Powoli do celu
Mój rehabilitant przekonywał mnie, że efekty na pewno przyjdą, pod warunkiem, że będę wytrwały i konsekwentny.
2017-09-28
Mając 55 lat, doznałem ciężkiego udaru mózgu. Uszkodzenia były bardzo poważne, ponieważ od chwili udaru, zanim udzielono mi fachowej pomocy i trafiłem do szpitala, minęło sporo czasu. Miałem porażoną prawą stronę ciała, a lewa była praktycznie pozbawiona siły mięśniowej. Nie mogłem o własnych siłach się poruszać, a nawet stanąć na nogach. Czułem się, jakbym był szmacianą lalką – bezwładną i wiotką. Leczono mnie na oddziale neurologicznym. Miałem bardzo dobrą opiekę, wiem, że lekarze i pielęgniarki robili co mogli, by mi pomóc. Oczywiście opiekowali się mną również bliscy. I tak, dzięki wsparciu wielu osób, po długim pobycie w szpitalu, wróciłem do domu. Nie mogłem niestety wrócić do pracy – po prostu nie byłem do niej zdolny. Pracowałem dotąd w zakładzie poligraficznym; moja praca nie była ciężka i wyczerpująca fizycznie, ale wymagała sporej precyzji oraz dokładności. Musiałem zatem pogodzić się z widmem nieuchronnej renty.
Ale czas, który okazał się być dla mnie najważniejszy z punktu widzenia medycznego, rozpoczął się po moim wyjściu ze szpitala. To był czas rehabilitacji. Owszem, ćwiczyłem, będąc jeszcze w szpitalu, ale to był zestaw raczej podstawowych ćwiczeń z rehabilitantem. Prawdziwa walka o powrót do sprawności dopiero mnie czekała. Dzisiaj, patrząc z perspektywy kilku lat, mogę powiedzieć, że gdyby nie mój rehabilitant Marek, prawdopodobnie leżałbym bezwładnie w łóżku lub w najlepszym wypadku jeździł na wózku inwalidzkim. Tymczasem dzięki wytrwałym ćwiczeniom pod okiem fachowca, odzyskałem niemalże stuprocentową sprawność i patrząc na mnie trudno się zorientować, że kiedykolwiek przeszedłem udar i leczyłem się neurologicznie.
Ćwiczyłem 4 razy w tygodniu po 2 godziny. Zestaw ćwiczeń przepisanych przez lekarza był dostosowany do mojego stanu i możliwości. Pan Marek przekonywał mnie, że najważniejsza jest systematyczność i wytrwałość. Dzielnie stał u mego boku, mobilizując mnie do ćwiczeń. Muszę przyznać, że często brakowało mi cierpliwości i silnej woli. Nieraz chciałem się poddać, bo nie widziałem znaczących efektów ćwiczeń. Mój rehabilitant przekonywał mnie, że efekty na pewno przyjdą, pod warunkiem, że będę wytrwały i konsekwentny. Ale mnie naprawdę było trudno w to uwierzyć. Na szczęście pan Marek był cierpliwy i zawsze bardzo profesjonalny. Żadnej taryfy ulgowej, żadnego litowania się nade mną. Po prostu ciężka praca i fachowe wsparcie połączone z wielką życzliwością.
No i faktycznie – efekty w końcu zaczęły być widoczne. Regularnie odzyskiwałem sprawność i na nowo uczyłem się samodzielności. Dosłownie i w przenośni stawiałem kolejne kroki na drodze do celu. To bardzo budujące uczucie, kiedy człowiek znów ma wpływ na to, co dzieje się z jego ciałem. W kwestii rehabilitacji zaufałem panu Markowi i nie zawiodłem się. Ale sprawę swojego leczenia od początku powierzyłem także Panu Bogu. Chciałem odzyskać samodzielność i prosiłem, by On mi w tym pomógł. I stało się tak, choć z moim zaufaniem bywało różnie, a często kiepsko. W moim przypadku otrzymany dar był znacznie większy niż wiara. Bo gdybym miał otrzymać dar na miarę swojej wiary, do teraz skazany byłbym na brak samodzielności. Dzisiaj myślę, że pan Marek nie trafił do mnie przypadkiem. To był ktoś, kogo po prostu miałem spotkać. Sam nie dałbym rady z niczym. Potrzebowałem nie tylko tej Bożej pomocy, ale również tej ludzkiej i medycznej. Jestem wdzięczny, że tak się wszystko w moim życiu potoczyło.
Zobacz całą zawartość numeru ►