W obliczu pokusy in vitro
W technikach sztucznej prokreacji ma miejsce nade wszystko wykroczenie przeciw pierwszemu przykazaniu Bożemu, które zakazuje działań próbujących zrównać człowieka z Bogiem.
2016-11-04
In vitro – czym jest?
Pojęcie in vitro jest słusznie w społeczeństwie kojarzone z technikami sztucznej prokreacji. Warto jednak na początku dokonać pewnych rozróżnień. Od technik in vitro, czyli w probówce, należy odróżnić sztuczną inseminację, czyli wprowadzenie w sposób sztuczny do organizmu kobiety męskiego nasienia. Nie jest to zapłodnienie in vitro, gdyż dokonuje się ono w organizmie kobiety. Już w tym miejscu trzeba podkreślić, że choć nie jest to technika dokonująca zapłodnienia w próbówce, to jednak z racji tego, że ma ona charakter sztuczny, nienaturalny, jest ona z punktu widzenia etyki chrześcijańskiej oceniana negatywnie. Jednak jej bardzo wysoka nieskuteczność sprawia, że rzadko jest stosowana i dlatego mniej jest obecna w dyskusji społecznej. Zasadnicze techniki in vitro zawierają kilka charakterystycznych działań: hormonalna stymulacja prowadząca do wytworzenia w organizmie kobiety większej ilości jajeczek, pobranie komórek jajowych, właściwe sztuczne zapłodnienie, właśnie – in vitro, czyli w probówce, przy czym może ono dokonywać się dwojako (albo przez zmieszanie w probówce komórek jajowych z plemnikami, albo poprzez, dziś coraz częstszy, zabieg ICSI, czyli docytoplazmatyczną iniekcję plemnika) i wreszcie przeniesienie (transfer) zarodków do macicy.
Warto zauważyć, że wraz z rozwojem technik biomedycznych wzrasta poziom sztuczności działań: a) przy sztucznej inseminacji – w sposób sztuczny wprowadzano nasienie, ale samo zapłodnienie dokonywało się w środowisku naturalnym, czyli w organizmie kobiety, b) przy zapłodnieniu in vitro przez zmieszanie – choć zapłodnienie to dokonuje się w sztucznym środowisku, to jednak samo połączenie plemnika i komórki jajowej zachowuje cechy naturalności, gdyż dokonuje się samoistnie, c) przy zapłodnieniu z wykorzystaniem zabiegu ICSI poziom sztuczności działań jest najwyższy, gdyż nawet samo połączenie plemnika z jajem dokonuje się z wykorzystaniem technologii. Taka filozofia działań podyktowana jest dążeniem do jak najwyższej skuteczności.
W ocenie etycznej działań nie wystarczy wskazać na ich wysoką skuteczność. To właśnie wokół technik sztucznej prokreacji trwa w społeczeństwie ożywiona debata. Jedni wskazują na ich niezwykłe korzyści, szczególnie dla osób borykających się z problemem niepłodności. Inni wykazują moralną niego dz iwo ś ć technik in vitro. Takie też jest stanowisko Kościoła katolickiego, choć trzeba wyraźnie podkreślić, że sprzeciw wobec in vitro nie jest Kościołowi zarezerwowany.
Dlaczego moralnie dopuszczalne są na przykład przeszczepy, a zakazane – właśnie in vitro?
Takie pytanie stawia wiele osób. Dlaczego moralnie nie budzi zastrzeżeń sporo działań medycznych służących zdrowiu człowieka, które zmniejszają ogrom cierpienia, przedłużają życie, podnoszą jego jakość, pozbawiając na przykład bólu? Przy czym nieraz są to techniki mocno ingerujące w strukturę biologiczną człowieka, jak na przykład różnego typu działania transplantacyjne. Dlaczego małżonkowie doświadczający cierpienia bezpłodności nie mogą korzystać z dobrodziejstw współczesnej medycyny, poddając się technikom sztucznej prokreacji?
