Skarby rodzinne
Moi chorzy rodzice byli dla mnie i moich najbliższych prawdziwymi Skarbami. Patrząc na nich i pielęgnując ich, przekonałam się, że również w fizycznej kruchości można być oparciem dla innych.
2018-06-04
Przez blisko 11 lat opiekowałam się moimi chorymi rodzicami – najpierw mamą, która leżała w domu 6 lat, później tatą, który chociaż nie był leżący, również wymagał stałej pomocy i pielęgnacji. Kiedy wspominam ten czas, myślę w pierwszej kolejności o trudnościach, które musieliśmy wspólnie pokonać. Było ich naprawdę wiele. Począwszy od częstych pobytów w szpitalu, żmudnej rehabilitacji i leczeniu odleżyn, a skończywszy na specjalnej diecie i ciągłych wizytach w Narodowym Funduszu Zdrowia w sprawie refundacji rozmaitych zabiegów i środków medycznych. Bywały chwile zwątpienia, fizycznego wyczerpania i kłopotów finansowych. Zdarzało się, że spałam kilka godzin w tygodniu i słaniałam się na nogach. Ponadto przez lata nie mogłam sobie pozwolić na urlop albo jakąkolwiek inną formę dłuższego wypoczynku. Odbiło się to w końcu na moim zdrowiu i zaczęłam mieć poważne kłopoty z kręgosłupem. Wtedy było jeszcze trudniej, bo w związku z tym nie zawsze potrafiłam z należytą starannością opiekować się rodzicami. Tak czy inaczej, jakoś sobie radziliśmy.
Ale mimo tych trudnych doświadczeń przy sprawowaniu opieki, okres ten pamiętam przede wszystkim jako czas błogosławieństwa i pokoju rodzącego się w sercu. Zewnętrznie napotykałam wiele przeszkód, ale wewnętrznie byłam przekonana, że czas ten ma wielką wartość i głęboki sens. Myślę, że to poczucie sensu odczuwałam dzięki moim rodzicom. To oni – paradoksalnie – dawali mi siłę i motywację. Choć fizycznie byli słabi i nieproduktywni, w czasie swojej choroby potrafili stworzyć w naszym domu atmosferę niezwykłej serdeczności i bliskości. Patrząc na nich i na to, w jaki sposób znosili swoją chorobę i fizyczne ograniczenia, zyskiwałam pewność, że to oni dają mi dużo więcej, niż ja im. To oni, być może nawet o tym nie wiedząc, mobilizowali mnie do mężnego stawiania czoła codziennym obowiązkom. To oni pokazali mi czym jest prawdziwa wiara i ufność, gdy nawet w półśnie przesuwali w dłoniach różańcowe paciorki. To oni uczyli mnie, czym jest cierpliwość, gdy mimo bólu i niewygód poddawali się koniecznej rehabilitacji. To oni pokazali mi, na czym polega wdzięczność, gdy nigdy nie zapominali podziękować słowem i uśmiechem za opiekę. To oni przekonali mnie, że nie należy wstydzić się słabości i podeszłego wieku, bo to również część życia, którą trzeba przyjąć.
Moi chorzy rodzice byli dla mnie i moich najbliższych prawdziwymi Skarbami. Niewiele mówiąc, dyskretnie obecni, uczyli życia. To niesamowite, że robili to szczególnie w czasie, gdy ich życie powoli gasło. Patrząc na nich i pielęgnując ich, przekonałam się, że również w fizycznej kruchości można być oparciem dla innych. Dzięki nim moja rodzina zbliżyła się do siebie w trudnym czasie ich choroby. Oni gromadzili rodzinę wokół siebie, ale niczego nie wymuszali. Do dzisiaj nie wiem, jak to możliwe, że w swojej bezradności i zależności od innych, umieli rozsiewać wokół tak wiele ciepła i dobra. Chyba na zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą, dlaczego w życiu bywa tak, że często słabi stają się nauczycielami silnych, bezradni zaradnych, a chorzy zdrowych.
Jestem wdzięczna za te niezliczone lekcje życia, które otrzymałam od moich chorych rodziców. Myślę, że w czasie swojej największej słabości, dali mi najwięcej.
Zobacz całą zawartość numeru ►