Jezus lituje się nad ludźmi
O wielkości uzdrowienia wiedzą tylko ci, którzy chorowali i opiekowali się chorym.
2018-07-10
II rok czytań
Mt 9, 32-37
Nie tylko studia,praktyki i staże, ale i łaska zobaczenia uzdrowień z ciężkich niemocy ukształtowały mnie jako lekarza. Rozważanie Ewangelii Mateusza sprawiło, że właśnie tym chcę się podzielić.
Wiele lat temu - latem - przeżywałam rekolekcje poza miastem w gronie kilkunastu rodzin. Już pierwszego dnia moją uwagę przykuła młoda kobieta ostro pomalowana, w krótkiej jasnej spódnicy i czerwonych botkach do kolan. Towarzyszył jej mały, ciągle krzyczący chłopiec, biegający na czworakach pod stołami. Wzbudzało to we mnie różne uczucia i oceny schowane w tyle głowy.
Nie trzeba było długo czekać, jak Olaf - bo o nim mowa - upadł,podrapał kolano i szukano lekarza.
Tak więc spotkałam się z 5-letnim Olafem, rodzicami i jego starszym bratem. Chłopiec - według relacji rodziców - chorował od urodzenia na hiperinsulinizm leucynowrażliwy. Leczył się w Centrum Zdrowia Dziecka w dużym mieście. Nazwa choroby skomplikowana i trudna do wymówienia nie tylko dla laika. Ciężka choroba trzustki, ze znacznymi spadkami poziomu cukru aż do zaburzeń świadomości, zależnymi m.in od diety i infekcji. Wspomniana mama, tuszująca zmęczenie na twarzy kredką pośpiesznie dobraną, zaangażowana była w pomiary cukru co 4 godziny /także w nocy/, układanie diety, dojazdy na parę dni do Kliniki i ratowanie synka w chwilach załamania zdrowia. Ojciec zarabiał na rodzinę. Starszy syn siłą rzeczy radził sobie jakoś na uboczu.
No cóż, już wiedziałam... Co mogłam? Podmuchać na kolanko i zalać fioletem. Uczyć się od Jezusa, który patrząc na chorych, widział, jak są znękani i obarczeni...
Pod koniec rekolekcji prowadzący Kapłan zaproponował modlitwę o uzdrowienie przed Najświętszym Sakramentem. Formuła była bardzo prosta: kolejno podchodziły do ołtarza rodziny i klęcząc, przez chwilę wypowiadały w sercu swoje prośby. Modliła się też rodzina Olafa. Był to ostatni rekolekcyjny akcent i rozjechaliśmy się do domów. Ja byłam bogatsza o nowych przyjaciół.
Nie minął tydzień, jak Olaf zaczął normalnie jeść, a następnie mama odstawiła leki .Po jakimś czasie rodzice zgłosili się do Proboszcza w małym miasteczku, gdzie mieszkali i wręczyli spisane świadectwo uzdrowienia. Reakcję lekarzy mogę opisać w dwóch słowach: o zgrozo! Jednak my wszyscy mówiliśmy, jak w tej Ewangelii: jeszcze nigdy nic podobnego nie widzieliśmy! Modliliśmy się z radością i uwielbialiśmy Boga.
Dla mnie był to szok. Widziałam Olafa, widziałam cała szafkę sprzętu medycznego w jego domu, wysłuchałam historii. Uzdrowienie fizyczne wyobrażałam sobie, żartobliwie mówiąc, z fanfarami, muzyką i napisami końcowymi jak w filmie. A może uległam złudzeniu? Przecież nie uczestniczyłam w leczeniu chłopca?
Pytań było więcej i radość trwała tylko miesiąc.
Do wcześniejszego leczenia potrzebne były pieniądze. Rodzice zadłużali się w sklepikach na żywność, u znajomych, korzystali też z częstej pomocy sąsiedzkiej. Zaczęły się wątpliwości,wymówki. Uzdrowienie? A może oszustwo? wyłudzanie? wymyślanie dziwnej choroby, żeby zamydlić oczy? Może to zły namieszał? Tato Olafa stracił pracę, mama już dawno jej nie miała. Lekarz z kliniki nawet nie chciał słuchać: może to nie była ta choroba? proszę przyjechać, będziemy syna diagnozować od nowa.
W tej całej sytuacji punktem zwrotnym stał się sam Olaf, mały-dorosły po przejściach. Tak głęboko doświadczył obecności Jezusa, że zaczął gromadzić rodzinę na modlitwie dziękczynnej, którą codziennie sam prowadził. Dla nas wszystkich był świadectwem wiary i życia. Jego mama rozwiała moje wątpliwości, ucząc mnie, że o wielkości uzdrowienia wiedzą tylko ci, którzy chorowali i opiekowali się chorym, nie sypiali i cierpieli umęczeni opieką. Zrozumiałam też, że prawdziwe uzdrowienie jest rewolucją, zmianą sytuacji życiowej z minuty na minutę, której towarzyszą nowe wyzwania.
Wszystko skończyło się dobrze. Wiele osób towarzyszyło tej rodzinie. Po paru latach znowu ich spotkałam. Olaf był zdrowym, normalnym dzieckiem, tato miał stałą pracę, a dzięki okresowej pracy mamy jako opiekunka za granicą rodzina spłaciła długi.Cała rodzina uczestniczyła w życiu miejscowej wspólnoty rodzin.
Wcześniejsze rozważania można znaleźć TUTAJ.