Sztuczna prokreacja tym różni się od pozostałych działań medycznych, że nie jest techniką wspierającą życie i zdrowie człowieka, lecz działaniem powołującym do istnienia nowe ludzkie życie. Godność człowieka jest tak wielka, że powstanie nowego życia winno być aktem czysto ludzkim, bez użycia jakiejkolwiek techniki. Poczęcie ludzkiego życia powinno zatem dokonać się w akcie seksualnym realizowanym w małżeństwie, winno być aktem miłości, spełnionym w głęboko osobowy sposób. Zwolennicy in vitro mówią nieraz, że małżonkowie poddając się tej technice czynią to z wielkiej miłości, z pragnienia posiadania dziecka. Tak, to prawda, ale właśnie wielka miłość małżonków domaga się – w kontekście pragnienia posiadania dziecka – podejmowania działań głęboko ludzkich, osobowych, bez zaangażowania techniki. Dziecko winno być owocem miłości, a nie produktem, efektem procesu technologicznego. W technice in vitro ma bowiem miejsce pełne uzależnienie powstania ludzkiego życia od działań technicznych. Technika i technologia winny służyć człowiekowi, a nie panować całkowicie nad nim.
Ktoś zapyta, czy na przykład w technikach reanimacyjnych nie występuje także całkowite panowanie techniki nad ludzkim życiem? Trzeba tu podkreślić, że techniki te wspierają proces ludzkiego życia, a nie decydują o jego zaistnieniu czy też zakończeniu. Owszem, gdyby ktoś wykorzystał technikę do świadomego zakończenia czyjegoś życia, to właśnie wówczas to działanie stałoby się niegodziwe, i zostałoby nazwane eutanazją. Podobieństwo między techniką in vitro, a eutanazją polega na tym, że o ile w pierwszym przypadku medyczna technologia służy powstaniu ludzkiego życia, o tyle w drugiej sytuacji medycyna służy sztucznemu pozbawieniu życia. I dlatego jedno i drugie działanie jest moralnie niegodziwe.
Technika in vitro nie jest faktycznie terapią, leczeniem, lecz działaniem zastępującym naturalny proces prokreacji. Warto zauważyć, że kiedyś mówiono o in vitro jako o technice sztucznej redukcji. A brało się to z faktu, że techniki te wpierw były stosowane w świecie zwierząt. I właśnie ze świata zwierząt zostały przeniesione na człowieka. Dziś miejsca, gdzie dokonuje się sztucznego zapłodnienia, określane są klinikami leczenia niepłodności. Zmiana nazewnictwa wprowadza w błąd co do natury działań podejmowanych przez lekarzy. Warto zauważyć, że we współczesnym społeczeństwie często zmienia się słownictwo, by ukryć naturę działań. Na przykład często nie mówi się o zabijaniu dzieci nienarodzonych, ale o aborcji, a nawet nie o aborcji (która większości ludzi słusznie kojarzy się w sposób negatywny), lecz o terminacji ciąży.
Poczęcie nowego życia techniką in vitro okupione jest bardzo wysoką ceną. Nie tylko ceną leczenia, ale nade wszystko życiem embrionów nadliczbowych, które dla podniesienia skuteczności techniki są powoływane do życia, a które są bądź zamrażane, bądź niszczone. Poza tym w technikę in vitro wkomponowane jest myślenie eugeniczne, wyrażające się w przekonaniu, że tylko genetycznie i biologicznie najlepsze embriony winny być implantowane, czyli przenoszone do organizmu kobiety. Technika in vitro sprawia, że możliwa jest selekcja preimplantacyjna, pozwalająca na dokonanie wyboru „najlepszych” embrionów oraz na uznanie, że wiele „słabszych” nie jest godnych dalszego życia. Czasem w tym miejscu przywołuje się argument, że przecież w naturze zapłodnione jajo też nieraz obumiera. Jednak fakt, że zakończenie życia dokonuje się w sposób naturalny nie oznacza, że człowiek może ten proces imitować w sposób sztuczny. To, że człowiek umiera w sposób naturalny, nie oznacza, że człowieka można pozbawiać życia w sposób sztuczny, przez eutanazję.
Mimo wielu starań medycyny dzieci poczęte techniką in vitro, statystycznie rzecz biorąc (co potwierdziło wiele badań), narażone są bardziej niż dzieci poczęte naturalnie na pojawienie się wad rozwojowych, czy też chorób. W tym miejscu należy z naciskiem podkreślić, że zastosowanie moralnie niegodziwej techniki powołania nowego życia nie oznacza, że to nowe życie ma mniejszą wartość. Dzieci, które poczęły się techniką in vitro mają tę samą godność, co każde inne dziecko. Czasem zarzuca się przeciwnikom tej techniki, że negatywnie oceniając in vitro, stygmatyzują dzieci poczęte w taki sposób. Nie jest to prawda. Warto zauważyć, że współżycie przedmałżeńskie z punktu widzenia etyki chrześcijańskiej jest także uznawane za moralnie niewłaściwe, a ocena ta nie oznacza podważenia godności dziecka, które poczęło się przed ślubem.
