Jesteśmy szczęśliwi
Wiele zawdzięczamy Bogu. To On pomógł nam się spotkać na naszych życiowych ścieżkach.
2018-10-31
Oboje z mężem jesteśmy niewidomi od urodzenia. Nasza droga z Bogiem trwa od początku życia. Nasi rodzice są wierzącymi i praktykującymi katolikami. Wychowaliśmy się i wzrastaliśmy w wierze katolickiej. Nasi rodzice i bliscy zaakceptowali naszą niepełnosprawność i pogodzili się z nią. Oczywiście na początku szukali pomocy u wielu specjalistów, jednak w naszym przypadku choroba tak bardzo postąpiła, że całkowity brak wzroku jest nieodwracalny. Rodzice doszli do wniosku, że jeśli nie można czegoś zmienić, to trzeba to zaakceptować. Dobrze przygotowali nas do samodzielnego życia, chcieli, byśmy żyli normalnie, uczestnicząc we wszystkim: wyjeżdżali na wakacje, korzystali z różnych atrakcji, jakie niosą dzieciństwo i młodość. Mieliśmy znajomych, których odwiedzaliśmy i z którymi chętnie spędzaliśmy czas. Chodziliśmy do szkoły dla osób niewidomych i słabowidzących w Krakowie. Ja dodatkowo rozwijałam swoje zainteresowania w szkole muzycznej. Mąż z kolei dobrze pływał i wyjeżdżał na zawody dla uczniów niewidomych. Ponieważ najbliżsi w pełni nas zaakceptowali i pokochali, my też nigdy nie narzekaliśmy z powodu braku wzroku. Mieliśmy podobne problemy, które nie odbiegały od kłopotów osób w naszym wieku. Szkołę średnią ukończyłam w Krakowie. Było to liceum zawodowe o profilu pracownik nowoczesnych technik biurowych. Mąż uczył się w liceum ogólnokształcącym wraz z osobami widzącymi w miejscu swojego zamieszkania, czyli w Świętochłowicach. W latach, gdy skończył podstawówkę, nie było jeszcze szkół średnich dla osób niewidomych.
Wiara miała i ma ogromne znaczenie w naszym życiu. W młodości należeliśmy do grup oazowych, to ukształtowało nasze osobowości, system wartości, poglądy i pomogło znaleźć odpowiedzi na wiele pytań nurtujących nas w młodym wieku. Oboje wybraliśmy po szkole średniej kształcenie w zawodzie masażysty w Medycznym Studium Masażu Leczniczego w Krakowie. Po ukończeniu szkoły podjęliśmy pracę w zawodzie. Mąż pracował w przychodniach z osobami dorosłymi, ja natomiast w rehabilitacji dziecięcej, z dziećmi niewidomymi i słabowidzącymi z dodatkowymi schorzeniami: z dziecięcym porażeniem mózgowym, autyzmem, wadami postawy.
Wiele zawdzięczamy Bogu. To On pomógł nam się spotkać na naszych życiowych ścieżkach. Poznaliśmy się przez tygodnik „Niedziela”. Napisałam list do specjalnej rubryki, za pośrednictwem której można było nawiązać nowe znajomości. Damian odpisał i tak zaczęła się nasza znajomość. Zaczęliśmy się odwiedzać. Aby lepiej się poznać, dużo rozmawialiśmy. Mieszkaliśmy w dwóch różnych miejscowościach – mąż pochodzi ze Świętochłowic, a ja z Krakowa. Po półtorarocznej znajomości zaręczyliśmy się. Kolejny rok obfitował w przygotowania do ślubu. 11 lutego 2012 roku zawarliśmy związek małżeński. Trwamy tak razem do dziś. Dziękujemy Bogu, że pomógł nam się spotkać. Obecnie mieszkamy samodzielnie w Świętochłowicach. Pracujemy w przychodni w Bytomiu jako masażyści. Czujemy się spełnieni w naszej pracy zawodowej, daje nam ona wiele satysfakcji. Cieszymy się, że mimo własnej niepełnosprawności możemy służyć innym chorym. Jesteśmy po prostu szczęśliwi. Za wszelkie otrzymane łaski, każdego dnia dziękujemy Bogu.
Zobacz całą zawartość numeru ►