Do pięciu razy sztuka
Od czasu tamtej decyzji, zewnętrznych trudności nadal nie brakowało. Jeszcze dwukrotnie nie udało mi się zdać egzaminów na farmację.
2016-09-02
Na wymarzoną farmację udało mi się dostać dopiero za piątym razem. Zawsze brakowało mi dosłownie setnych ułamków do wymaganej punktacji. Wciąż byłam o włos od indeksu. Mimo sceptycznych opinii wielu osób, które chciały mnie zniechęcić do podejmowania kolejnych prób, ja wiedziałam jedno: chcę być farmaceutką i koniec. Od dzieciństwa interesowałam się chemią i tym, w jaki sposób wytwarza się lekarstwa. Było dla mnie oczywiste, że osoby, które się tym zajmują, ratują ludzkie zdrowie i życie. Bardzo pragnęłam do nich dołączyć.
W mojej rodzinie nie ma żadnych farmaceutycznych tradycji, jedynie babcia była pielęgniarką, a więc można powiedzieć, że w jakimś stopniu pracowała „w branży”. W ścisłym sensie nie było jednak nikogo kto przetarłby przede mną ten niełatwy szlak. Wyglądało na to, że będę musiała poradzić sobie zupełnie sama. I wtedy w moim życiu wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
Po drugiej porażce na egzaminach wstępnych, smutna i trochę zniechęcona, dałam się namówić na kilkudniową pielgrzymkę na Jasną Górę. Moje motywacje uczestniczenia w niej nie były religijnie wzniosłe, po prostu chciałam oderwać się choćby na chwilę od przytłaczającej codzienności. Owszem, jestem osobą wierzącą, dla której Pan Bóg był zawsze Kimś ważnym, ale pamiętam, że wtedy, gdy w pewnym sensie czułam się pokonana przez życie, myślenie o Bogu i o sprawach wiary, nie przychodziło mi z łatwością. Postanowiłam jednak, że podczas pielgrzymki będę prosić Boga o zdanie egzaminów. Wtedy byłam jeszcze zbyt pyszna, by powiedzieć Bogu: „Niech będzie tak, jak Ty chcesz”. Za wszelką cenę chciałam osiągnąć swój cel. Moje miało być na wierzchu.
Podczas jednej Mszy świętej moją uwagę zwróciły słowa czytania z księgi Judyty: „Odwagi, niewiasto! Niech się nie lęka twoje serce!” (Jdt 11, 1a). Wtedy poczułam, że one są skierowane
bezpośrednio do mnie i że dotyczą tego, o co na tej pielgrzymce zamierzałam targować się z Bogiem. Niemalże w jednej chwili zrozumiałam, że jeśli będę chciała realizować wyłącznie swój plan na życie, nie zaś plan Boga, czekają mnie ból i rozczarowanie. Upłynęło jeszcze kilka tygodni, ale zdecydowałam w końcu, że sprawę moich studiów i w ogóle przyszłości zawierzę Jemu.
Od czasu tamtej decyzji, zewnętrznych trudności nadal nie brakowało. Jeszcze dwukrotnie nie udało mi się zdać egzaminów na farmację. W uszach i sercu wciąż jednak brzmiały słowa: „Odwagi, niewiasto!”. To nie pozwalało mi się poddać. Dzisiaj jestem studentką III roku upragnionej farmacji. W porównaniu z moimi koleżankami i kolegami, mam kilka lat opóźnienia. Ale jak się okazało, to nie były lata stracone. W tym czasie skończyłam zaocznie psychologię, wyszłam również za mąż. Studiując obecnie farmację, chcę, by nie był to w przyszłości tylko mój zawód czy źródło utrzymania. Chciałabym szczególnie poświęcić się farmacji klinicznej i w ten sposób pomagać chorym ludziom. Jestem przekonana, że bycie farmaceutą, podobnie jak to jest w przypadku innych zawodów medycznych, wiąże się z ogromną odpowiedzialnością i dlatego chcę zrobić wszystko, by jak najlepiej przygotować się do przyszłej pracy. Naprawdę jestem wdzięczna Bogu, że przez lata wychowywał mnie i prowadził po swojemu, choć czasem było to dla mnie trudne do przyjęcia. Staram się i nadal będę się starać, by rzetelnie przygotować się do przyszłej pracy. Chcę, by był to nie tylko mój zawód, ale przede wszystkim życiowa misja niesienia pomocy innym.
Zobacz całą zawartość numeru ►