Jezus potrzebuje chorych

Biskup pomocniczy archidiecezji katowickiej ks. Marek Szkudło opowiada o pragnieniu bycia wśród ludzi, o doświadczeniu cierpienia i o tym, czego uczy się od ludzi chorych.

zdjęcie: Maria Frąckowiak

2017-07-14

 

REDAKCJA: – To z pewnością wydarzenie bez precedensu, że biskup jedzie z chorymi pociągiem do Lourdes jako zwykły pielgrzym. Skąd taki pomysł?

KSIĄDZ BISKUP MAREK SZKUDŁO: – Pasterz powinien być tam, gdzie jego owce. To jest całkowicie normalne. Odkąd jestem księdzem, mam świadomość, że otwartość na ludzi i bycie z nimi jest czymś bardzo istotnym w kapłańskiej posłudze. Tajemnica owej obecności wypływa zresztą z natury samego Boga, o czym wielokrotnie jest mowa na kartach Pisma świętego. Kiedy Mojżesz, stając przed płonącym krzewem, pyta Boga o Jego imię, Bóg odpowiada: „Jestem”. Kiedy prorocy zapowiadali Mesjasza, mówili o Nim „Emmanuel – Bóg z nami”. Również sam Jezus wiele mówił o obecności. Gdy żegnał się z uczniami przed wniebowstąpieniem, zapewnił ich: „Oto jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). Bardzo chcę, aby i w moim posługiwaniu to zapewnienie o obecności było realizowane. Bym swoim byciem pośród ludzi naśladował Boga, który jest Obecnością. Skoro Pan Jezus podzielił się ze mną swoim kapłaństwem i tak bardzo mnie obdarował, to ja w odpowiedzi na to obdarowanie chcę być dla innych – dawać się ludziom i mieć dla nich czas.

– Obecność Księdza biskupa na pielgrzymce jest z pewnością dużym przeżyciem dla wszystkich jej uczestników, bo przecież nie często mają oni okazję przyglądać się biskupowi z tak bliska, w tych zwykłych, codziennych sytuacjach.

– Dla mnie to również jest ciekawe doświadczenie. Myślę, że często między biskupem i ludźmi istnieje pewien dystans, za który odpowiedzialność ponoszą obie strony. Tutaj, pośród pielgrzymów, ten dystans znika i wszyscy jesteśmy po prostu braćmi i siostrami w wierze. To wspólne bycie na pielgrzymce z biskupem z pewnością pozwala ludziom zobaczyć, że nie jest on kimś nadzwyczajnym i „kimś nie z tego świata”, ale jest grzesznym człowiekiem, który potrzebuje nawrócenia i modlitewnej pomocy. Doświadczam tutaj sympatii i szacunku również ze strony przypadkowo spotkanych pielgrzymów, którzy widząc, że jestem biskupem, podchodzą do mnie spontanicznie, prosząc o błogosławieństwo. Proszę mi wierzyć, że jako biskup potrzebuję obecności ludzi o wiele bardziej niż oni mojej. Muszę i chcę być między nimi, by wiedzieć czym żyją na co dzień, jakie są ich sprawy, problemy i radości. Przekonałem się już wielokrotnie, że wystarczy ludzi słuchać, bo często przez konkretnego człowieka Pan Bóg podpowiada mi, co powinienem powiedzieć komuś innemu, do którego będę posłany następnego dnia. Słyszę również wiele zapewnień o modlitwie, za które przy tej okazji chcę podziękować. Tym, którzy się za mnie modlą, zawsze powtarzam, że przez tę modlitwę w mojej intencji mają oni udział we wszystkim, co jako kapłan czynię: w sprawowanych sakramentach, w głoszeniu Słowa Bożego itd.

– Co Ksiądz biskup najbardziej ceni w Lourdes? Co jest największym skarbem tego miejsca?

– Myślę, że każde miejsce i wydarzenie mają tutaj swój niepowtarzalny klimat i niosą wyjątkowe przesłanie. Jest Cudowna Grota Objawień, są piękne bazyliki, procesje, modlitwy, kąpiele… Ale te wszystkie elementy powinny zawsze prowadzić do tego, co jest najważniejsze: do Eucharystii. Eucharystia jest zanurzeniem się w paschalnym źródle i byłoby bardzo źle, gdybyśmy celebrowali inne pobożne praktyki, a o Eucharystii zapomnieli. Jezus powinien zawsze stać w centrum. Tego uczy nas Maryja, także tutaj w Lourdes. Ona zawsze wskazuje na Jezusa i do Niego prowadzi. Maryja uradowana jest obecnością Jezusa w swoim sercu i dlatego idzie, aby głosić Go nie tylko słowem, ale także czynem.

– Maryja zawsze prowadzi do Jezusa i Jemu również przedstawia – jak wierzymy – wszystkie nasze sprawy. Czy bagaż intencji, który zabrał Ksiądz biskup do Matki Bożej jest ciężki?

