Miłosierdzie i sprawiedliwość

Miłosierdzie nie przekreśla sprawiedliwości. Bóg jest sprawiedliwy i zarazem miłosierny. Jan Paweł II napisał, że na krzyżu Chrystusa nastąpiło „spotkanie Bożej sprawiedliwości z miłością”.

zdjęcie: WWW.CANSTOCKPHOTO.PL

2019-04-02

To pytanie powraca jak bumerang: czy Bóg jest bardziej miłosierny czy bardziej sprawiedliwy? Czy można pogodzić ze sobą te dwie war­tości? Wydaje się, że istnieje tutaj jakieś „albo, albo”. Moralna intuicja podpowia­da, że ludzie słusznie domagają się spra­wiedliwości, gdy np. oczekują kary dla przestępcy lub uczciwego wynagrodzenia za pracę. Ale jednocześnie czujemy, że sama sprawiedliwość to za mało. Są sytu­acje, które wymagają miłosierdzia, czyli przebaczenia, darowania długów nie do spłacenia, wielkoduszności w wymierza­niu kary, kolejnej szansy po upadku itd. Czy miłosierdzie jest pogwałceniem lub zawieszeniem reguł sprawiedliwości? Tak może to z pozoru wyglądać. Być może dlatego, że patrzymy na tę sprawę zbyt po ludzku. Potrzebujemy Bożej perspek­tywy. Biblia mówi o Bogu zarówno jako o sprawiedliwym sędzim, jak i o miło­siernym Ojcu. W Psalmie 116 czytamy: „Pan jest łaskawy i sprawiedliwy i Bóg nasz jest miłosierny” (Ps 116, 5). Pan Bóg na pewno nie ma schizofrenii. W Nim nie może być sprzeczności. Jak zatem pogo­dzić miłosierdzie ze sprawiedliwością?

Sprawiedliwość nie wystarczy

Czym właściwie jest sprawiedliwość? Czasami warto przypominać sobie najprostsze definicje. Sprawiedliwość oznacza oddawanie każdemu tego, co mu się należy. Czyli dobro powinno być nagrodzone, a zło ukarane. Jeśli coś na­bywam, to muszę zapłacić uczciwą cenę. Jeśli ukradłem, powinienem oddać itd. Sprawiedliwość wyznacza jakiś podsta­wowy porządek moralny, regulujący życie ludzkiej wspólnoty. Prawa stanowione przez parlamenty powinny opierać się na sprawiedliwości. To sumienie pod­powiada, co jest sprawiedliwe, a co nie.  

Istnieje nie tylko sprawiedliwość między ludźmi, ale także sprawiedliwość wobec Boga. Nakazuje ona oddać Bogu to, co Mu się należy. A Bogu należy się wdzięczność za Jego dary oraz posłu­szeństwo Jego przykazaniom. Człowiek sprawiedliwy powinien żyć wedle Jego prawa. Taki był właśnie ideał poboż­ności w Starym Testamencie. Być czło­wiekiem sprawiedliwym oznaczało być kimś religijnym i prawym. Można jed­nak słusznie zapytać, czy człowiek jest w ogóle w stanie oddać Bogu to, co Mu jest winien? Z tym pytaniem zmagał się w swoich listach gorliwy faryzeusz Sza­weł. Już jako Paweł doszedł do wniosku, że człowiek nie jest w stanie oddać Bogu tego, co powinien. Zawsze będziemy dłużnikami Pana Boga, każdy z nas jest w jakimś sensie synem marnotrawnym (choć w różnym stopniu). Nie jesteśmy bowiem zdolni odwdzięczyć się Ojcu w niebie za Jego dobroć. Nie potrafimy wypełnić wszystkich przykazań. Wciąż upadamy, często w te same grzechy. Wi­dzimy więc, że sama sprawiedliwość ma swoje ograniczenia. W jakimś sensie spra­wiedliwość domaga się miłosierdzia. Co nie oznacza wcale unieważnienia samej zasady sprawiedliwości.

Wszyscy jesteśmy dłużnikami

Przypomnijmy sobie przypowieść o nielitościwym dłużniku (zob. Mt 18, 23-35). Sługa był winien królowi 10 tysięcy talentów. To niewyobrażalnie wielka suma pieniędzy (około 340 ton złota lub srebra!). Jezus chce uświadomić nam, jak wielkimi dłużnikami jesteśmy wobec Boga, czyli jak wiele od Niego otrzymaliśmy. Nikt nie jest w stanie „spłacić” tego długu.

