„I towarzyszył jej wielki tłum mieszkańców miasta”
Jest taki ból, który przeżywa się samotnie niezależnie od tego, jak wielu ludzi nam towarzyszy.
2019-09-17
Rozważanie do fragmentu Ewangelii Łk 7, 11-17
XXIV tydzień zwykły
Coś w nas umiera, życie odchodzi i wydaje się, że tak będzie zawsze. Nie ma słów, aby się modlić, aby o coś prosić, nawet żal i smutek są jakby zamrożone.
I wtedy zjawia się Jezus, który tak naprawdę był blisko cały czas. Widzi łzy, zwłaszcza te głęboko skrywane, których nikt nie widzi. Mówi – nie płacz – nie dlatego, że płacz jest czymś złym, ale dlatego, że za chwilę wszystko się zmieni.
Przychodzi, choć o to nie prosimy, bo przecież sytuacja jest nie do odwrócenia i wydaje się, że już nie ma o co prosić. Jezus przychodzi, dotyka i przywraca życie. I nie zawsze chodzi o takie po ludzku szczęśliwe zakończenie, taki happy end, jaki opowiada nam św. Łukasz. Czasami sytuacja się nie zmienia, ale życie wraca, i wracają siły, i pewność bliskości i działania Boga. Takie dotknięcie może rodzić lęk, strach, przerażenie. Tak jest zawsze, gdy czegoś nie potrafimy zrozumieć, ogarnąć, logicznie wytłumaczyć.
We Włocławku, w czasie drogi krzyżowej wysłuchaliśmy wielu świadectw ludzi, którzy w sytuacjach po ludzku całkowicie beznadziejnych doświadczyli tego dotknięcia, wskrzeszenia, powrotu do życia.
Tak było w Nain, i tak jest dzisiaj, bo darem Bożym jest życie, a nie śmierć.