Wyzdrowiałem dzięki krwi

Dzielę się moją historią dlatego, by przy tej okazji podziękować wszystkim – nieznanym mi – osobom, od których otrzymałem krew w trakcie leczenia. Ono było możliwe właśnie dlatego, że każda z tych osób kiedyś zdecydowała się oddać swoją krew dla kogoś innego.

zdjęcie: CANSTOCKPHOTO.PL

2018-07-02

Będąc w szkole średniej, wiele cho­rowałem. Na szczęście nie cierpia­łem na żadną poważną chorobę, ale częste infekcje sprawiały, że wciąż byłem osłabiony i miałem niską odpor­ność. Zażywałem wiele leków – głównie antybiotyków – które zamiast pomóc, z czasem niestety jeszcze bardziej nadwą­tliły moje siły. Nie miałem takiej energii, jak moi szkolni koledzy, nie nadążałem za nimi na boisku i szybko się męczyłem. Wśród rówieśników byłem najsłabszy. Było mi bardzo przykro z tego powodu, bo w jakiś sposób ta fizyczna słabość mnie piętnowała. Po szczegółowych badaniach okazało się, że mam anemię.

Początkowo lekarz zalecił dietę bo­gatą w żelazo i kwas foliowy oraz su­plementację witaminy B12. Stosowałem się do lekarskich zaleceń, ale przynosiło to niewielkie efekty. Nadal byłem blady, męczyłem się i mdlałem przy byle okazji. Było to bardzo uciążliwe, bo uniemoż­liwiało mi normalne funkcjonowanie. Lekarz widząc, że mój stan się nie po­prawia, dał mi skierowanie do szpitala. To był moment przełomowy.

Podczas pobytu w szpitalu powtó­rzono badania krwi, które wykazały, że nadal mam anemię. Ponieważ mój stan się pogarszał, a dotychczasowe lecze­nie nie przynosiło pożądanego efektu, zdecydowano o transfuzji krwi. Jak się później okazało, jednorazowe podanie mi krwi (erytrocytów) nie wystarczyło. Anemia po latach zaniedbań i złego le­czenia miała już bowiem postać prze­wlekłą i wymagała kolejnych pobytów w szpitalu. Mój organizm był wycień­czony. Z czasu intensywnego leczenia szpitalnego pamiętam głównie wenflony, kroplówki i bardzo częste kłucia w celu pobrania próbki krwi. Miałem strasznie posiniaczone ręce, na których powsta­wały bolesne rany.

Lekarze tłumaczyli mi, że powinie­nem być cierpliwy, bo leczenie w koń­cu przyniesie efekt. Tak faktycznie się stało. Po około pół roku przyjmowania krwi oraz innych leków, wyniki moich badań znacznie się poprawiły. Poziom czerwonych krwinek w moim organi­zmie stopniowo wzrastał, dzięki czemu odzyskiwałem siły. Nie męczyłem się już tak szybko, a moja skóra nie była chorobliwie blada. W końcu pojawiła się nadzieja, że wrócę do normalnego życia!

Dzielę się moją historią dlatego, by przy tej okazji podziękować wszystkim – nieznanym mi – osobom, od których otrzymałem krew w trakcie leczenia. Ono było możliwe właśnie dlatego, że każda z tych osób kiedyś zdecydowała się oddać swoją krew dla kogoś innego. Wierzę, że to, co robimy bezinteresow­nie dla innych, kiedyś do nas powróci w postaci konkretnego dobra. Krew to bezcenny lek, który wciąż jest potrzeb­ny, dlatego zachęcam do jej oddawania tych, którzy mogą to uczynić. Dziękuję za dar krwi otrzymany od innych. Ona pomogła mi wyzdrowieć.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2018nr06, Z cyklu:, Panorama wiary

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024