W Modlitwie „Ojcze nasz” pro­simy Boga „odpuść nam nasze winy”. W Ewangelii św. Mateusza występuje tu rzeczownik ofeilema, który oznacza dosłownie finansowe długi. Można więc tłumaczyć to zdanie z Modlitwy Pań­skiej jako „daruj nam nasze długi”. To samo słowo występuje w przypowieści o dłużniku. Dostajemy życie za darmo i w jakimś sensie na kredyt. Przez nasze grzechy i niewierności „okradamy” Boga z chwały, roztrwaniamy Jego „majątek”, którym jesteśmy my sami. Zaciągamy w niebie dług nie do spłacenia. Gdyby Bóg postępował z nami tylko sprawiedli­wie, nie mielibyśmy najmniejszych szans. Dlatego liczymy na Jego miłosierdzie. Zauważmy jednak, że to właśnie sprawie­dliwość uświadamia nam ogrom Bożego miłosierdzia. To nie jest tak, że nam się należy miłosierdzie. Pomyślmy o synu marnotrawnym, który roztrwonił majątek i wraca do ojca. Kiedy postanowił wrócić do ojca, wiedział doskonale, że nic mu się nie należy. Słusznie uważał, że już nie jest godzien nazywać się synem. Chciał być tylko najemnikiem, żeby zapracować uczciwie na kromkę chleba. Myślał zgod­nie z regułami sprawiedliwości i dzięki temu wrócił do ojca pokorny, skruszony. Owszem, ojciec mu przebacza i postępu­je z nim według miłosierdzia, ale drogę do domu utorowała mu sprawiedliwość. Sprawiedliwość i miłosierdzie potrzebują siebie nawzajem. Dopełniają się.

Wróćmy jeszcze na moment do przy­powieści o nielitościwym dłużniku. Sługa, któremu król okazał tak ogromne miło­sierdzie, sam okazał się niemiłosierny dla bliźniego, który był mu winien 100 denarów, co było śmiesznie niską sumą w porównaniu do 10 tysięcy talentów. Ów sługa według sprawiedliwości miał rację, domagając się zwrotu długu od swojego współsługi. Ale jeśli pomyśli­my, jak wiele mu darowano, to łatwo uznamy, że postępowanie sługi jest nie tylko brakiem miłosierdzia, ale jest tak­że czymś niesprawiedliwym. W „Ojcze nasz” powtarzamy „daruj nam nasze winy (długi), jako i my odpuszczamy na­szym winowajcom (dłużnikom)”. Jedno z błogosławieństw mówi: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7). Łatwo dostrzec tutaj jakiś rodzaj wzajemnej równowagi mię­dzy sprawiedliwością i miłosierdziem. Te dwie wartości się uzupełniają. Jak ujął to trafnie św. Tomasz z Akwinu: „miłosierdzie bez sprawiedliwości jest matką nieporządku. Sprawiedliwość bez miłosierdzia jest okrucieństwem”.

Krzyż, czyli sprawiedliwość i miłość

Na najgłębszym możliwym poziomie połączenie Bożego miłosierdzia i Bożej sprawiedliwości nastąpiło na krzyżu. Dlaczego Syn Boży umiera na krzyżu? Za co został skazany? W kategoriach ludzkiej sprawiedliwości był to najbar­dziej niesprawiedliwy wyrok w historii. Najbardziej niewinny został skazany na najbardziej haniebną karę śmierci. Ale z Bożej perspektywy wygląda to inaczej. Męki krzyża Chrystus doznaje za nas, ze względu na grzechy ludzkości. Bierze na siebie nasze winy i w jakimś sensie spła­ca Bogu Ojcu nasze długi. Pamiętamy, co syn marnotrawny chciał powiedzieć ojcu: „już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników” (Łk 15, 19). Jezus (nasz brat w człowieczeństwie) umiera śmiercią niewolnika po to, abyśmy mogli odzyskać utra­cone synostwo. Zło domaga się ekspiacji, czyli zadośćuczynie­nia, poprzez którą przywrócona zostanie sprawiedliwość. Ofiara Jezusa na krzyżu jest taką właśnie eks­piacją. Święty Jan Paweł II pisze, że „jest to wręcz jakiś «nadmiar» sprawiedli­wości, gdyż grzechy człowieka zostają «wyrównane» ofiarą Boga-Człowieka”. I dodaje, że „ta sprawiedliwość, która prawdziwie jest sprawiedliwością «na miarę» Boga, całkowicie rodzi się z mi­łości: z miłości Ojca i Syna, i całkowicie owocuje w miłości”.

Nie należy myśleć w ten sposób, że Bóg domaga się okrutnej śmierci swojego Syna po to, aby mógł nam przebaczyć. To nie tak! Bóg stawia sam czoło złu, któ­rego my jesteśmy sprawcami. Pokonuje to zło w ten sposób, że bierze na siebie jego cios. Przyjmuje cierpienie, które zło powoduje. Bierze na siebie całą nie­sprawiedliwość świata, aby przywrócić światu sprawiedliwość. Dlatego św. Paweł nazywa czyn, którego Jezus dokonał na krzyżu – naszym usprawiedliwieniem. Istotą usprawiedliwienia jest miłosier­na miłość. Ta miłość nie unieważnia sprawiedliwości, ale ją przywraca. Na krzyżu nastąpiło – jak pisze Jan Paweł II – „wstrząsające spotkanie Bożej spra­wiedliwości z miłością”. W Dzienniczku św. siostry Faustyny wciąż powraca myśl o przenikaniu się sprawiedliwości Boga i Jego miłosierdzia. Faustyna odkrywa przymioty, czyli cechy Boga. Pierwszym jest świętość, a drugim jest Jego sprawiedliwość. „Sprawiedli­wość Jego jest tak wielka i prze­nikliwa, że sięga w głąb istotnej rzeczy i wszystko wobec Niego staje w obnażonej prawdzie, i nic się ostać by nie mogło” – notuje Faustyna. „Trzecim przymiotem – jest miłość i miłosierdzie”. Jezus mówi w Dzienniczku: „Nim przyjdę jako Sę­dzia sprawiedliwy, otwieram wpierw na oścież drzwi miłosierdzia Mojego. Kto nie chce przejść przez drzwi miło­sierdzia, ten musi przejść przez drzwi sprawiedliwości Mojej...”.

