O relacji mistrz-uczeń w medycynie
Szanujmy swoich mistrzów, bądźmy wdzięczni, że mieliśmy się od kogo uczyć, a jeśli nasze doświadczenie i wiedza pozwalają, abyśmy sami byli dla młodszych mistrzami, to bądźmy nimi z pokorą.
2019-01-31
Gdy byłam małą dziewczynką, mama zabierała mnie ze sobą na odwiedziny emerytowanych (czyli starszych i zwykle schorowanych) nauczycielek. Moja mama też była nauczycielką, uczyła języka polskiego. To były lata 60. i 70. Pamiętam, że była herbatka, skromne ciasteczka, a w jednym domu metalowa puszka z kolorowymi landrynkami – mogłam sobie wybrać moje ulubione białe (najsmaczniejsze). Mama opowiadała, że przed wojną nauczycielkami były zwykle kobiety niezamężne, a więc dyspozycyjne, poświęcające cały swój czas i siły dla uczniów – takie wyjątkowe powołanie. Jednak na starość brak rodziny był trudnym doświadczeniem i mama starała się jakoś wspomóc, wesprzeć swoje starsze koleżanki, które były dla niej wcześniej nauczycielkami zawodu – mistrzyniami! Ja sama mojej wychowawczyni ze szkoły podstawowej wysyłałam przez kilka lat kartki świąteczne na adres domu opieki, gdzie przebywała, do czasu, kiedy przyszedł zwrot – „adresat zmarł”. Odwiedzałam moją ukochaną katechetkę – też osobę samotną. Im jestem starsza, tym bardziej świadoma, ile dobra jej zawdzięczam! Po pierwszym roku medycyny pojechałam z symbolicznym kwiatkiem do mojej polonistki z liceum – wartości i ideały, które nam wpajała, bardzo mi pomagały…
U boku mistrza
W medycynie, którą wybrałam, relacja mistrz-uczeń jest bardzo ważna. Wiedza książkowa to nie wszystko, lekarzem się staje, obserwując swoich mistrzów – ich sposób rozmowy i badania chorych, sposób dyskutowania i podejmowania decyzji. Pracowałam ze wspaniałym zespołem lekarzy – młodszych, w średnim wieku i starszych, więc było się od kogo uczyć, a ci bardziej doświadczeni chętnie dzielili się wiedzą. Postawa szefa rzutowała na cały zespół: szacunek i zaufanie, dobro chorego na pierwszym miejscu, bez patosu, zwyczajnie. Było oczywiste, że w przypadku problemów (nie tylko zdrowotnych) swoich lub osób bliskich można było liczyć na pomoc szefa i całego zespołu. Gdy szef ciężko zachorował, moi koledzy chirurdzy przed pracą (a zaczynaliśmy o 7 rano!) wpadali do niego do domu, aby pomóc mu w pielęgnacji, np. ogolić go. Sami opracowali „grafik dyżurów”. Dowiedziałam się o tym po czasie i pamiętam, że zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Później, gdy opieka w domu stała się zbyt trudna, szef leżał w swoim gabinecie, zaopiekowany przez swój personel – i to było oczywiste, że opieka i wsparcie mu się należą.
Przysięga szacunku
Z tekstu „Przysięgi Hipokratesa” składanej przez pokolenia lekarzy, kiedyś przywołującej bóstwa greckie, a później – dzięki Objawieniu Bożemu – Jedynego Boga, zwykle cytuje się słowa o niepodaniu trucizny i środka poronnego oraz o zachowaniu w tajemnicy wiadomości pozyskanych podczas leczenia. Chciałabym zwrócić uwagę na inne słowa z tego tekstu mówiące o poszanowaniu swego nauczyciela: „Mistrza mego w tej sztuce będę szanował na równi z rodzicami, będę się dzielił z nim mieniem i na żądanie zaspokajał jego potrzeby: synów jego będę uważał za swoich braci i będę uczył ich swej sztuki, gdyby zapragnęli się w niej kształcić, bez wynagrodzenia i żadnego zobowiązania z ich strony; prawideł, wykładów i całej pozostałej nauki będę udzielał swym synom, synom swego mistrza oraz uczniom, wpisanym i związanym prawem lekarskim, poza tym nikomu innemu”.
Uczyć się i naśladować
Świadomość, że wiele pokoleń lekarzy powtarzało słowa tej Przysięgi, budzi dumę z przynależności do wielkiej rodziny lekarskiej, budzi szacunek dla mistrzów – wspaniałych przedstawicieli zawodu lekarskiego i budzi zobowiązanie, aby swoim życiem prywatnym i zawodowym nie zawieść zaufania, nie zhańbić tego zawodu. Mamy wspaniałe wzory do naśladowania, wspaniałych mistrzów! Wymienię choć kilku z nich: dr Janusz Korczak z warszawskiego getta, który nie opuścił swoich podopiecznych, dr Włodzimierz Fijałkowski, który odmówił wykonywania aborcji w czasach, gdy to wiele kosztowało, dr Wanda Półtawska odważnie wyznająca i broniąca wiary w Boga i godności człowieka, dr Andrzej Mielęcki, którego zamordowali Niemcy gdy niósł pomoc bojówkarzom niemieckim zranionym przez patrol francuskich żołnierzy, prof. Mieczysław Chorąży, którego świadectwo lekarza służącego chorym, a jednocześnie weterana walk o niepodległość jest dla nas niedościgłym wzorem, dr Cecylia Saunders i dr Robert Twycross – twórcy nowożytnej medycyny paliatywnej i opieki hospicyjnej, dr Katarzyna Jachimowicz broniąca w dalekiej Norwegii wolności sumienia lekarskiego, prof. Bogdan Chazan atakowany za obronę życia nienarodzonych i wielu innych lekarzy, o których tylko ich pacjenci i ich uczniowie wiedzą jacy są wspaniali!
Bądźmy wdzięczni
Na koniec pragnę przywołać jeszcze jedną scenę z życia wziętą: jestem na oddziale w hospicjum, wchodzi elegancka, bardzo zgrabna i zadbana kobieta z ogromnym bukietem kwiatów i pyta o chorą panią Annę, która zmarła przed kilkoma dniami. Sytuacja niezręczna… Zaprowadziłam ją do dyżurki i zapytałam, kim jest. Okazało się, że to tancerka (pani Anna była choreografem znanego zespołu tanecznego). Tancerka dość późno dowiedziała się o chorobie pani Anny i o jej pobycie w hospicjum. Nie mogła przybyć wcześniej ze względu na zaplanowane zagraniczne spektakle. Pani Anna była osobą bardzo ciepłą, a dla swoich uczniów prawdziwą mistrzynią, nauczycielką i matką. Łzy kapiące na kwiaty i ogromny żal, że nie zdążyła jeszcze raz jej podziękować…
Szanujmy swoich mistrzów, bądźmy wdzięczni, że mieliśmy się od kogo uczyć, a jeśli nasze doświadczenie i wiedza pozwalają, abyśmy sami byli dla młodszych mistrzami, to bądźmy nimi z pokorą i świadomością, że tylko oddajemy następnym pokoleniom to, co otrzymaliśmy od poprzedników – naszych mistrzów.
Zobacz całą zawartość numeru ►