– Owszem. Mam ze sobą bagaż wielu ludzkich spraw i próśb. Tych intencji dociera do mnie bardzo dużo i staram się o nich wszystkich stale pamiętać. Mam oczywiście również wiele osobistych intencji, na czele z modlitwami za moją chorą mamę, która od prawie 4 lat jest sparaliżowana po udarze niedokrwiennym mózgu. Z mamą jestem w codziennym kontakcie telefonicznym i przekazuję jej relacje z Lourdes. Ponadto mama śledzi na bieżąco wydarzenia z pielgrzymki przez internet. Choć ma trudności z mówieniem, wszystko rozumie, jest świadoma i pogodna. Na swój sposób potrafimy się porozumiewać i często gdy jej o czymś opowiadam, mama kwituje to zwykle dwoma słowami: „Jezus, Maryja”. To najpiękniejszy komentarz, jaki mogę od niej usłyszeć. Drugą, bardzo ważną dla mnie intencją jest prośba, by w moim posługiwaniu realizowało się moje biskupie zawołanie: „W Tobie Panie zaufałem”. Wciąż proszę Jezusa i jego Matkę, bym nigdy nie stracił wiary i ufności, że Bóg mnie prowadzi.

– Jakie jest doświadczenie Księdza biskupa w kontaktach z osobami chorymi?

– Zanim Pan Bóg w kapłaństwie posłał mnie do ludzi chorych, najpierw sam doświadczyłem cierpienia. We wczesnym dzieciństwie, między 4 a 8 rokiem życia bardzo wiele chorowałem. W tym czasie ponoć dwukrotnie niemal żegnałem się ze światem. Z powodu mojego stanu zdrowia i licznych nieobecności na katechezie, nie mogłem w terminie przystąpić do I Komunii świętej. Musiałem się zmierzyć z tym trudnym doświadczeniem jako dziecko. Po czasie okazało się, że za moje problemy zdrowotne odpowiadały ropne migdały, które odbierały mi odporność i gdy je wycięto, na szczęście wszystko minęło. Potem, w czasach seminarium przez 3 lata byłem infirmarzem czyli osobą odpowiedzialną za izbę chorych. Do moich obowiązków należało wówczas pomaganie lekarzowi. Uczestniczyłem także w tamtym czasie w comiesięcznych spotkaniach z chorymi, grając dla nich na gitarze i spędzając z nimi wolne chwile. Moi dwaj pierwsi proboszczowie byli kapłanami chorymi, więc dzięki kontaktom z nimi również obcowałem z rzeczywistością ludzkiego cierpienia. Kiedy natomiast trafiłem do Jastrzębia-Zdroju jako proboszcz, zostałem poproszony przez uczestników warsztatów terapii zajęciowej, by poprowadzić dla nich spotkania katechetyczne. Ta przygoda z osobami niepełnosprawnymi trwała aż 18 lat. Zawsze im powtarzałem, że są tymi, którzy pozwalają mi chodzić po ziemi a nie bujać w obłokach. Oni zatrzymywali mnie przy sprawach, które są istotne. Bo my czasem w pędzie życia nie zauważamy tego, co ważne. Ci chorzy i niepełnosprawni byli dla mnie prawdziwą rodziną. Tak więc na mojej kapłańskiej drodze chorzy są stale obecni. Ciągle ich spotykałem i nadal spotykam.

– Tak jak teraz, na pielgrzymce do Lourdes…

– Tak. Od samego początku wiedziałem, że to wspólne pielgrzymowanie z chorymi do Lourdes będzie doskonałą okazją, by jeszcze bardziej i bliżej wejść w świat konkretnego cierpiącego człowieka; by go zauważyć i pobyć z nim. Jestem też tutaj po to, by uczyć się od chorych, by zaczerpnąć coś dla siebie..

– Czego zatem osoby chore uczą Księdza biskupa?

– Chorzy uczą mnie tego, żebym umiał w pokorze serca – zwłaszcza w momentach, kiedy myślę, że cały świat wali mi się na głowę – dziękować Bogu i radować się, a nie płakać nad tym, czego mi brakuje. Uczą mnie chodzenia w poczuciu obdarowania. Właśnie to czyniła Maryja – czuła się obdarowana i chciała się tym dzielić. Chorzy, których mam szczęście spotykać, robią miejsce Jezusowi, a to owocuje w ich życiu pokojem serca. Swoją postawą uczą mnie ufności, szlachetności, pokory.

– A jaka jest nauka Księdza Biskupa dla osób chorych? Czym chciałby się Ksiądz biskup z nimi podzielić?

– Chcę powiedzieć każdemu choremu człowiekowi to, co sam odczytuję dzisiaj w Słowie Bożym. Chcę powiedzieć, że najważniejsze nie jest uzdrowienie fizyczne, ale to, że człowiek chory otworzy swoje serce na obecność Jezusa Chrystusa. Naturalnie, każdy chory chce być uzdrowiony i to jest dobre pragnienie, ale trzeba pamiętać, że nie ono jest celem ostatecznym. Najważniejsze jest to, by każdy człowiek, także chory, pozwolił Jezusowi na Jego obecność w swoim życiu, sercu, myśleniu, we wszystkim co go stanowi, nawet w tym – albo zwłaszcza w tym – co wydaje się nieporadne, chore czy niepełnosprawne. Niech chorzy pamiętają, że to Jezus czyni z nich narzędzia swojej obecności, Jezus przez nich chce dalej apostołować. Jezus potrzebuje każdego chorego! Nieraz przecież zdarza się, że wielu ludziom dopiero przy łóżku chorego otwierają się oczy na to, co naprawdę jest w życiu istotne. Na koniec życzę wszystkim osobom chorym, aby tak bardzo kochały Jezusa, że przez swoje cierpienie i ofiarę będą pozwalały Mu docierać do innych, szczególnie do największych grzeszników i tych, którzy utracili nadzieję.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Z cyklu:, Numer archiwalny, Miesięcznik, 2017-nr-07, Cogiel Renata Katarzyna, Autorzy tekstów

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024