Które przykazanie jest łamane?
W żadnym miejscu Pisma Świętego nie ma mowy na temat in vitro. Jest to zrozumiałe, gdyż w czasach biblijnych technika ta nie była ludziom znana. Rodzi się pytanie: przeciw któremu przykazaniu Dekalogu wykraczają działania związane ze sztuczną prokreacją? Niektórzy przywołują w tym miejscu przykazanie piąte: „Nie będziesz zabijał” (Wj 20, 13), broniące wartości ludzkiego życia; pokazują, że skutkiem wdrażania procedur in vitro jest śmierć nadliczbowych embrionów lub ich zamrożenie. To słuszne rozumowanie nie dotyka jednak istoty problemu. Gdyby bowiem odkryto technikę in vitro, która nie sprowadza śmierci dodatkowych embrionów, to także wówczas technika ta z natury rzeczy byłaby zła. Na przykład podczas wspomnianej na początku techniki sztucznej inseminacji nie giną embriony nadliczbowe, a jednak działanie to ma charakter niegodziwy.
W technikach sztucznej prokreacji ma miejsce nade wszystko wykroczenie przeciw pierwszemu przykazaniu Bożemu, które zakazuje działań próbujących zrównać człowieka z Bogiem. Człowiek podejmując techniki in vitro, chce tak jak Pan Bóg decydować o zaistnieniu życiu drugiej istoty ludzkiej. W raju Bóg dał człowiekowi ogród do pielęgnacji (por. Rdz 2, 15) i wezwał ludzi, aby „czynili sobie ziemię poddaną” (Rdz 1, 28). Wezwał do stałego rozwoju, w tym także do rozwoju medycyny. Można powiedzieć, że „prawie” wszystkie drzewa rajskiego ogrodu są symbolem „prawie” wszystkich dziedzin medycyny, które człowiek może i powinien rozwijać. Pozostało jednak jedno drzewo „poznania dobra i zła” (Rdz 2, 17), z którego człowiekowi nie wolno było zrywać. Drzewo to jest symbolem nieprzekraczalnej granicy między stworzeniem a Stwórcą. Próba zerwania owocu z tego drzewa jest próbą podejmowania działań, w których człowiek chce się zrównać z Bogiem. Należą do nich na pewno cztery typy działań: aborcja i eutanazja, czyli działania pozbawiające drugiego życia, a także antykoncepcja oraz właśnie in vitro, działania będące manipulacją u samego początku życia. Żadna z tych czterech czynności (w tym także technika in vitro) nie ma charakteru terapeutycznego. Ich symbolem jest to jedno drzewo, z którego człowiek nie powinien spożywać owocu. Można zatem powiedzieć, że tak jak przesłanie z raju zachęca do szerokiego rozwoju medycyny, „prawie” wszystkich jej dziedzin, tak też pokazuje, że są pewne możliwości medyczne, których człowiek nie powinien ani podejmować ani rozwijać. Do takich współczesnych możliwości medycznych na pewno należą techniki sztucznej prokreacji.
Wykroczenie przeciw temu pierwszemu zakazowi z raju jest także wykroczeniem przeciw prawu naturalnemu. To bowiem w dziele stworzenia Bóg ustanowił ludzką naturę i wskazał na granicę między tą właśnie ludzką naturą a naturą samego Boga. Złamanie tej granicy, próba wtargnięcia w przestrzeń działania Boga jest równocześnie wykroczeniem przeciw pierwszemu przykazaniu Dekalogu. Zaś wykraczanie przeciw prawu naturalnemu, czyli innymi słowy stawianie siebie w miejsce Boga, zawsze obraca się przeciw człowiekowi. Jest to widoczne w losie embrionów nadliczbowych (zabijanych bądź zamrażanych), a także w wynikach badań nad dziećmi poczętymi z probówki, pokazujących wyższe prawdopodobieństwo występowania chorób i różnego rodzaju wad.
Co robić w obliczu bezpłodności?
Bezpłodność w małżeństwie jest wielkim cierpieniem. Kiedy małżonkowie uświadamiają sobie, że ten problem właśnie ich dotyka, bardzo często rodzi się u nich najpierw niedowierzanie, a potem trauma, smutek, czasem bunt. Może niejedna para stawia sobie pytania: dlaczego to nas spotyka, czy to kara za jakieś nasze wykroczenia? Rodzi się smutek, żal, pretensja – czasem kierowana do siebie samego, czasem do współmałżonka (szczególnie wówczas, gdy przyczyna niepłodności leży najprawdopodobniej właśnie po drugiej stronie). Niejednokrotnie rodzi wręcz bunt wobec samego Boga, w którym człowiek próbuje dostrzec przyczynę własnych cierpień.
