Samolubni
Kiedy otrzymujemy jakieś prezenty, profity, przywileje, to łatwo się do nich przyzwyczajamy i nie chcemy ich stracić. Pojawia się tutaj pytanie, czy potrafimy się nimi dzielić. Bo dzielenie się nie polega na oddawaniu komuś nadmiaru tego, co posiadamy, ale na dawaniu tego, czego mamy w sam raz, albo nawet niewiele.
2017-09-06
I Rok czytań
Łk 4,38-44
Dzisiejsza Ewangelia pokazuje, jak Jezus daje nam Siebie, pomaga uzdrawiać chorych i opętanych, a więc ludzi w ogromnej potrzebie. Na pewno oni sami oraz ich bliscy, byli Mu za wszystko ogromnie wdzięczni. Jezus jednak wyruszył dalej. Mieszkańcy Kafarnaum z trudem to przyjęli. Chcieli Go zatrzymać u siebie, nie wiemy czy z chęci przebyania wraz z Nim, czy raczej z poczucia bezpieczeństwa i możliwości dalszego wykorzystania Jego zdolności terapeurtycznych.
Strata. Czym ona tak właściwie jest? Utracili Jezusa, ale tak na prawdę Bóg zawsze jest przy każdym z nas. Może nie potrafili się podzielić?
W każdym z nas rodzi się bunt, gdy istnieje ryzyko utraty czegoś. Może dodatkowe przywileje w pracy? Może kontakt z bliską nam osobą?
Powinniśmy nauczyć się godzenia ze stratą i dzielenia sie kimś, czymś… Bo nigdy nic nie jest nam dane na zawsze. Docenianie posiadanych dóbr jest istotne, ale zdecydowanie ważniejsze i jednocześnie w naszym społeczeństwie ogromnie trudne, jest dostrzeżenie potrzeb innych i wyjście im na przeciw. Może zamiast dwóch pracowników z wysoką premią za wykonaną pracę, to dobry pomysł, ale może trzy lub cztery z mniejszą również? Może tym pomożemy bardziej niż można się spodziewać?
Przyjaciel, z którym można było przegadać całe wieczory, zakochując się też nie będzie miał dla nas tyle czasu, co dotychczas. Nie znaczy to jednak, że jesteśmy dla niego zbędnym balastem. Nie możemy posiąść czyjegoś czasu. Ale wykorzystajmy najowocniej ten, który został nam dany.
Skoro nam tak trudno przychodzi, dzielenie się tak przyziemnymi sprawami, to co dopiero Kananejczykom utrata, w dodatku pozorna, Jezusa? Bycie szczęśliwym to marzenie każdego człowieka. Nie zabierajmy komuś tej mośliwości, przez swój egoizm, bo bardzo łatwo przywłaszczyć sobie kogoś lub coś, co mogłoby pomóc innym…
Jezus nie został tylko w jednym mieście. Nie ograniczył się do przebywania z tymi, którzy przyszli do Niego. On wychodził do ludzi. Przecież w każdym z nas tak na prawdę mieszka Bóg. Wyjdźmy Mu naprzeciw. Nie zamykajmy się tylko we własnym wygodnym świecie. Otworzenie się na innych, pogodzenie z utratą… Czym to jest wobec możliwości nieopisanego i pogłębiającego się nieustannie szcześcia w niebie poprzez przebywanie i poznawanie Boga?