Sąd Ostateczny

Pan Bóg na sądzie zaprowadzi osta­teczną sprawiedliwość. Oddzieli dobro od zła, nagrodzi dobro, ukaże zło. Zoba­czymy jasno całą prawdę naszego życia. Bóg zapyta nas wtedy: „co zrobiłeś ze swoim życiem?”. Ta myśl nie powinna budzić w nas lęku, ale nadzieję i poczucie odpowiedzialności.  

W myśleniu o sądzie ostatecznym należy unikać dwóch skrajności. Po pierwsze, nie wolno myśleć, że skoro Bóg jest miłosierny, to i tak wszystko mi wybaczy, więc nie ma się co przej­mować. Benedykt XVI podkreśla, że „łaska [czyli miłosierdzie] nie przekre­śla sprawiedliwości”. Miłosierdzie, pisze papież, „nie zmienia niesprawiedliwości w prawo. Nie jest gąbką, która wymazuje wszystko, tak że w końcu to, co robiło się na ziemi, miałoby w efekcie zawsze tę samą wartość”. Gdyby Sąd Ostatecz­ny „był tylko łaską, tak że wszystko, co ziemskie, byłoby bez znaczenia, Bóg był­by nam winien odpowiedź na pytanie o sprawiedliwość – decydujące dla nas pytanie wobec historii i samego Boga”. Czyli, każdy nasz wybór ma znaczenie na Wieczność. Boże miłosierdzie wyraża się w tym, że Bóg daje nam czas na na­wrócenie. Bóg jest cierpliwy, jest gotów przebaczyć. Nie karze nas od razu, ale czeka cierpliwie na nawrócenie na każde­go, nawet największego grzesznika. Każdy człowiek dostaje od Boga wystarczającą ilość czasu i okazji do nawrócenia. Nikt nie jest przeznaczony do piekła, ale czło­wiek może sam je wybrać. Ta groźba jest realna. Człowiek dopóki żyje na ziemi, może zawsze zmienić swój sposób życia. Jeśli jednak odrzuca miłosierdzie Boże, musi spotkać się z samą sprawiedliwo­ścią Bożą.

Druga skrajność polega na takim przeakcentowaniu sprawiedliwości, że człowiek popada w jakiś chorobliwy lęk. Pragnieniem Bożego Serca jest i będzie to, aby wszyscy ludzie poszli do nieba. Bóg Ojciec przekazał sąd nad światem swojemu Synowi. A Jezus jako prawdziwy człowiek jest naszym bratem. On zna nasz ludzki los z osobistego doświad­czenia. Jest kimś bliskim, kimś, kto nas kocha i rozumie. Jest wcieleniem Boże­go miłosierdzia. Skoro więc nasz Brat i Przyjaciel będzie naszym Sędzią, to płynie stąd dla nas ogromna nadzieja. Im lepiej znamy się z Jezusem, im bliżej Niego jesteśmy, im bardziej powtarzamy „Jezu, ufam Tobie”, tym większą może­my mieć nadzieję. On chce ocalić każdą zagubioną owcę. Czy jednak wszystkie owce pozwolą się odnaleźć? Innymi sło­wy, czy wszyscy zostaniemy zbawieni? Na to pytanie nie powinniśmy ważyć się odpowiadać. Człowiek nie powinien bawić się w Boga. Mamy prawo modlić się o zbawienie każdego. Mamy prawo mieć nadzieję. Nie wolno nam jednak myśleć, że miłosierdzie Boże unieważni Bożą sprawiedliwość.

Bóg jest jednocześnie sprawiedliwy i miłosierny. Obie te cechy współdzia­łają ze sobą. Święty Bernard z Clairvaux porównał je do dwóch nóg, na których Bóg rządzi światem i ludzkością. Obie te nogi są potrzebne. Bóg posługuje się zarówno sprawiedliwością, jak i miłosier­dziem, aby nas przyprowadzić do Siebie. Wniosek dla nas: nie wolno chcieć dojść do nieba bazując na własnej sprawiedli­wości. Nikt z nas nie potrafi być do końca sprawiedliwy. Z drugiej jednak strony nie można liczyć na Boże miłosierdzie, w taki sposób, że lekceważymy grzech i jego skutki. Nie można zrezygnować z żadnej z nóg, ponieważ wtedy straci się równowagę i daleko się nie zajdzie.  


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2019nr04, Z cyklu:, Panorama wiary

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024