W obliczu tych wielorakich zmagań rodzi się pytanie o to, co osoba, co para małżeńska, doświadczona bezpłodnością winna czynić. Przede wszystkim człowiek ma prawo korzystać ze wsparcia lekarza i medycyny. Sprzeciw wobec technik sztucznej prokreacji nie oznacza w żaden sposób nakazu ucieczki przed możliwościami współczesnej medycyny. Człowiek może poddawać się badaniom medycznym, może korzystać z porad i konsultacji lekarzy. Może to czynić tak dalece i tak długo, dopóki działania medyczne służą wsparciu procesu prokreacji, a nie zastępują w sposób sztuczny samego aktu poczęcia. Człowiek ma prawo poddać się działaniom wypracowanym przez współczesną naprotechnologię, która stara się na osobę ludzką i jej małżeństwo patrzeć całościowo. Ta nowa dziedzina medycyny zarówno w pojedynczym człowieku, w parze małżeńskiej, a także w samym akcie seksualnym dostrzega wymiar biologiczny, psychiczny oraz duchowy. Naprotechnologia nie zastępuje bowiem aktu seksualnego sztucznymi technikami, zaś problemu bezpłodności nie sprowadza jedynie do zagadnień biologicznych, czy technicznych. Patrzy na zagadnienie szeroko, zachęcając pary małżeńskie do konkretnych działań nie tylko w obszarze biologii, ale także na polu ludzkiej psychiki i duchowości.
Szukając odpowiedzi na pytanie o właściwą postawę małżonków wobec problemu bezpłodności, trzeba powiedzieć wyraźnie, że wspomniana przed chwilą przestrzeń duchowości ma w tym względzie niezwykle istotne znaczenie. Człowiek wierzący odkrywa prawdę, że ostatecznym Dawcą życia jest Bóg, że nowe życie pojawiające się jako owoc miłości małżeńskiej jest przede wszystkim darem samego Boga. Paradoksalnie prawda ta staje się bardziej widoczna w kontekście trudności związanych z poczęciem. W sytuacji bowiem braku takich trudności człowiekowi może się złudnie wydawać, że poczęte w małżeństwie nowe życie jest czymś oczywistym, czymś, co się małżonkom w sposób naturalny należy. Właśnie w sytuacji, gdy dziecko dłuższy czas się nie pojawia, człowiek dostrzega, że nowe życie nie jest czymś, co automatycznie mu się należy.
Wówczas zatem może rozpocząć modlitwę o dar poczęcia. Małżonkowie mogą i mają prawo zanosić do Boga modlitwy w takiej intencji. Przykładem może być tu biblijna Anna ze Starego Testamentu (por. 1 Sm 1, 10n). Wielu małżonków właśnie tak postępuje: modlą się intensywnie, wytrwale, a nawet natarczywie i nachalnie. I mają prawo do takiej modlitwy, zgodnie ze słowami Pana Jezusa: „Proście, a będzie wam dane” (Łk 11, 9). Pan Jezus pozwala nawet na natrętną modlitwę, przywołując przypowieść o człowieku, który uporczywie prosił swojego przyjaciela o pomoc (por. Łk 11, 5-8). Oczywiście, w każdej modlitwie chrześcijańskiej winno znajdować się to, co Pan Jezus zawarł w modlitwie „Ojcze nasz”, której nauczył swoich uczniów: „bądź wola Twoja”, czyli zgoda na to, co Pan Bóg zaplanował wobec człowieka. Sam Jezus modląc się w Ogrójcu przed swoją męką, prosił usilnie o oddalenie kielicha cierpień, których jako człowiek po prostu się bał, jednak równocześnie wypowiadał słowa, w których poddawał się woli Bożej (por. Łk 22, 42).
Wiele par małżeńskich swoje modlitwy zanosi przez wstawiennictwo Matki Bożej z Guadalupe, Patronki poczętych dzieci. W tym względzie mogę osobiście zaświadczyć, że zaproponowana przeze mnie jako kapłana modlitwa przez pośrednictwo Matki Bożej z Guadalupe zaowocowała poczęciem dziecka w życiu pewnej pary małżeńskiej, która przez wiele lat starała się o dziecko i była dłuższy czas pod opieką lekarską.
