Wiara czyni cuda
W tamtym czasie bardzo wiele osób modliło się za mnie: rodzina, bliżsi i dalsi znajomi, osoby z parafii. Odprawiano w mojej intencji Msze, prosząc o dar zdrowia. Moja mama relacjonowała mi wszystko na bieżąco i opowiadała o tym, jak wiele osób mnie wspiera.
2018-08-01
Nazywam się Ania, mam 29 lat. Moje problemy zdrowotne zaczęły się we wrześniu 2012 roku, co uniemożliwiało mi dalszą pracę w zawodzie fizjoterapeuty. Wówczas na mojej skórze zaczęły pojawiać się duże, czerwone i swędzące plamy, z których sączył się płyn surowiczy. Przez kolejne miesiące w Klinice Dermatologii w Warszawie, bezskutecznie leczono mnie na atopowe zapalenie skóry. Antybiotyki, sterydy oraz cyklosporyna, która dodatkowo osłabiła moją odporność, nie pomagały. Poza tym wyglądałam bardzo nieatrakcyjnie i przez to czułam się w jakiś sposób gorsza od innych. Dopiero w lipcu 2013 roku pobrano mi wycinek ze skóry do badania histopatologicznego, z którego jasno wynikało, że choruję na nowotwór – chłoniaka skóry.
Wiara i wsparcie
Myślałam wtedy, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji – że poleżę najwyżej dwa tygodnie na oddziale onkologicznym, dostanę odpowiednie leki i szybko wyzdrowieję. Jakże złudne było to moje myślenie, gdyż oprócz chłoniaka miałam też sepsę, czyli zakażenie całego organizmu oraz bakterie w płynie mózgowo-rdzeniowym. Niestety nie byłam łatwym pacjentem dla mojego lekarza z Centrum Onkologii w Warszawie, ale on robił, co tylko mógł, aby wyprowadzić mnie na prostą i zacząć leczyć chłoniaka. Niestety w pewnym momencie stan mojego zdrowia był krytyczny, czego nie byłam świadoma, dopiero później się o tym dowiedziałam. Lekarze z oddziału zakaźnego rozkładali ręce i zgodni byli co do tego, że potrzebny jest cud, abym wróciła do zdrowia. Zawsze powtarzałam, że wiara czyni cuda, ale w końcu przyszedł w moim życiu realny moment skonfrontowania się z tym stwierdzeniem. Czy ja naprawdę wierzę w moc Boga, czy wierzę w moc modlitwy? Wierzyłam i nadal wierzę.
W tamtym czasie bardzo wiele osób modliło się za mnie: rodzina, bliżsi i dalsi znajomi, osoby z parafii. Odprawiano w mojej intencji Msze, prosząc o dar zdrowia. Moja mama relacjonowała mi wszystko na bieżąco i opowiadała o tym, jak wiele osób mnie wspiera. I muszę w tym miejscu zaznaczyć, że to od mamy otrzymałam najwięcej otuchy i bezinteresownej miłości. Ona cały czas była przy mnie. Dzisiaj mogę zaświadczyć, że pełna wiary modlitwa przyniosła owoce. Mimo trudnego leczenia i komplikacji stan mojego zdrowia zaczął się poprawiać. Wierzę głęboko, że w moim życiu dokonał się cud uzdrowienia, za który jestem Bogu ogromnie wdzięczna.
Walka
W przebiegu leczenia chłoniaka skóry przyjęłam 19 serii dożylnej chemii. Nie było łatwo. Dokuczał mi ból i świąd skóry. Żyły odmawiały posłuszeństwa i pękały. Sama chemia też nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Czułam się bezsilna i bezradna, nie mogąc znaleźć odpowiedzi na pytanie, kiedy to wszystko się skończy. Dopiero gdy przez ponad rok brałam chemię w tabletkach, doczekałam się remisji.
Szansę na moje całkowite wyleczenie dała decyzja lekarza o przeprowadzeniu przeszczepu szpiku kostnego. W pierwszej kolejności brany był pod uwagę przeszczep rodzinny. Moi rodzice i bracia zostali przebadani pod kontem zgodności tkankowej, niestety tej zgodności nie było. Nie traciliśmy jednak nadziei i nie ustawaliśmy w modlitwie. W grudniu 2015 roku dostałam list z Poltransplantu z informacją, że jestem na liście oczekujących na dawcę niespokrewnionego. Pozostało mi tylko czekać na telefon, że ów dawca się znalazł. Walczyłam o siebie, jak tylko mogłam. Za pośrednictwem Facebooka udostępniałam informacje o sobie, mojej chorobie i o tym, jak niewiele mi brakuje, by dostać szansę na nowe życie. W marcu 2016 roku odbyła się nawet akcja rejestracji potencjalnych dawców szpiku dedykowana mnie i innym potrzebującym. Z pomocą wielu osób, którym bardzo jestem wdzięczna, na czele z Fundacją DKMS zarejestrowało się 445 chętnych, by podzielić się cząstką siebie. Mój stan zdrowia pozwalał na uczestnictwo w tym pięknym przedsięwzięciu. Założyłam też bloga Anulkowe Życie, by za jego pośrednictwem informować o przebiegu leczenia i o tym, co u mnie słychać i jak sobie radzę. Założyłam go, aby pokazać innym, że nowotwór i wszystko co z nim związane to nie wyrok, a człowiek bez włosów to nadal ten sam człowiek i nie można wykluczać go z życia i pozostawiać go samego.
Z nadzieją w przyszłość
Na początku kwietnia 2016 roku otrzymałam informację, że znalazł się dla mnie dawca. Ileż to było radości i szczęścia! Moim dawcą okazała się być 24-letnia kobieta z Polski. Wspaniale! Bardzo dużo o niej wówczas myślałam i myślę dalej. Jest moim bohaterem!
Przeszczep szpiku odbył się 25 maja 2016 roku w Klinice Transplantacji Szpiku w Gliwicach. Dostałam kroplówkę, a w kroplówce 460 ml płynu z komórkami macierzystymi od mojej siostry genetycznej. Nie potrafię opisać słowami, co czułam, kiedy zdrowe komórki macierzyste wędrowały z kroplówki do mojego organizmu. Zrozumiałam, że rodzę się na nowo, że moje plany i marzenia jednak mogą się spełnić. W maju tego roku minęły 2 lata od przeszczepu. Czuję się dobrze, powoli nabieram sił, przede wszystkim cieszę się każdym dniem, jeszcze bardziej doceniam to, co mam i to, co otrzymałam. Onkologiczny świat stał się mi bardzo bliski, ale jest tylko dodatkiem do mnie, nigdy odwrotnie. Aktualnie jestem na tymczasowej rencie zdrowotnej. Czy wrócę do pracy w zawodzie fizjoterapeuty? Tego nie wiadomo, ale staram się z nadzieją patrzeć w przyszłość. Można powiedzieć, że to nagroda za moją cierpliwość, wytrzymałość, determinację i nadzieję. Tej nadziei i determinacji życzę wszystkim, którzy są w podobnej sytuacji. Zawsze trzeba mieć nadzieję i wierzyć, bo wiara czyni cuda.
Zobacz całą zawartość numeru ►