Wierni do końca - mimo wszystko?
Zdradza jeden z najbliższych. Jezus wstrząśnięty do głębi. Tu zaczyna się Jego cierpienie i ból serca. Czy ja mogę coś o tym napisać? Żadną miarą.
2019-04-16
Rozważanie do fragmentu Ewangelii J 13, 21-33. 36-38
Wielki Wtorek
Opowiem tylko o jednej z pacjentek, którą spotkałam jako młody lekarz, gdyż co roku ją niezmiennie wspominam.
Badałam chorych do przyjęcia na oddział. Do gabinetu weszła szczupła, energiczna kobieta – pani Krystyna. Miła, sympatyczna, nie dałabym jej tych 48 lat. Problem tkwił w olbrzymim brzuchu, skrywanym pod gustowną ciążową sukienką. No tak właśnie wygląda zaniedbany guz jajnika – pomyślałam.
Szybko usiadła na krzesełku: „Nie jestem w ciąży, znaleźli mi wodę. Moja wina, już parę lat coś się działo, ale bałam się iść do lekarza”.
Zapadło milczenie, bo co tu powiedzieć. Jeszcze chwilę rozmawiałyśmy, zbadałam chorą i odtąd codziennie spotykałam ją na porannym obchodzie. Zauważyłam, że zawsze w czasie wizyty Kapelana chodzi po korytarzu. Aż któregoś dnia zapukała do gabinetu.
„Pani Doktor, tak bardzo chciałabym przystąpić do Komunii Świętej, choć raz na Święta. Nawet Pani nie wie, jaką mam tęsknotę.”
Byłam zdziwiona tymi słowami: „Ach, to nie ma problemu, można poprosić tego Księdza i wyspowiada.”
„Nie mogę, bo jestem rozwiedziona. Tak się złożyło. 25 lat temu mąż zostawił mnie zaraz po porodzie i wyjechał gdzieś daleko stąd, tyle go widziałam. Nie miałam pomocy ze strony rodziców i tak związałam się z kolegą ze szkolnych lat. Wychował mojego syna na wspaniałego człowieka. Zresztą syn naprawdę uważa go za swojego ojca.”
Słuchając, coraz bardziej jej współczułam, a przeszkody kościelne wydawały się niesprawiedliwe.
„Nie wiem, może w sytuacji choroby, na Święta, będzie możliwe przyjęcie Sakramentów? Niech pani spróbuje porozmawiać z Księdzem.” Bała się. Poprosiła o pomoc.
Tak więc udałam się na rozmowę. Wyłuskałam sprawę jak tylko mogłam najdokładniej, z całą dozą zrozumienia dla pani Krysi.
Kapelan był bardziej powściągliwy i nie widział wyjścia z sytuacji „na już”. Dodał, że można w takim wypadku zaproponować życie z mężem jak brat i siostra.
To, co usłyszałam, było trudne. Przechodząc korytarzem, nie raz przyglądałam się szpakowatemu panu, który z czułością gładził włosy pani Krysi, patrzyłam na rosołki ugotowane przez niego i na syna z żoną, całkiem podobnego do przybranego ojca.
Nie wracałyśmy do tematu. Stan chorej poprawiał się z miesiąca na miesiąc. Zakończyliśmy chemioterapię po kilkunastu cyklach.
Jaka była moja radość, kiedy pod drzwiami gabinetu badań kontrolnych zobaczyłam jakby panią Krysię. Ale co za odmiana! Zgrabna, uśmiechnięta. Przeszła udaną operację resztek guza.
„Pani doktor, muszę coś pani opowiedzieć. Rozmawiałam wtedy z kapelanem. Wie pani, że mąż się zgodził! Mieszkamy na wsi, więc zrobiliśmy wielkie przemeblowanie. Mąż zamieszkał na górze, zlikwidowaliśmy naszą sypialnię. Przyrzekliśmy czystość, no i wie pani – jak to u nas – sprosiliśmy rodzinę i znajomych, żeby się tym podzielić, żeby nie było zgorszenia. Rozmawialiśmy z Proboszczem. Pani doktor – byliśmy w Święta u Komunii Świętej wszyscy jak prawdziwa rodzina.”
Wtedy pomyślałam o układach z Panem Bogiem, który przyjął ich ofiarę i teraz ona cieszy się odzyskanym zdrowiem. A może kiedy już nic nie dolega, zobowiązanie jest o wiele trudniejsze?
Rok później zadzwonił do mnie mąż pani Krysi. Poprosił o pilną, nieplanowaną wizytę. Następnego dnia wprowadził ją do gabinetu na wózku. Podobnie jak kiedyś, nie poznałam jej: wysuszona, szaro-żółta staruszka z olbrzymim brzuchem. Na twarzy ogrom cierpienia.
„Kochana pani doktor, chciałam się pożegnać.”
„Co też pani opowiada, może chwilowo się pogorszyło?” Co ja w ogóle mówię? Lepiej milczeć. Przez głowę przebiegało dziesiątki myśli. Moja mina wyraźnie przeczyła zapewnieniom. Siadłam przy niej i gładziłam jej wychudzoną rękę.
„Wiem, o czym pani myśli – odezwała się nagle. Proszę się nie obawiać, ja nie mam pretensji do Boga. Pozostała tylko ogromna wdzięczność. Te lata pokazały, jak wspaniałego mam męża. Nigdy nie złamaliśmy danego słowa. Mieliśmy swoje racje, może prawa, ale tylko jedną tęsknotę.”
Zmarła kilka dni później.
Czasami wyobrażam sobie, że Jezus zobaczył niezliczoną ilość tych ludzi z przyszłości, którzy dzięki Jego męce i Zmartwychwstaniu pozostaną wierni do końca pomimo wszystko i dlatego pocieszony miał siłę przejść przez doświadczenie krzyża.