Bezpłodność przestrzenią dla apostolstwa?
Wielką radość przeżywają małżonkowie, którym po długim czasie starań o dziecko dane jest począć nowe życie. Jednak tajemnicą pozostają wszystkie te sytuacje, gdy radość poczęcia nie jest dana określonym parom małżeńskim. Pozostaje cierpienie i ból. Czasem takie osoby mogą uważać swoje życie za przegrane, a małżeństwo za pozbawione sensu. Niniejszy tekst pojawia się w piśmie „Apostolstwo Chorych”. Można powiedzieć, że całą duchowość Apostolstwa można odnieść także do małżeństw doświadczających cierpienia bezpłodności. Mogą one próbować z pomocą łaski Bożej przyjmować to cierpienie w jedności z krzyżem Jezusa, mogą próbować z Jezusem nieść własny krzyż i ofiarować dotykające ich cierpienia w wielu intencjach, na przykład w intencji rodzin, w intencji dzieci odrzuconych przez rodziców, czy też w intencji dzieci zagrożonych zabiciem w wyniku aborcji.
To czysto duchowe apostolstwo może przybierać konkretne zewnętrzne postawy, które mogą stać się czytelnym świadectwem życia chrześcijańskiego. Warto wskazać tu na dwie postawy. Po pierwsze, chodzi o świadectwo wiary którzy parze cierpiącej na bezpłodność proponują technikę in vitro. W tym kontekście spokojny, ale stanowczy sprzeciw małżonków będzie dla lekarza świadectwem, a zarazem przypomnieniem, że medycyna nie może przejmować działań samego Boga, że człowiek-lekarz nie może stawiać się na równi z Bogiem. Postawa sprzeciwu małżonków wobec propozycji in vitro staje się świadectwem wiary, staje się po prostu apostolstwem.
Po drugie, życie małżonków doświadczających bezpłodności może stać się apostolstwem poprzez ich różnorakie zaangażowanie na rzecz życia, czy wychowania. Może to wyrazić się na przykład poprzez podjęcie się zadania adopcji, czy też bycia rodziną zastępczą. Może Bóg dlatego dopuszcza cierpienie bezpłodności w życiu niektórych par, by stworzyć możliwość życia rodzinnego dla dzieci opuszczonych, czy też odrzuconych. Może na tym polegają tajemnicze plany Opatrzności Bożej. Oczywiście, trzeba w tym miejscu wyraźnie podkreślić, że para małżeńska nie posiadająca dziecka z racji problemów związanych z płodnością nie jest moralnie zobowiązana do podjęcia zadania adopcji. Pragnienie zaangażowania się w adopcję może wypływać tylko z wielkiej potrzeby serca, z wolnej (nie wymuszonej przez nikogo) decyzji. Trzeba tu dodać, że w takiej decyzji zawsze kluczowe winno być dobro dziecka, a nie pragnienie zaspokojenia potrzeby rodzicielstwa czy też własnych ambicji. Kierowanie się własną potrzebą może kryć wątek egoizmu i zapatrzenia się w siebie i może nie służyć dobru dziecka.
Jeśli małżonkowie nie odkrywają w sobie powołania do realizacji zadania adopcji (gdyż na przykład nie czują się na siłach, by sprostać temu wezwaniu), to mogą podejmować apostolstwo w różnoraki inny sposób, służąc życiu i wychowaniu. Jeden przykład warto tutaj podać. Istnieją bezdzietne pary małżeńskie, które o wiele bardziej niż ma to miejsce przeciętnie w rodzinach, angażują się na rzecz własnych chrześniaków, przychodząc z konkretnym wsparciem rodzicom tych dzieci. W kontekście braku dzieci biologicznych, angażują się na rzecz swoich dzieci duchowych. W duchowości chrześcijańskiej chrzest jest duchowym rodzeniem, a ci, którzy są blisko tego wydarzenia są w pewnym sensie duchowymi rodzicami. Święty Paweł za swoje duchowe dzieci uważał tych, których ochrzcił. Podobnie mogą odczuwać rodzice chrzestni. Oczywiście, nie chodzi o to, by zabierali oni chrześniaków ich własnym rodzicom, ani też o to, by wyręczali rodziców w ich istotnych obowiązkach, ale o wsparcie procesu wychowania, szczególnie w wymiarze życia religijnego.
Zobacz całą zawartość numeru ►