobowości i charakteru. Praca pielęgniarki środowiskowo-rodzinnej nauczyła mnie na przykład cierpliwości. Z natury nie jestem zbyt cierpliwa, ale tę cechę można w sobie wypracować przez lata. W pracy pomaga mi także to, że staram się niczemu nie dziwić i nikogo nie oceniać. Kiedy na przykład przychodzę do domu chorego, w którym jest strasznie brudno, nie myślę wcale: „Ależ to paskudny, śmierdzący dom. Muszę zrobić co do mnie należy i szybko się stąd wynosić”. Nie, nie ma we mnie takich odruchów i takiego myślenia. Naprawdę. Nawet jeśli dom do którego wchodzę faktycznie nie pachnie zbyt miło i panuje w nim wielki bałagan, wówczas staram się tej sytuacji jakoś zaradzić, a jeśli nie mogę nic poradzić, to przynajmniej mogę nie oceniać. To już jest dużo. Siły do pracy czerpię od moich najbliższych. Mając ich wsparcie, mogę zdziałać naprawdę wiele. Oni zawsze stoją po mojej stronie, motywują mnie do ciężkiej pracy i dają poczucie, że są ze mnie dumni. Bez tego trudno byłoby mi dobrze pracować.

– Wśród chorych jest Pani nazywana „Panią Elą od spraw trudnych”. Cieszy Panią taki zawodowy przydomek?

– No tak, chorzy tak mnie nazywają. Nie wiem skąd to się wzięło, ale podoba mi się to branżowe przezwisko.

– Pani nie wie skąd ono się wzięło, a ja chyba się domyślam. Czy nie przypadkiem stąd, że nigdy nikomu nie odmawia Pani pomocy i robi o wiele więcej niż do Pani należy? Czy nie przypadkiem stąd, że kiedy inni bezradnie rozkładają ręce, Pani znajduje rozwiązanie? Czy nie przypadkiem stąd, że w Pani słowniku nie istnieją słowa: „Nie da się”, „nie mogę”, „nie mam czasu”?

– Być może. Ale ja naprawdę nie myślę o sobie w ten sposób. Miło mi, że inni doceniają, to, co i jak robię, ale staram się jedynie rzetelnie wypełniać swoje obowiązki. To nie jest nic nadzwyczajnego.

– Właściwie to ma Pani rację. Rzetelność, obowiązkowość, dobroć czy współczucie – ten zestaw cech powinien być między ludźmi standardem, a nie luksusem. Ale w tej kwestii chyba wciąż mamy wiele do zrobienia...


Zobacz całą zawartość numeru ►

Z cyklu:, Numer archiwalny, W cztery oczy, Miesięcznik, Cogiel Renata Katarzyna, Autorzy tekstów, 2016-nr-05

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024